Napisałam piękną, długą przedmowę i szlag ją trafił - macie szczęście xD Ograniczę się więc teraz do wielkiego DZIĘKUJĘ! za każdy komentarz, za wszystko. Za 40.000 wyświetleń i prawie 50-ciu obserwatorów (chociaż pewnie połowa dawno nie zagląda, cóż). Za to, że Wam się chce tu ciągle wracać. Podziwiam Was :D
A oto rozdział piąty Friends Will Be Friends. Zapraszam ;__;
_____________
Ten rozdział początkowo pisało mi się
całkiem lekko. Wydaje się przyjemną anegdotką, jedną z tych, które opowiada się
znajomym, kiedy wyczerpią się ciekawsze tematy. W każdym razie, taka pozornie błaha, może nawet zabawna
historyjka, przerodziła się później - choć trudno w to uwierzyć - w coś, co omal nie zniszczyło tego
wszystkiego, o czym ta książka ma opowiadać. W jakiś pokrętny sposób, przez ten
jeden upalny dzień, na włosku miała kiedyś zawisnąć prawdziwa przyjaźń.
ROZDZIAŁ
PIĄTY
„THE TIMES THEY ARE CHANGIN”
18 listopada 1981, Los Angeles, Kalifornia,
USA
- To właśnie dziś znajdujemy się na cmentarzu przy
Santa Monica Boulvard, wśród pogrążonych w smutku bliskich, wśród rodziny i
przyjaciół, a także ludzi, takich jak my, którzy przybyli jedynie oddać cześć… - Mówiła stanowczo zbyt suchym i
rzeczowym tonem jakaś kobieta w telewizji, ubrana w coś czarnego i tak obcisłego,
że ledwo dawałem radę skoncentrować się na tym, co mówiła.
- Albo dobrać się do dupy jej ojcu, wszyscy wiedzą,
że szukali czegoś na starego Wilsona, świat schodzi na psy, doprawdy. A ona nie
lepsza, głupia dziewucha. Ucz się, dziecko. Lepiej na cudzych błędach niż na
własnych, zapamiętaj to sobie. Doprawdy, heroina, na co to komu. Nie mówię
żeby… No ale ona doprawdy była… Ale taka młoda… - Babcia mamrotała pod nosem,
podnosząc nieco głos, kiedy zwracała się do mnie. Nie miałem pojęcia, czy w
ogóle wiedziała, że słuchałem sobie spokojnie całej reszty, ale już niejednego
się w ten sposób nauczyłem. To mamrotanie było po prostu skarbnicą wiedzy.
Kiedy wyszła do kuchni, ponownie wbiłem wzrok w ekran. Tego typu afery zawsze
mnie interesowały.
-…Mowa oczywiście o Monice Wilson, córce
powszechnie znanego i - do niedawna -szanowanego
sędziego Gerarda Wilsona, którego decyzja kończąca toczącą się od ponad
czterech lat sprawę dotyczącą oskarżenia byłego Gubernatora Stanu, Ronalda
Raegana, o nielegalne pobieranie pieniędzy z konta Bank of America przez cały okres trwania swojej kadencji, stała się
niedawno przyczyną wielu kontrowersji. Opinie na temat oczyszczenia pana
Raegana z zarzutów są bardzo krytyczne. Wiele wpływowych postaci zdaje się
wręcz uważać, że wkupił się on w łaski sędziego odstępując mu część swojej
nielegalnie zgromadzonej fortuny na jedno z licznych kont bankowych pana
Wilsona w jednym z państw zachodniej Europy. Są to jednak tylko przypuszczenia
i mamy nadzieję, że żadne pogłoski nie będą dziś w stanie oderwać naszych myśli
i ciepła naszych pełnych smutku serc od Moniki, którą tak niesprawiedliwie
okradziono ze wspaniałego daru, jakim jest życie… - Przykre to było, siedzieć
tak przed telewizorem, jakby nadawali jakiś dobry film i słuchać o tym, jak na
pogrzebie czyjejś córki, obca baba snuje chore insynuacje na temat kariery jej
ojca, kończąc bezczelnie uwagą o tym, jak bardzo nie chce, by w ogóle o tym
myśleć. Nie powiedziała o tej dziewczynie nic, poza tym, że miała na imię
Monica i byłą córką tego W-cośtamsona, który
miał pecha dostać gównianą sprawę, z której pewnie nie było takiego wyjścia
odpowiedniego dla tych żerujących na cudzym szczęściu hien. Kiedy JA zostanę
sławny, nigdy nie dam sobą pomiatać w taki sposób.
