Jest, po latach stu, jest ;___; Przepraszam po 2383791283-kroć :C
I przepraszam za wydźwięk tego rozdziału, ale to ostatni, który jest jeszcze wstępem do akcji. A następne powinny być cokolwiek lepsze. Tak sobie założyłam xD
Następny rozdział postaram się wrzucić szybciej... ;-;
____
Dobrze
pamiętam dzień, kiedy dostałam od Jasona ostatni list przed jego powrotem do
Bullhead. Był krótszy niż pozostałe, ale za to Jas widocznie starał się
bardziej niż zwykle. Nie chodziło tylko o kształtniejsze literki - w ogóle
rzucało się w oczy, że wreszcie
pozbierał myśli.
Shannie!
Przepraszam, że tak długo nie
dawałem znać o sobie, ale dużo się działo. Nie uwierzysz, co jest! Wreszcie coś
się ruszyło, to już sześć dni! Szczerze mówiąc, strasznie się męczę, ale pomaga
mi myśl, że niedługo wreszcie się zobaczymy. Nawet nie masz pojęcia, jak
tęsknię za Tobą i Jamie (chociaż mogłaby przestać truć mi głowę o mieszkanie.
Coś znajdę, jak będę na miejscu, nie chcę sobie psuć takiej chwili planowaniem).
Pomyśl tylko, jeszcze tydzień i
znowu będziemy razem. Dorosły facet nie powinien tak się tym podniecać, w końcu
to tylko powrót do domu, nic wielkiego, ale kiedy sobie to wyobrażam, płaczę jak dzieciak. Już prawie zupełnie nie
pamiętam jak wygląda Bullhead. Niby dostawałem od Was zdjęcia, ale to nie to
samo. To tyczy się też Ciebie i Jam. Ciężko mi sobie wyobrazić, że to naprawdę
Wy. Ja też sporo się zmieniłem, cóż. Nie mam nic, co mógłbym Ci przesłać. Nie
mam własnego aparatu i nie znam nikogo, kto by miał. A wiesz, że wstyd
pokazywać – zwłaszcza Wam – te, które mi robiono. Także szczególnie Jam nieźle
się pewnie zdziwi, kiedy zobaczymy się po tylu latach. Wtedy byliśmy
dzieciakami, teraz to będzie zupełnie co innego.
Głupio mi to przyznawać, ale mam
cholerną tremę. Wiem, że niby nie mam do tego żadnych podstaw, ale co jeśli w ogóle nie
przypadniemy sobie do gustu? W listach to przecież co innego. Nie ma w nich wkurzających
nawyków, ani bezsensownych napadów śmiechu, ani przekrwionych oczu, ani
sposobu, w jaki wymawiasz poszczególne słowa. Rozumiesz, prawda? Boję się, że
coś we mnie będzie nas od siebie odpychać. Ale nie ma co się martwić na zapas,
w niczym to przecież nie pomoże, nie?
Kończę już, bo mam jeszcze parę
spraw do załatwienia. Trzymaj za mnie kciuki, mała.
Do wtorku.
Z Końca Świata,
Jason
Zawsze się tak podpisywał. „Z Końca Świata”,
chociaż dobrze wiedziałam, że spędził prawie cały ten czas w Atlancie. Jas ma w
sobie trochę z poety. Czasem, kiedy zdarzało mu się pisać pod wpływem, tworzył takie cuda, że i Morrison by pozazdrościł.
Zatrzymuję sobie każdy list od niego. Głównie z sentymentu, ale kto wie? – Może
kiedyś jednak zostanie sławny i wtedy opchnę je za grube miliony? Swoją drogą,
chyba nie mówił Jamie aż tyle, ile mówił mnie, choć nie jestem pewna, bo nigdy
nie odważyłam się zajrzeć do jej korespondencji. Nie żeby mnie nie kusiło.
Jestem strasznie wścibska. Do tego –oh, jak mi przykro! - wywyższam się nad
innych. W końcu mam się poniekąd za lepszą od Jam. Generalnie większość ludzi
mam za lepszych (może i niewiele, ale jednak) od Jam. Mam oczywiście całą masę
powodów, moja niechęć nie bierze się znikąd, chociaż potwierdzam, że wywołuje
ją prawie wszystko. Co takiego złego było w mojej rodzonej siostrze, że nawet
listy wolałam czytywać w parku pod drzewem, jak najdalej od niej? Chociażby to,
co działo się po moim powrocie tego - i niemal każdego innego - dnia…
- Bo powinnaś widzieć w tym wszystkim dobre strony,
wiesz?! – Poszło jak zwykle o moje nędzne samopoczucie. Jamie krzyczała do mnie
z progu pokoju. Znów to samo. Kolejna kłótnia. Bezsensowna wymiana argumentów,
które już dawno się skończyły. Bitwa na siłę głosu.
