Więc oto obiecana niespodzianka, w postaci części rozdziału (kolejna przy innej okazji), pod którym (mam nadzieję) pojawią się komentarze od każdego, kto go przeczyta. Dziś, jutro, za rok, za dziesięć, nieważne. Chciałabym wiedzieć ile Was tu jeszcze jest... :)
Mam nadzieję, że się Wam spodoba... xD
DAM DAM DAM DAAAAAM....
ROZDZIAŁ 28...
DUŻO, DUŻO PÓŹNIEJ
***
Czajnik pozostawiony na
płycie kuchenki zaczął wydawać nieprzyjemny, wysoki dźwięk, który zwabił
do kuchni ledwo słaniającego się na nogach kudłacza.
- Weź się kurwa zamknij, jebany przedmiocie… - Mruknął, przecierając oczy (a raczej przecierając włosy, w miejscu, gdzie powinny się znajdować oczy) i nie wiedząc jak do końca należy się z tak zaawansowanym technologicznie sprzętem obchodzić, szturchnął go leżącym obok widelcem, w wyniku czego imbryk spadł z głośnym trzaskiem na podłogę i rozlał wokół siebie wrzącą wodę, która pomknęła jak szalona w kierunku bosych stóp gitarzysty Guns n’ Roses, by je ukarać za nieostrożne obchodzenie się z tym jakże delikatnym obiektem grzejącym wodę.
Slash obudził się z głośnym krzykiem. Takie koszmary dręczyły go już od bardzo dawna. Odkąd Izzy opuścił ich rodzinny (przecież byli prawie jak rodzina!) dom, by zatrzymać się na dłużej u Briana, który jako jedyny z całego towarzystwa akceptował (i popierał) jego kampanię przeciw używaniu wulgaryzmów. Hudson miał wrażenie, że musi to być działanie czegoś na kształt wyrzutów sumienia, dlatego od miesięcy próbował namówić byłego przyjaciela, by dał się przeprosić. A to można uznać za fenomen na skalę światową.
Chłopak wstał z łóżka, nadeptując przy tym na odłamek cegły, jakich walało się po jego pokoju całe mnóstwo, od kiedy Axl rozwalił ścianę rozdzielającą ich pokoje. Wydawało mu się, że było to całe lata temu (co w istocie nie mijało się bardzo z prawdą), ale komu by się chciało sprzątać. Swoją drogą ciekawe, że w pokoju Rudzielca można było znaleźć wszystko, ale jak za złość odkurzacza nie było na stanie… Przynajmniej on uparcie tak twierdził.
- Rose, chuju, jesteś tam? – Zanucił Hudson na melodię Czerwonych Maków na Monte Casino (oczywiście, że to zna, znacie kogoś, kto by nie znał?) i dwukrotnie uderzył leżącym przy komodzie łomem w ścianę. To był ich tajny szyfr. Dwa uderzenia oznaczały „chodź tu natychmiast, ciulu,” a trzy „alarm! Idzie Steven!” Co oznaczały cztery, pięć, siedem, czy milion pięćset nikt z nich już nie pamiętał, natomiast jedno uderzenie było pozostawione na specjalne okazje, na przykład kiedy Duff stwierdził, że do twarzy byłoby mu z trwałą i chciał koniecznie zasięgnąć w tej sprawie opinii Axla. Wtedy właśnie Rudy uderzył łomem tylko jeden raz, ale niestety przypadkiem (a jakże by inaczej) nie trafił w ścianę, tylko w śliczną główkę basisty skrytą pod warstwą jakiejś śmierdzącej mazi oraz worka foliowego i oto po raz pierwszy w historii Duff McKagan zemdlał z nieswojej winy.
- Weź się kurwa zamknij, jebany przedmiocie… - Mruknął, przecierając oczy (a raczej przecierając włosy, w miejscu, gdzie powinny się znajdować oczy) i nie wiedząc jak do końca należy się z tak zaawansowanym technologicznie sprzętem obchodzić, szturchnął go leżącym obok widelcem, w wyniku czego imbryk spadł z głośnym trzaskiem na podłogę i rozlał wokół siebie wrzącą wodę, która pomknęła jak szalona w kierunku bosych stóp gitarzysty Guns n’ Roses, by je ukarać za nieostrożne obchodzenie się z tym jakże delikatnym obiektem grzejącym wodę.