Chciałem się czegoś dowiedzieć o tej córce
sędziego, choćby tak - z czystej przekory. Chyba należało jej się trochę
zainteresowania, chociaż im dłużej o tym myślałem, tym bardziej wydawało mi się
to bez sensu. Na szczęście (czy może w sumie nieszczęście, bo nic dobrego z
tego nie wyszło) zwykle nie namyślam się nad niczym zbyt długo,* więc od razu
poszedłem do kuchni, skąd dochodził smakowity zapach przekładańca z jagodami i
parząc się uprzednio w rękę przy próbie dotknięcia świeżo wyjętego z piekarnika
ciasta, usiadłem na drewnianym stołku nie od kompletu, jakich było tu jakimś
sposobem zawsze akurat tyle, ile potrzeba i rzuciłem maksymalnie obojętnym
tonem, przygotowując się jednocześnie na dwugodzinny wykład o schodzeniu świata
na psy,
- Babciu, a ta cała córka tego sędziego…?
- Kto, ta mała Wilson? Dziecko, a co ty jeszcze
chcesz wiedzieć! Trąbią o niej na okrągło w radiu, w telewizji, w gazecie o
niej pisali, dasz wiarę? Kupuję gazetę, bo chcę wiedzieć co się dzieje na
świecie, bo telewizja oczywiście mi tego nie powie, skąd! Wolą się zajmować
rozwodem jakiegoś Huglingtone’a, czy innego Gustlingstone’a, doprawdy, nie mam
pojęcia kim ten chłopiec jest, a nic nie wspomną o ostatnich rozmowach z
Bolszewikami, doprawdy, świat schodzi na psy, dziecko, zapamiętaj to. Ale co
ja… A tak! Więc kupuję gazetę, żeby czytać o tym bękarcie Breżniewie, a tu ani
słowa na ten temat! Ani jednego zdjęcia jego parszywej gęby, nic! Dasz wiarę? A
kto za to jest na pierwszej stronie? Litery jak byk, czerwone takie, aż biją po
oczach, o proszę, mam tu tę gazetę, niech no tylko… - W tym momencie sięgnęła
do parapetu i wzięła jedną z gazet, rozkładając na pierwszej stronie, gdzie
(wcale nie aż tak ogromny) widniał czerwony napis „Monica Wilson odpowiedziała za
decyzje ojca?” i podetknęła mi ją pod sam nos. - Doprawdy, dziecko.
Należy się jej chyba chociaż trochę szacunku, jeśli już nie miała go za życia.
Chociaż to rzeczywiście nie była najinteligentniejsza… No ale o czym to ja? Weź
sobie kawałek ciasta, co tak patrzysz? Nie przejmuj się tą historią, ludzie
umierają codziennie, nie ona jedna miała pstro w głowie. Lepiej byś się pouczył
czegoś. Doprawdy, w tej szkole niczego od was nie wymagają! Świat schodzi na
psy, zawsze to powtarzałam. – Mówiła coś jeszcze pod nosem i wydawało mi się,
że wyłapałem jakieś brzydkie słowa (zawsze łatwiej wpadają w ucho, prawda?),
ale bardziej mnie zajęło to, że wciąż nic nie wiedziałem o tej Monice. Z gazety
też niczego się nie dowiedziałem, artykuł był utrzymany w tym samym tonie, co
wypowiedź tej kobitki z telewizji, jakieś sranie w banię o jej ojcu i jego
fikcyjnych milionach na koncie w Szwajcarii.
Nawet nie zauważyłem, kiedy zacząłem gorąco trzymać
jego stronę. Ani kiedy postanowiłem mu to oznajmić. Albo kiedy nagle znalazłem
się przy Santa Monica Boulvard, chociaż to było dobre pół godziny drogi od
domu.
Przed bramą cmentarną tłoczyło się całe mnóstwo
ludzi. Jedni rozmawiali ze sobą cicho, inni wymieniali na ich widok wzburzone
wspomnienia, jeszcze inni szlochali cicho w chusteczki. Była też grupka
chłopaków w moim wieku, którzy najwyraźniej próbowali znaleźć jakiś sposób,
żeby przedostać się do miejsca, gdzie kręcono reportaż do telewizji.