- A nie pomyślałaś, że może w tym w ogóle NIE MA
żadnych dobrych stron?! – Odwrzasnęłam z dołu schodów, nie przejmując się
zbytnio panującym w Sacramento nakazem zachowania ciszy na korytarzach. Nie
powstrzymywałam łez, więc od paru chwil lały się ciurkiem po policzkach, które
zamiast poczerwienieć z gniewu, stały się jeszcze bardziej białe. Jamie znów
zasypywała mnie pociskami świetnych
przykładów łaskawości losu wobec nas i oczywiście, jak zwykle, nie
obchodziło jej nic, co ja mam do powiedzenia. Ona tylko udawała, że dba o
wszystkich wokół. Tak naprawdę byliśmy jej potrzebni tylko do tego, żeby mogła
czuć się komuś potrzebna. – Może Tobie się wydaje, że powinnam dziękować dzień
w dzień, że mamy tu bieżącą wodę i elektryczność, zamiast wyrzucać, że nie mamy
za to gdzie się podziać, a rodzice nawet nie chcą o nas słyszeć? Może tobie
daje jakąś wewnętrzną radość to, że co rano wschodzi słońce, ale ja widzę
tylko, że to kolejny dzień, kiedy muszę się obudzić i znów być sobą, żyć,
oddychać! Powinnam się cieszyć, bo są ludzie, którzy chcieliby być w mojej
sytuacji, bo sami mają gorzej, prawda? Ciągle, ciągle to powtarzasz! Ale
dlaczego moja sytuacja musi być zła? Dlaczego nie mogę choć raz w życiu mieć z
górki?! Nie mam ochoty siedzieć tutaj ani chwili dłużej! I nie mam na myśli
tylko tego miejsca, ale w ogóle ciebie, siebie, świata! Nie możesz tego pojąć,
że czasem muszę toczyć ze sobą dyskusję o tym, czy nie łatwiej byłoby wejść
przypadkiem pod koła samochodu! Nie wiesz jak to jest, Jamie! Nie masz pojęcia!
Ty znalazłaś przyjaciół, chociaż nie wiem jaki frajer chciałby się z tobą
zadawać; ty nigdy nie miałaś aż tylu problemów. Wydaje ci się, że skoro
jesteśmy siostrami, to możesz myśleć za mnie i mówić w moim imieniu, ale ja nie
mogę już na ciebie patrzeć! Nie mogę słuchać ani chwili dłużej, jak mi wytykasz
jak wielką jestem porażką, skoro nie doceniam życia! I może jeszcze tego nie
odkryłaś, ale to życie nie jest w
ogóle powodem do radości, wiesz? Przejrzyj na oczy, frajerko. I tak umrzemy,
może dla niektórych lepiej byłoby zrobić to już teraz!
- Przestań tak mówić, Shan, nawet nie wiesz jak się
o ciebie boimy, kiedy tak mówisz, rozumiesz?! – Wyjęczała. Prychnęłam. Już ja
swoje wiem. Zresztą, ciekawe kogo niby jeszcze miała na myśli mówiąc my. Jasona? A może ukochane pingwiny? Zaśmiałam się pod nosem, kiedy
mijałam w drzwiach milczącą Jam. Otarłam wilgotne policzki wierzchem dłoni i
padłam na tapczan, wyćwiczonym ruchem wyjmując ze stojącej tuż obok
mikroszafeczki swojego czerwonego walkmana. Był prezentem od Jasona. Skąd go on
go wytrzasnął – nie wiedziałam. Miałam tylko jedną kasetę, którą kupiłam lat
temu całe mnóstwo i taśma była już niemal zupełnie rozmagnesowana. Momentami
słychać było tylko szumy i trzaski, ale i tak nie było dla mnie lepszej
rozrywki.