Slash obudził się z głośnym krzykiem. Takie koszmary dręczyły go już od bardzo dawna. Odkąd Izzy opuścił ich rodzinny (przecież byli prawie jak rodzina!) dom, by zatrzymać się na dłużej u Briana, który jako jedyny z całego towarzystwa akceptował (i popierał) jego kampanię przeciw używaniu wulgaryzmów. Hudson miał wrażenie, że musi to być działanie czegoś na kształt wyrzutów sumienia, dlatego od miesięcy próbował namówić byłego przyjaciela, by dał się przeprosić. A to można uznać za fenomen na skalę światową.
Chłopak wstał z łóżka, nadeptując przy tym na odłamek cegły, jakich walało się po jego pokoju całe mnóstwo, od kiedy Axl rozwalił ścianę rozdzielającą ich pokoje. Wydawało mu się, że było to całe lata temu (co w istocie nie mijało się bardzo z prawdą), ale komu by się chciało sprzątać. Swoją drogą ciekawe, że w pokoju Rudzielca można było znaleźć wszystko, ale jak za złość odkurzacza nie było na stanie… Przynajmniej on uparcie tak twierdził.
- Rose, chuju, jesteś tam? – Zanucił Hudson na melodię Czerwonych Maków na Monte Casino (oczywiście, że to zna, znacie kogoś, kto by nie znał?) i dwukrotnie uderzył leżącym przy komodzie łomem w ścianę. To był ich tajny szyfr. Dwa uderzenia oznaczały „chodź tu natychmiast, ciulu,” a trzy „alarm! Idzie Steven!” Co oznaczały cztery, pięć, siedem, czy milion pięćset nikt z nich już nie pamiętał, natomiast jedno uderzenie było pozostawione na specjalne okazje, na przykład kiedy Duff stwierdził, że do twarzy byłoby mu z trwałą i chciał koniecznie zasięgnąć w tej sprawie opinii Axla. Wtedy właśnie Rudy uderzył łomem tylko jeden raz, ale niestety przypadkiem (a jakże by inaczej) nie trafił w ścianę, tylko w śliczną główkę basisty skrytą pod warstwą jakiejś śmierdzącej mazi oraz worka foliowego i oto po raz pierwszy w historii Duff McKagan zemdlał z nieswojej winy.
***
-Panie Izzy, zastanawiałem się dziś rano, czy byłby pan
skłonny udać się wraz ze mną na spotkanie Koła Wielbicieli i Obrońców Meles Meles?
- Co? – Wybełkotał Stradlin, z trudem zbierając myśli (szło mu raczej opornie, zbierał je w sumie już ponad trzydzieści lat).
- Nie mówi się „co,” tylko „proszę,” drogi kolego. Kawki? – Brian był człowiekiem o anielskiej cierpliwości. Od dawna takie wypowiedzi zajmowały znaczną część jego wolnego czasu, a on wciąż uśmiechał się przy tym dobrodusznie i kiwał głową w zamyśleniu nad przeznaczeniem świata i roli, jaką odegrają w nim borsuki oraz ryby słodkowodne.
- Jasne. To co to tam było to o tym kole wielbicieli? – Dopytał po chwili czarnowłosy gitarzysta, sącząc z porcelanowej filiżanki kawę z mleczkiem (i odginając oczywiście elegancko mały palec).
- Ah tak, Koło Wielbicieli i Obrońców Meles Meles.
- Co? – Wybełkotał Stradlin, z trudem zbierając myśli (szło mu raczej opornie, zbierał je w sumie już ponad trzydzieści lat).
- Nie mówi się „co,” tylko „proszę,” drogi kolego. Kawki? – Brian był człowiekiem o anielskiej cierpliwości. Od dawna takie wypowiedzi zajmowały znaczną część jego wolnego czasu, a on wciąż uśmiechał się przy tym dobrodusznie i kiwał głową w zamyśleniu nad przeznaczeniem świata i roli, jaką odegrają w nim borsuki oraz ryby słodkowodne.
- Jasne. To co to tam było to o tym kole wielbicieli? – Dopytał po chwili czarnowłosy gitarzysta, sącząc z porcelanowej filiżanki kawę z mleczkiem (i odginając oczywiście elegancko mały palec).
- Ah tak, Koło Wielbicieli i Obrońców Meles Meles.
- Aha. Jasne.
Kocham Meles Meles.