Przysunąłem się bliżej nich, bo wyglądali na takich, którzy mogliby coś
wiedzieć. No i, tak jak ja, wyróżniali się trochę zbyt krzykliwym ubiorem jak
na taką uroczystość. Jednak jeszcze zanim zdążyłem podejść na tyle blisko, by
usłyszeć o czym rozmawiają, tłum zaczął gwałtownie na nas nacierać, kiedy
próbował się rozstąpić, by mogli wyjść – w asyście ochrony – państwo Wilson.
Sędziego poznałem, bo jego zdjęcie (dwa razy większe od zdjęcia jego zmarłej
córki) zamieścili przy artykule, który wcześniej czytałem. Domyśliłem się, że
kobieta przyciskająca wygniecioną chustkę do twarzy to jego żona.
- Hej! Panie Wilson! Proszę pana! – Wołałem, ale
ludzie skutecznie mnie zagłuszali.
- A ty co? – Wytrzeszczył na mnie oczy jeden z tych
chłopaków, z którymi chciałem pogadać. Musiał krzyczeć, żebym słyszał, co w
ogóle mówi. – Znasz go?
- Co ty. Pierwszy raz go widzę. No, oprócz zdjęcia
w gazecie.
- To co od niego chcesz? – Wzruszyłem ramionami,
ale chyba tego nie zauważył, bo wciąż napierali na nas ubrani na czarno,
szlochający, gwiżdżący, chuj-wie-co-jeszcze-robiący
ludzie.
- Chciałem mu powiedzieć, że trzymam jego stronę.
- Nieno, to dobry moment sobie wybrałeś, koleś. Tak
w ogóle, to jestem Adler!
- Slash! – Odkrzyknąłem, a potem przerwałem
rozmowę, bo jeśli chciałem pogadać z Wilsonem, to był najwyższy czas, żeby
zacząć się przepychać w jego stronę. I znów nie dotarłem do celu, bo ktoś mnie
zaczepił, ale tym razem poczułem tylko słaby uścisk dłoni na przedramieniu i
ktoś zaczął szybko syczeć mi do ucha, że musimy się pospieszyć i że nikt nas
nie może zobaczyć. Byłem tak bardzo zdziwiony, że pozwoliłem, żeby czyjaś chuda
ręka poprowadziła mnie w zupełnie odwrotną stronę. Gdzieś w tłumie mignęła mi
przez chwilę bujna fryzura nowego kolegi, a parę minut później siedziałem na
jakimś zarośniętym nagrobku, a wysoka, chuda dziewczyna, która mnie tu
przyprowadziła, oddaliła się na chwilę, żeby sprawdzić, czy na pewno jesteśmy
sami, jak mi oznajmiła, nawet nie patrząc mi w twarz. To już dwa dobre powody,
żeby się wystraszyć i spierniczyć gdzie pieprz rośnie, ale dupę miałem jakby
wmurowaną w kamienny grób.
Po paru chwilach (które wydawały się paroma dniami)
dziewczyna wróciła i po raz pierwszy odwróciła się w moją stronę tak, że mogłem
dostrzec jej twarz. Aż wrzasnąłem, jak mała dziewczynka. Ale serio, kto to
widział, żeby zmarłe córki sędziów czaiły się gdzieś po cmentarzach? Poza trumnami?
- Ćśś, nie drzyj się tak. Jesteś idiotą, czy jak?
- Ty… Co? Jak? Ale…
- Po pierwsze, zamknij się, bo przez ciebie nie usłyszę,
jak Steven będzie szedł. Secundo, siedź cicho nawet jak już przyjdzie, bo
dostaniesz w buźkę, że cię własne kłaki nie poznają, czaisz? – Miałem
wrażenie, że jeszcze chwila i dostanę jakiejś hiperwentylacji. Szok w mojej
głowie przybierał formę wielkiego głazu, który powoli spłaszczał mi mózg, tak,
że niemal fizycznie czułem, że zaraz nic z niego nie zostanie.** Ruda (a w
zasadzie brunetka, jak wywnioskowałem z ciemnych odrostów na jej
przetłuszczonych, pomarańczowych włosach) siedziała teraz po turecku na płycie
nagrobka i bezczelnie obgryzała paznokcie.