Nacisnęłam przycisk odtwarzania. Głos Jima charcząc
i trzeszcząc podążał cienkim kablem słuchawek wprost do stęsknionego muzyki
móżdżku. „Why did
you throw the Jack of Hearts away?” – Rozbrzmiała
mi w uchu końcówka utworu. – “It was the
only card In the deck, that I had left to play!” – Skupiłam się maksymalnie
na dźwiękach perkusji. A potem zamruczłam pod nosem razem z Morrisonem – “And I’ll say it again – I need a brand new
friend. And I’ll say it again – I
need a brand new friend... And I’ll
say it again- I need a brand new…” – Tak, tak. The end, wiem. – Burknęłam, bo od tekstu tej piosenki jakoś zawsze
podupadałam na duchu. Nie żebym to kiedykolwiek otwarcie przyznała.
Przesłuchałam resztę piosenek w ciszy. Jamie
siedziała na swoim łóżku i, zerkając na mnie od czasu do czasu, czytała „Myszy
i ludzi”. Któryś z kolei raz, ale nie mam czego się czepiać. To w końcu ja
słucham od paru lat w kółko tej samej kasety.
Znudziło mi się wreszcie bezczynne leżenie. W
milczeniu zwlekłam się z tapczanu, chwyciłam torbę i, jak zwykle, udałam się do
parczku. Zaraz za Wschodnią Bramą rozpuściłam włosy. W trakcie trwania lekcji i
posiłków nie wolno było nam tego robić. Musiałyśmy też nosić starannie
uprasowane i wykrochmalone mundurki. W zasadzie tylko plecaki czy torby mogły
stanowić o indywidualności każdej uczennicy, stąd często widywałam na nich
napisy, naszywki i inne ozdóbki, których mi osobiście nigdy nie chciałoby się
tworzyć. Moja szkolna torba przypominała kawał niewprawnie pozszywanych
ciemnobrązowych szmat na pasku tak długim, że kiedy szłam, dyndała mi w okolicy
kolana.
Na dworze panował niemiłosierny upał. Ulicami
pędzili mężczyźni bez koszul i kobiety w krótkich sukienkach. Każdy jak
najszybciej chciał znaleźć dla siebie odrobinę cienia, najlepiej we własnym
mieszkaniu. Patrząc na zatrzaskujące się okna, opuszczane rolety i na popijające
w bramach coca-colę dzieciaki, czułam się bezdomna i samotna. Byłam w swoim
żywiole. Marynarkę zdjęłam niemal od razu, zaraz potem rozpięłam górne guziki
koszuli i ruszyłam przed siebie wolnym kroczkiem, wbrew pośpiechowi wszystkich
innych. Ile radości może człowiek czerpać z takich drobnych złośliwości, choćby
to nikogo w ogóle nie obchodziło.
Zaczęłam się właśnie zastanawiać co powinnam ze
sobą zrobić, skoro siedzenie w parczku w taki upał chyba nie wchodziło w grę,
kiedy rozwiązanie spadło na mnie samo, niczym grom z jasnego nieba. A miało
postać szklanej butelki i rozbiło się nie więcej niż dwadzieścia centymetrów od
czubka mojego lewego buta.
Jejjku! Lizzie... Jak wracac to z rozmachem! :D Jest super. Czekam na wiecej. ;)
OdpowiedzUsuńJak miło, że wróciłaś :3
OdpowiedzUsuńBędzie kontynuacja "You're crazy" ?
Dzięki za ciepłe przywitanie :D
UsuńJasne, że będzie, wszystko będzie ;) (Nawet nie wiesz jak miło słyszeć, że ktoś jeszcze o tym opowiadaniu pamięta!)
A jeszcze a propos tego rozdziału (dopiero teraz przeczytałam. Mówiąc szczerze, to przeczytałam już wszystko i czekam na następne)- mam nadzieję, że nowy My World będzie równie popieprzony jak poprzedni.
Usuń"- Bierz ten worek, a ja biorę wódkę i idziemy.
- A ja to co? Tragarz? Moja matka, czy twoja?!"
Najlepszy kawałek ever. Bije na głowę nawet niektóre wątki z Perfect Crime. Za to właśnie uwielbiam twoje opowiadania. Siedzę i jak durna się ryję do monitora. I przez następne kilka dni jak sobie to przypomnę, to też nie mogę się powstrzymać od śmiechu. Boże.. Moja matka czy twoja?! Hahahaha. Proszę, powiedz, że nowe My World będzie tak samo dziwne :P
No... Nie wiem ;__; Chyba trochę Cię zmartwię, ale raczej nie :c Planuję parę śmiesznych sytuacji, wbo w końcu nie można trzymać całego opowiadania w takim żałobnym tonie, ileż można by to czytać... Ale generalnie właśnie tym ma się różnić od poprzedniego, że ma być bardziej... Życiowe? Nie wiem, czy to dobre słowo w kontekście fanfiction xD W każdym razie mniej schizowe, a bardziej refleksyjne.