- Naprawdę? – Rozpromienił się lokaty gitarzysta, wyrzucając w górę ręce z takim entuzjazmem, że nawet nie pomyślał (no co jak co, ale to nie zdarza się często), że wciąż trzyma w ręku kartonik z resztką mleczka do kawy, która teraz z kolei nie była już wcale w kartoniku, a zdobiła bujną fryzurę szczęśliwego Maya (całe szczęście, że była to fryzura niemal tak gęsta jak Slasha, inaczej nie dałaby rady powstrzymać wrednej, białej cieczy od zalania połowy kuchni). Sam zdobiony podniósł swoje kościste cztery litery z rzeźbionego krzesła w stylu neogotyckim i zaczął tańczyć walca angielskiego, wciągając po drodze w swe ramiona Izzy’ego, który nie miał pojęcia (a) co się dzieje, (b) jak się tańczy walca, ani tym bardziej (c) co to w zasadzie jest Meles Meles. Trudno, kto by się tam przejmował.
- Naprawdę? – Rozpromienił się lokaty gitarzysta, wyrzucając w górę ręce z takim entuzjazmem, że nawet nie pomyślał (no co jak co, ale to nie zdarza się często), że wciąż trzyma w ręku kartonik z resztką mleczka do kawy, która teraz z kolei nie była już wcale w kartoniku, a zdobiła bujną fryzurę szczęśliwego Maya (całe szczęście, że była to fryzura niemal tak gęsta jak Slasha, inaczej nie dałaby rady powstrzymać wrednej, białej cieczy od zalania połowy kuchni). Sam zdobiony podniósł swoje kościste cztery litery z rzeźbionego krzesła w stylu neogotyckim i zaczął tańczyć walca angielskiego, wciągając po drodze w swe ramiona Izzy’ego, który nie miał pojęcia (a) co się dzieje, (b) jak się tańczy walca, ani tym bardziej (c) co to w zasadzie jest Meles Meles. Trudno, kto by się tam przejmował.
***
Freddie wpadł zaaferowany (jak zwykle) do studia, odbierając
po drodze z rąk czekającego (jak zwykle) przy drzwiach Johna swoją poranną
porcję Martini z (jak zwykle) limetką.
- Roggie, złotko, rzuć tylko okiem! – Krzyknął pomiędzy jednym łykiem, a drugim, podtykając blondynowi pod nos katalog AVON.
- Ładna ta sukienka. – Mruknął z uznaniem perkusista, pocierając w zadumie podbródek przyprószony kilkudniowym zarostem. – Co to za odcień? Cynobrowy? Czy bardziej przechodzi w koral?
- Nie o to chodziło, kochany. – Jęknął przyszły wąsacz i wskazał drżącym palcem wychudzoną modelkę odzianą w pomarańczową (dla zwykłego śmiertelnika) sukienkę. – Chociaż, rzeczywiście, niezły krój. – Przyznał po namyśle, jednak Taylor go nie usłyszał, zapatrzony w znajomą twarz dziewczyny z katalogu AVON. Bardzo znajomą.
- Roggie, złotko, rzuć tylko okiem! – Krzyknął pomiędzy jednym łykiem, a drugim, podtykając blondynowi pod nos katalog AVON.
- Ładna ta sukienka. – Mruknął z uznaniem perkusista, pocierając w zadumie podbródek przyprószony kilkudniowym zarostem. – Co to za odcień? Cynobrowy? Czy bardziej przechodzi w koral?
- Nie o to chodziło, kochany. – Jęknął przyszły wąsacz i wskazał drżącym palcem wychudzoną modelkę odzianą w pomarańczową (dla zwykłego śmiertelnika) sukienkę. – Chociaż, rzeczywiście, niezły krój. – Przyznał po namyśle, jednak Taylor go nie usłyszał, zapatrzony w znajomą twarz dziewczyny z katalogu AVON. Bardzo znajomą.