Milczeliśmy. Tylko w mojej głowie jakiś głosik
wrzeszczał co tchu „UCIEKAJ, HUDSON, UCIEKAJ, PÓKI MASZ NOGI (tak dla
wyjaśnienia – ta laska miała taką minę, jakby w każdej chwili mogła wyjąć z
kieszeni piłę mechaniczną i mi je urżnąć, trzymając przy tym palec w
nosie)!” Po niedługim czasie usłyszałem
szuranie butów po suchej ziemi. W dziewczynę momentalnie coś wstąpiło. Zerwała
się z miejsca i siłą zaciągnęła mnie za róg małej kapliczki, przy której
siedzieliśmy do tej pory. Mruczała przy tym do siebie i rzucała przerażone
spojrzenia wokół, jakby obawiała się co najmniej osaczenia przez FBI. Tymczasem naszym
oczom ukazał się pogwizdujący cicho blondyn, który wcześniej mi się
przedstawiał. Koścista dłoń wbiła mi się w przedramię tak mocno, że oczyma
wyobraźni już widziałem nieschodzące z niego tygodniami sine szramy. Po chwili
poleciałem w przód prosto na twarz, ciągnięty przez jakąś nadludzką siłę
uwięzioną w chudym ciałku córki sędziego, która rzuciła się na chłopaka, automatycznie (lub z
premedytacją – nie żebym się miał zdziwić) ciągnąc nie spodziewającego się
niczego mnie za sobą.
- Adler, sukinkocie jeden! – wysmarkała mu w
koszulkę na przywitanie, co uchwyciłem, kiedy już podniosłem się z ziemi. Mimo
agresywnego tonu jej wypowiedzi i niekoniecznie przyjemnego słowa, którym
określiła chłopaka, tuliła się teraz do niego jak koala, oplatając wszystkimi
możliwymi kończynami. Naprawdę uwierzyłem już, że jest z nią coś bardzo
poważnie nie tak. A przecież później okazało się, że to zaledwie wierzchołek góry lodowej…
________________________________________________________________________
*- Cóż, jako autorka, nie powinnam zapewne robić osobistych wycieczek
w książce opisującej sławnych ludzi (zwłaszcza, że znają mój adres), ale nie
mogłabym w tym miejscu nie wspomnieć, że absolutnie się zgadzam – myślenie nie
jest dobrą stroną Saula Hudsona.
** - Czyżby obawy Saula się potwierdziły?
O______________________________O
OdpowiedzUsuńO______________________O
O KURDE!
Jak Ty to zrobiłaś? Jak? O.O To jest takie zajebiste, że aż mój sprasowany mózg (może mam głaz w głowie? ale jak powstał? pewnie przez kolorowanie flagi i godła -,-) fika koziołki z zachwytu *____________*
Tak pięknie, świeżo i w ogóle zajebiście oddałaś tok myślenia Slasha *______*
Hehehehehehe jego babcia jest świetna XD Świat schodzi na psy, zgadzam się XD A więc już wtedy tak było...
I Stevenek taki piękny, chociaż nie jest go tu bardzo dużo to i tak jest zajebiście *w*
No i ta Monisia, nie wiem co o niej myśleć. W każdym razie cwana dziewuszka, bo wszyscy myślą, że ona w grobie a tu co? BUM, ona żyje. A Slashuś pewnie teraz zostanie zamieszany w jakąś aferę razem ze Stevenkiem i rudą. Hehehe.
Zdjęcia piękne jak zwykle *___________* zachwycam się :D Przypomniałaś mi o tym, że miałam pościągać sobie jakieś zdjęcia xD Może znajdę czas w weekend xD
Cieszę się, że nie mam jutro żadnej kartkówki i mogłam przeczytać :D
No o ten... jest zajebiście! Czekam na dalszą twórczość *w*
Santa Monica Boulvard... Strzelam, że czytałaś "Patrząc jak krwawisz", więc znasz ten fragment o słodkich loczkach Stevena i miłych panach homoseksualistach, którzy właśnie tam go zaczepiali :3 Bo ja znam i za każdym razem, gdy widzę tę nazwę, nie mogę się od niego uwolnić!
OdpowiedzUsuńBabcia Hudson jest najlepszą postacią Babci Hudson, na jaką kiedykolwiek się natknęłam! Świetnie oddałaś charakter typowej starszej kobitki i to o świecie schodzącym na psy, bękarcie Breżniewie... Geniuszu!