UsuńAle spoko, chyba jeszcze nic nigdy nie wyszło mi dokładnie tak, jak chciałam, więc...
Lizzie! Tak się cieszę, że coś napisałaś i mam się czym zachwycać! Kochamkochamkocham to :3
OdpowiedzUsuńMasz taki cudowny styl pisania... Po prostu każde słowo jest na swoim miejscu. Dialogi są takie naturalne i można wyczuć, że mówią to PRAWDZIWI ludzie, a nie papierowe postacie. Nie mam czasu na napisanie czegoś więcej (zachowam kolejne komplementy na następny rozdział), ale wiedz, że BARDZO TO KOCHAM I CIEBIE TEŻ, I CZEKAM na kolejne, bo Twoje opowiadania to moje ulubione i... kurde, będę spóźniona.
<3333
Na coś tak doskonałego warto czekać całe wieki, serio. Wszystko dopięte na ostatni guzik, idealnie dopracowane, idealnie napisane, po prostu CUDO.
OdpowiedzUsuńNie umiem się rozpisywać, powinno wystarczyć Ci to, że Cię kocham <33333333333
Cudne. Ty pisz książki kobieto!
OdpowiedzUsuńPoprostu brak mi słów. Może mogła byś mnie informować?
PS. Sorry ale wejdziesz do mnie? Zwariowany-swiat-lily-i-gunsow.blogspot.com
Pozdrawiam twą zajebistość ;*
Zaczęłam czytać Twoje opowiadania i stwierdzam, że są genialne! Mam nadzieję, że szybko wrzycisz nowy rozdizał, nie mogę się doczekać!
OdpowiedzUsuńOżesz, na chwilę znikam z blogosfery, patrzę, a tu jebut, Lise wraca (hm, poniekąd, bo nie pamiętam, żebyś "odchodziła", ale pojawienie się po pewnym okresie nieobecności - niepublikowania w każdym razie - chyba można uznać za "powrót"... rozterki lamy w szaliku </3 dobra, lecimy dalej) i to w jakim stylu! #szacun_ludzi_ulicy
OdpowiedzUsuńJest ciekawie, jest melancholijnie, jest cudownie, jest asdkjakdajd. Rili. 8) Fajny kontrast między siorami stworzyłaś. Sama mam w sobie i taką Shannon, i taką Jamie, chociaż tryb Jamie - mam na myśli optymizm (nawet jeśli z dupy wzięty) - częściej się u mnie uaktywnia (na szczęście!).
"Patrząc na zatrzaskujące się okna, opuszczane rolety i na popijające w bramach coca-colę dzieciaki, czułam się bezdomna i samotna. Byłam w swoim żywiole. Marynarkę zdjęłam niemal od razu, zaraz potem rozpięłam górne guziki koszuli i ruszyłam przed siebie wolnym kroczkiem, wbrew pośpiechowi wszystkich innych. Ile radości może człowiek czerpać z takich drobnych złośliwości, choćby to nikogo w ogóle nie obchodziło." Mistrzostwo świata, kobito. Serio.
Czekam na następny rozdział bardzobardzobardzo niecierpliwie, a szklane butelki są fajne i wprowadzajo ten dramatyzm B)
pis joł B)
Jezu, jesteś, jesteś nareszcie, a ja tak tęskniłam! I chcę czytać dalej, o co chodzi z tą butelką, kto juą rzucił, gdzie ją kupił, co. było w środku, jaki to był rocznik i się tak nieziemsko cieszę, że jesteś i swym stukającym po klawiaturze palcem tą butelkę rzuciłaś! I Jason wraca! Jason wraca z końca świata! Jezu, i ty też wróciłaś z końca świata ze swym słowem i butelką i czaerwonym walkmanem! Aaaaaaaaach, przez ten czas, gdy byłaś gdzieś niewiadomo gdzie, pocieszałam się Kingiem, ale to nie to samo. Ach, Lise, tak się za tobą stęskniłam i oto jesteś, jak jakiś słowik powracający do złotego zagajnika w Arizonie! Wróciłaś, gdy już zaczynałam tracić nadzieję
OdpowiedzUsuńO_O He. Hehe. Hehehe co? Czuję się... Łał. No zaskoczona taka.