***
- Jest tam kto?! – Ryknął po raz pięćset piąty i pół (raz
urwał w połowie, żeby spróbować nasłuchiwać, czy przypadkiem ktoś nie odpowie,
ale potem uznał, że to bez sensu) Axl Rose zza zamkniętych (od bardzo dawna)
drzwi swojego pokoju. Następnie wreszcie się poddał, wycieńczony tyloma
próbami, zwieńczonymi niepowodzeniem. Przekręcił klucz w drzwiach, odsunął
dziesięć ciężkich łańcuchów i delikatnie nacisnął klamkę, napierając na drzwi z
siłą letniej, wieczornej bryzy. Te ustąpiły i po chwili Rudzielec wystrzeliwał
naboje z magazynku swojego nowo odnalezionego rewolweru (jak z prawdziwych
westernów!) we wszystkie strony (oprócz swojej, chociaż to pewnie zasługa
szczęśliwego przypadku, a nie jego świetnych umiejętności w tym zakresie), tak
dla pewności. Robił to (łącznie z krzyczeniem) za każdym razem, kiedy wychodził
do toalety (tego akurat nie znalazł w pokoju, chociaż była tam jedna samotna
deska sedesowa). Nie przewidział, że, sprytniejszy, niż wskazywał na to jego
wygląd (dość… niemrawy), tajemniczy osobnik w białej szacie obserwował jego
zachowanie od wielu tygodni, by móc przewidzieć, kiedy Obiekt X będzie
osiągalny. Tak więc kiedy Rudy, po rozstrzelaniu wszystkich hipotetycznych
skrytobójców czających się po kątach, przemykał się chyłkiem (czytaj:
chrząkając i warcząc jak dzika kuna i miotając jak całe ich stado biegał tam i
z powrotem po domu w poszukiwaniu drzwi łazienkowych) do toalety, Steven
wskoczył mu znienacka na plecy i oplótł go nogami w pasie, niczym jakaś
wyrośnięta roślina-dusiciel o nadmiernie owłosionej łodydze.
- Aaaa! Co to?! Kto to?! – Wrzeszczał Axl, zapominając nawet o wulgaryzmach i machając dziko rękami i resztą ciała, desperacko próbując zrzucić z siebie przezroczyste cielsko.
- Przyszedłem nawiedzać ten dom, uuuhuuuu! – Odpowiedział nawiedzonym głosem Adler i wolną ręką zapstrykał wokaliście przed oczami (sam chyba nie wiedział po co, ale to w końcu Steven, więc żadna to niespodzianka).
- To ty?! Wróciłeś się mścić! Wiedziałem! Wiedziałem, że wrócisz! A Hudson nie wierzył, co za ciota! Phiii! Wiedziałem, że przyjdziesz! Dlatego nie wychodzę z pokoju i… - W tym momencie Rose (po szybkim obliczeniu współrzędnych geograficznych swego obecnego położenia, oczywiście) zdał sobie sprawę, że coś tu nie gra. Powoli dotknął swojego kształtnego uda, w miejscu, gdzie w kieszeni starych jeansów powinien znajdować się podręczny scyzoryk (firmy „najlepsze scyzoryki na świecie”) o dwudziestu różnych ostrzach, w tym specjalnym na żądne zemsty duchy zmarłych perkusistów, ale nieszczęśliwym zrządzeniem losu w pożądanym miejscu go nie było.
- Bu! – Powiedział z przerażającym uśmiechem Duch Stevena. Było to tak straszne, że Rudzielec ruszył z kopyta (a raczej ze stopy w dziurawej skarpecie, ale jak okropnie to brzmi…) przed siebie, obierając kierunek na schody, następnie na salon i do ogrodu, po czym pognał w siną dal z sinym duchem na plecach, a Duff McKagan, który właśnie wchodził do domu z siatką pełną zakupów (tego zdania nie trzeba nawet kończyć…), na ten widok padł jak długi (czyli zajął pół salonu).
- Aaaa! Co to?! Kto to?! – Wrzeszczał Axl, zapominając nawet o wulgaryzmach i machając dziko rękami i resztą ciała, desperacko próbując zrzucić z siebie przezroczyste cielsko.
- Przyszedłem nawiedzać ten dom, uuuhuuuu! – Odpowiedział nawiedzonym głosem Adler i wolną ręką zapstrykał wokaliście przed oczami (sam chyba nie wiedział po co, ale to w końcu Steven, więc żadna to niespodzianka).
- To ty?! Wróciłeś się mścić! Wiedziałem! Wiedziałem, że wrócisz! A Hudson nie wierzył, co za ciota! Phiii! Wiedziałem, że przyjdziesz! Dlatego nie wychodzę z pokoju i… - W tym momencie Rose (po szybkim obliczeniu współrzędnych geograficznych swego obecnego położenia, oczywiście) zdał sobie sprawę, że coś tu nie gra. Powoli dotknął swojego kształtnego uda, w miejscu, gdzie w kieszeni starych jeansów powinien znajdować się podręczny scyzoryk (firmy „najlepsze scyzoryki na świecie”) o dwudziestu różnych ostrzach, w tym specjalnym na żądne zemsty duchy zmarłych perkusistów, ale nieszczęśliwym zrządzeniem losu w pożądanym miejscu go nie było.