Poza tym, już to mówiłam, widać ogrom pracy, jaki wkładasz w każdy rozdział i trochę żałuję, że nie masz możliwości wydania tej opowieści. Już. Teraz. Księgarnie chyba jeszcze nie dojrzały do tego, żeby sprzedawać przepełnione głębokimi refleksjami i życiowymi zawirowaniami dzieła pod szyldem "fan-fiction". Nie wiedzą, co tracą...
Czyjaś zmarła córka łazi po cmentarzu i wmurowała dupsko Slasha w nagrobek? Wiesz co? Nawet, gdybym nie była teraz na Twoim blogu i nie miała kolorowego pojęcia, czyje dzieło czytam, po tym wydarzeniu, zorientowałabym się, że to Ty jesteś autorką :D Jakoś bardzo mi się skojarzyło ze zszywaniem dupy z kanapą xD
Ta Monica mi się podoba. Zapewne będzie jedną z tych postaci, które chodzą po ścianach, jedzą szkło, odprawiają rytuały voodoo, a ich znajomi i najbliższa rodzina doskonale wiedzą, że całkowicie normalne zachowanie i może być o wiele gorzej... Lubię takie postacie, jakoś się z nimi utożsamiam :D
Steven <3 Big loff i w ogóle! Koale! Odrosty! Sprasowane mózgi! Lise, aj laff ju soł macz!
Oczywiście to opowiadanie jest bardzo poważne i jak zwykle perfekcyjne, ale nie obyło się bez tego, co wszyscy lubimy najbardziej- PIŁY MECHANICZNEJ. Stęskniłam się za Axlem. Aż się łezka w oku kręci. Ale za to jest Babcia Hudson! Powinna dostać pokojową Nagrodę Nobla za kształcenie swego wnuczka w duchu patriotyzmu i miłości do bliźniego oraz tolerancji, zrozumienia i współczucia. PIŁA MECHANICZNA! Jak zwykle perfekcyjnie, Lise. Poruszasz moją wyobraźnię, twoje metafory i porównania są zawsze tam, gdzie powinny. Jestem po prostu szczerze zdumiona. Jak zwykle- nie mam słów. Postacie przedstawiasz niesamowicie. Każdy rozdział jest nową opowieścią. Jesteś cudowna! Cóż mogę rzec? PIŁA MECHANICZNA!
OdpowiedzUsuńBędziesz pokutowała za to, że mnie nie informujesz, oj kiedyś będziesz.
OdpowiedzUsuńZazwyczaj chujowy ze mnie czytelnik, a tutaj, dzisiaj, trafiam sobie przypadkiem żeby Cię zaprosić i kurwa przeczytałam wszystko. Serio, nawet komentarze. Co za rozkosz, tęskniłam! <3
W ogóle to ja kocham to opowiadanie i mi się wydaje, że je piszesz straasznie długo, a to dopiero piąty rozdział? Ktoś tu jest prawie tak leniwy jak ja, hohoho :3
I od początku już mnie zauroczyłaś, bo mi akurat Santa Monica Blvd się kojarzy z jakże idealnym i klimatycznym Lost in Hollywood Systemu, od którego się nie mogę uwolnić po sierpniowym koncercie. Co do postaci starszej Hudson to nie mam porównania, bo nie przypominam sobie żadnej innej, ale wyśmienita kreacja, naprawdę! No i jakby otagować to poza 'cudowne' 'zajebiste' 'najlepsze' i tymi wszystkimi superlatywami to jeszcze 'piła mechaniczna', ideał!
Jestem fanką zdjęcia 15-letniego Stevana, w ogóle wielbię młodego Stevena i Slasha, bo wychowywali się na ulicach z Anthonym i Flea, i zawsze się zastanawiam, jak to się kurwa stało, że 90% tych wielkich muzyków to tak niesamowicie naturalnie się znało (pomiędzy zespołami) z podwórka, no lol!?
Jeśli chcesz to wpadnij, kocham Cię <3
Zapraszam na rozdział 14 :3
OdpowiedzUsuńhttp://die-in-the-paradise.blogspot.com/
A co do tej ankiety... Pewnie zastanawia Cię mała ilość komentarzy na Twoim blogu, czyż nie? Mnie też to zastanawia. Na wszystkich blogach (o ile nie są zawieszone lub zakończone) jest mało komentarzy. Powód? Nie mam pojęcia. Może szkoła, może porządni ludzie się wykruszyli? Ja staram się zawsze napisać kilka słów, chociaż w szkole też mam zapierdol. Ale wiesz co? Nie przejmujmy się tym! Myślę, że wkrótce wszystko wróci do normy. Musimy po prostu pisać i cieszyć się z każdego pozytywu... na przykład Duffowa wróciła! To powód do blogowej radości :D
Ta przemowa jest jakaś taka... brzydka.