UsuńI kocham Cię, osobo bez nicka :O Błagam Cię, nie praw mi takich komplementów jakichś, bo mi mózg przemlaszczy się na pasztet D:
Dziękuję jeszcze bardziej niż przepraszam za to, że tyle musiałaś czekać :c
Lofloflof
U mnie nowe opowiadanie. Wejdź, zobacz, może ci się spodoba
OdpowiedzUsuńU mnie małe ogłoszenie ;)
OdpowiedzUsuńU mnie nowy rozdział! I dłuższy
UsuńNie rozumiem co się dzieje ;-;
OdpowiedzUsuńTak dawno tego nie czytałam, że straciłam wątek i w ogóle się nie orientuję. Chociaż od tych płaczóff i smutków chyba wolę czystą, Lizzową schizę, to nie pogardzę. Szczególnie, że tak zajebiście ładnie piszesz.
Ale-ale, przedtem! Paaani, paniii miała pisać inne opowiadanie pierw! Jestem pewna, żeśmy przegłosowały! "WPIERDOL IGNORANCIE!" Zawołałabym kolegów, ale już sama potrafię lepiej wpierdolić niż koledzy ;-; Ciemności, przez ciebie cały czas po tym wpierdolu myślę o obozie. Założę się, że jak będę powtarzać twoje opowiadania to będę automatycznie myśleć o Gunsach jako Rodrigo McKanapce, Piotrze Cegle i tak dalej... ANYWAY, rozdział jest krótki, ale cudny, chociaż naprawdę nie rozumiem co się dzieje (nie martw się, to tylko moja wina xD). Jakiś gościu ma na imię Jason a jak widzę Jason to myślę o moim Robinie II i mi przykro. Oglądałaś kiedyś może "Teen Titans Go!"? Ich dowódcą jest Dick, Robin I i kiedy w jednej scenie gestykulował coś mówiąc, to w tle, na półkach gdzieś w ich siedzibie była urna z napisem "Robin II". Uważam, że to chamskie :C
ZNOWU SCHODZĘ Z TEMATU LOL.
Czy w tym w ogóle pojawili się już Gunsi? XD Muszę to chyba ogarnąć jeszcze raz. Imię Shannon jest śmieszne z tym "Sh". Nie pytaj dlaczego, ale mi dzisiaj odpierdala. Przez cały dzień śmieję się z byle czego i próbowano mi dzisiaj wybić oko cyrklem .-. Chciałam zacząć wzywać na jakieś siły ciemności, ale przypomniał mi się Duff Wszechmogący i teraz się z tego bardzo bardzo ryję. I zapomniałam co chciałam napisać.
"A może ukochane pingwiny?" Pierwsze co mi do głowy przyszło to jak mi Sumi opowiadała o tych kamyczkach i pingwinach i pomyślałam, że to smutne, że się pingwiny o nią martwią, a muszą jeszcze latać i szukać tych kamyczków, wtf~ Zakrztusiłam się płatkiem.
Prosiłaś o komentarz a ja ci napisałam o moich dziwnych skojarzeniach~ Ok. Następnym razem się postaram, ale żeby był następny raz, musisz pisać (chciałam napisać, że następnego razu może nie być, ale to by zabrzmiało jakbym miała umrzeć)
queen of naczynia
misa
Chalo, koń, odbjur... szszszszszszs........ ups, krótkofalówka się zjebała :c
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ze dopiero teraz ;____; wybaczysz, no nie? :c Wiem, ze wybaczysz :c
Podoba mi się. Bardzo ;___; Przeczytałam to sobie już kilka razy i dopiero teraz komentuję, bo jestem dziwnym człowiekiem, który nie potrafi napisać komentarza po jednym przeczytaniu ;___;
Podoba mi się ten list, rety! Aż mam ochotę napisać do kogoś list. Taki miły i w ogóle. Jason to takie fajne imię. Jak ten od "Sealed with a kiss"... chyba.. chyba tak mu było. Jason. ♥
Ty wiesz z czym mi się "Koniec Świata" skojarzył, prawda? <3 Prawda! Musisz wiedzieć ;__; <3
Ogólnie to rety jej, chcę ciąg dalszy bo ta butelka i w ogóle park i marynarka rety jej ;___;
I wybacz niewiasto, że ten komentarz taki lichy ale ja nie umiem lepiej i pamietaj że loff, pis 4eva. ♥
PS. Misa, pingwiny i ich noszenie kamyczków jest naprawdę smutne! :c