Loff <3 ;__;
uHUHUHUH NARESZCIE ;___; jUŻ MYŚLAŁAM, ŻE WSZYSCY TWÓRCY BLOGÓW ZAPADLI SIĘ GDZIEŚ POD ZIEMIĘ ALBO ZOSTALI PORWANI PRZEZ UFOLUDKI Z MARSA ;_________________; A tu wchodzę na bloggera (po dłuższej przerwie) i kupa nowych rozdziałów xDDDD
OdpowiedzUsuńAle dlaczego przerwałaś w takim momencie?
Łamiesz mi serduszko </3 (o ile nadal je mam xDD)
I tak, informuj mnie xDDDDD Boże jaki ze mnie idiota xDDD
UsuńHej ziemniaczku :33
OdpowiedzUsuńOd razu przepraszam, że ten komentarz jest (czy tam będzie) do dupy ;C
I tak na początek chciałam jakoś przeprosić, czy coś, bo miałam dawno skomentować ;-; ALE TERAZ NADRABIAM, C'NIE? Napisałabym tu jakąś piękną wymówkę, ale to głupie, więc napiszę tyle, że jestem chora ;________;
Sołł, wreszcie zwlekłam się z cieplutkiego łóżeczka I OTO CZYTASZ TO COŚ (co miało być komentarzem).
Chciałam tu napisać, że...ehm... SZACUN :3333333
Po pierwsze to w końcu jesteś kochanym Ziemniaczkiem. Ale nie jakimś tam, tylko Naszym-Najukochańszym-Na-Świecie-Ziemniaczkiem (uświadom to sobie-sobie).
No chyba, że wiesz, że Ciebie tu wszyscy kochamy (a jak nie, to sama wiesz co :3 (-->wpierdol<--)) Chyba już Ci kiedyś pisałam, że potrafisz mi zawsze poprawić humor? I pewnie nie tylko mi :D Bo cokolwiek napiszesz, to w zależności oczywiście jaki ma nastrój, jeżeli 1) schizę-coś podobnego to od razu mój ryjek zaciesza i się śmieję :33 2) TO- :OOOOOOOOOOOOOOO Szacuneczek a później takie "woooooo(...)ooowww!!!"
Po drugie- to nie słodzę! Tylko piszę prawdę.
Po trzecie to kocham/wielbię/ubóstwiam Twoje diologiiiiii (w sensie przez Ciebie stworzone, no chyba, że na co dzień spotykasz niby to zmarłe koleżanki na cmentarzu (a może jesteś ślimakiem-obserwatorem i żyjesz już jakieś 70 lat przyjmując ciało Lise :OO))
Po czwarte to nie tylko dialogi, ale jeszcze opisy, PRZEMYŚLENIA :33, postacie no i ich opisy (i oczywiście Policjanta z Lukrem na Ryju, Palca :333)
Po piąte to są zdjęcia ;33
Ogólnie nie chce mi się już wymieniać w ten sposób, bo to głupie. Jak to czytałam to takie: Eeee...wtf? No i się zastanawiałam, czy to na początku to sama tak profesjonalnie napisałaś . Bardzo fajnie przedstawiłaś babcię Saula :3333333333333333333333333333333333333333333333333333333333 (nie, wcale tego nie nadużywam) . Taka sympatyczna (no i zawsze się przyda mieć babcię, co Ci piecze CIASTO ,no, i ewentualnie mówi "doprawdy" co chwila). I mówi, dokładnie, jak babcia (nie jak moja, ale przecież wiemy, jak babcie mówią, nie?). Bez żadnych naciąganych tekstów i sztuczności, nawet nie musiałaś tego tak robić, a i tak jest cudownie.
Próbowałam tak zrozumieć logikę Slasha... I to chyba jest, że:
1. Siedzisz przed telewizorem, słuchając, że komuś (zapomniałam kto to był ;-; sędzia chyba, nie?) zmarła córka.
2. Słuchasz (ewentualnie nie słuchasz, albo udajesz) swojej babci.
3. Nie je ciasta (bo nie jadł, nie? bo nie pamiętam już ;-;)
4. Wychodzi z domu,idzie na cmentarz, żeby powiedzieć temu sędziemu, że trzyma jego stronę
:OO
Albo po prostu: Ogląda TV, czyta gazetę o zmarłej córce sędziego, po czym idzie na jej pogrzeb, żeby powiedzieć temu gościowi, że jest po jego stronie.
LOGICZNE. Ale nie podoba mi się punkt 3 jego rozmyślań. No chyba, że ciasto miało cynamon (nie miało XD), to rozumiem. Cynamon to zuo ;-;
MAMY STEVANAAA, ehehhehe. Myślałam, że Slash zacznie się śmiać, czy coś, bo w końcu Steven, nie? A może to JESZCZE nie nadeszło? Hmm? Ale nie, Slash- powaga i chce się dopchać do gościa....Zaczynam pisać tak nieskładnie, że sama siebie nie rozumiem ;-; Więc zaoszczędzę to i mi i sobie i pójdę dalej umierać (ew. się dusić).
Życzę miłego dnia. (wtf? co ty pierdolisz... chyba mam gorączkę XD) Żegnam Ziemniaczka naszego kochanego i życzę duuużo weny, słodyczy no i ciasta (nie zaliczam ciasta do słodyczy- dlatego :3)
Jako, że rzewnie skomentowałaś mój pożegnalny post, to właśnie do ciebie przyszłam zareklamować swojego nowego bloga.
OdpowiedzUsuńhttp://dziennik-szalenca.blogspot.com/
Przepraszam za spam i dziękuję za wyrozumiałość.
I zapraszam oczywiście! :D
Zaczęłam coś nowego, więc jak znajdziesz chęć i chwilę to zapraszam :P
OdpowiedzUsuńwhispers-and-weep.blogspot.com
~Draconis
http://die-in-the-paradise.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńNowy.
http://die-in-the-paradise.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZapraszam serdecznie na nowy rozdział :D
Zapraszam na rozdział :D
Usuńhttp://die-in-the-paradise.blogspot.com/2013/11/let-me-hear-you-scream-rozdzia-17.html
Ja przepraszam, że ja się tak tutaj bez żadnego "dzień dobry" wjebię, ale chciałbym wszystkim obwieścić, iż blog "Po Drugiej Stronie Granicy" został wznowiony i znów prężnie się rozwija... serdecznie zapraszam ^^
OdpowiedzUsuńwww.on-the-other-side-of-a-border.blogspot.com
;)
Witam. Chciałam Ci tylko powiedzieć, że myślę, że wróciłam znów do gry i proszę o ponowne informowanie mnie o rozdziałach. Niedługo powinnam zostawić Ci komentarz i mam pytanie - czy chcesz być nadal informowana? Jak tak, to chyba nie pozostało mi nic, jak zaproszenie Cię na VIII rozdział - http://tacy-pozostaniecie.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńBędzie jakiś nowy rozdzialik niedługo? :3
OdpowiedzUsuńWolność, miłość, skrobia!
KOCHAM!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! <3333333333333333333333333
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam całego bloga i zakochałam się... <3 Świetnie piszesz! Naprawdę mnie oczarowałaś... ;_; Jak czytałam Nightrain I Perfect Crime to cały czas szczerzyłam się do monitora! I jeszcze bohaterami w opowiadaniach są Guns N' Roses, Queen i Aerosmith! No po prostu jestem w niebie. Albo w Krainie Puchatych Tęczy! xD Ten blog też mnie zachwycił! Czekam na więcej i nie poddawaj się, bo masz talent, który nie może się zmarnować! :D I jeśli będziesz miała czas i ochotę do wbijaj do mnie (dopiero zaczynam): in-the-world-of-rock.blogspot.com
OdpowiedzUsuńJezu, Lise, gdzie ty jesteś?! Tak bardzo brak mi twej twórczości, tęsknię, po prostu nie jestem w stanie tego ubrać w słowa! Tak niesamowicie tęsknię, wróć!
OdpowiedzUsuńJestem tu, jestem ;___; Nie wykurzy się mnie tak łatwo.
UsuńRozdziały się piszą, tylko czasu mam strasznie mało ;__; Naprawdę, nie migam się, naprawdę D: Nie zostawiam Was ;___;