- Bu! – Powiedział z przerażającym uśmiechem Duch Stevena. Było to tak straszne, że Rudzielec ruszył z kopyta (a raczej ze stopy w dziurawej skarpecie, ale jak okropnie to brzmi…) przed siebie, obierając kierunek na schody, następnie na salon i do ogrodu, po czym pognał w siną dal z sinym duchem na plecach, a Duff McKagan, który właśnie wchodził do domu z siatką pełną zakupów (tego zdania nie trzeba nawet kończyć…), na ten widok padł jak długi (czyli zajął pół salonu).
***
Kiedy tamtego dnia Policjant (Z Lukrem Na Ryju, oczywiście!)
wybierał się do pracy, nawet nie przypuszczał w ile wydarzeń będzie on (dzień,
nie policjant) obfitował. Po pierwsze, w jego ulubionym sklepiku na rogu
zabrakło pączków z czekoladą, co stanowiło wręcz beznadziejny początek dnia.
Jednak na tym nie koniec. Kiedy udobruchany odrobinę drożdżówką mundurowy
przemierzał korytarze wzdłuż więziennych cel, zauważając po drodze, że jedna z
nich (ta, z fioletowymi firankami zwisającymi smętnie z małego okienka) jest
pusta, połowa owej drożdżówki upadła mu na podłogę. Lukrem w stronę podłogi. Tego
już było naprawdę zbyt wiele.
***
Dorothy skończyła właśnie odprawiać służbę do domu (nie
licząc oczywiście kamerdynera, on na stałe zamieszkał w jej willi, by móc
pomagać nie tylko marne osiem godzin dziennie)
i usiadła w skórzanym fotelu, zmęczona całym dniem jakże ciężkiej pracy,
kiedy dzwonek do drzwi zakłócił jej tę chwilę wytchnienia. Już po chwili
kamerdyner otwierał dębowe wrota przed wyglądającą, jakby dopiero co uciekła z
więzienia (ciekawe czemu) dziewczyną o ciemnych, potarganych włosach
przyozdobionych tu i ówdzie grudkami ziemi i brudnych paznokciach. Miała ona na
sobie wściekle pomarańczowy kombinezon, upaprany i przytarty w wielu miejscach.
- Rezydencja Dorothy Hopes, czym mogę służyć? – Zapytał uprzejmie elegancko ubrany mężczyzna.
- Ja do Dorothy. – Ćwierknęła Ellie (bo to przecież ona), po czym w jednej chwili dała susa pomiędzy ręką w białej rękawiczce, a brzegiem drzwi, przebiegła slalomem salon, omijając marmurowe kolumny, by wreszcie stanąć przed swym wrogiem numer jeden, z wyciągniętym przed siebie uszczerbionym szpadlem.
- No, teraz mi się nie wymkniesz, złotko! – Syknęła złowieszczo, na co Dorothy niewidocznym ruchem wcisnęła duży, zielony guzik znajdujący się na bocznym oparciu fotela. Już po chwili nieproszony gość leciał w dół długim tunelem, by na koniec wpaść do kamiennego lochu. Wnętrze prezentowało się niezupełnie przytulnie, a jedyny element wystroju stanowiło leżące na posadzce ciało w stanie bardzo zaawansowanego rozkładu leżące na podpiętym do mnóstwem kabelków do dziwnej maszynerii stole. Brunetka wyjęła z kieszeni pomarańczowego (jakże twarzowego) kombinezonu perfum o zapachu leśnych fiołków i letniej bryzy i spryskała nim obficie całe pomieszczenie, nie szczędząc zwłaszcza kościstemu Stevenowi.
- Rezydencja Dorothy Hopes, czym mogę służyć? – Zapytał uprzejmie elegancko ubrany mężczyzna.
- Ja do Dorothy. – Ćwierknęła Ellie (bo to przecież ona), po czym w jednej chwili dała susa pomiędzy ręką w białej rękawiczce, a brzegiem drzwi, przebiegła slalomem salon, omijając marmurowe kolumny, by wreszcie stanąć przed swym wrogiem numer jeden, z wyciągniętym przed siebie uszczerbionym szpadlem.
- No, teraz mi się nie wymkniesz, złotko! – Syknęła złowieszczo, na co Dorothy niewidocznym ruchem wcisnęła duży, zielony guzik znajdujący się na bocznym oparciu fotela. Już po chwili nieproszony gość leciał w dół długim tunelem, by na koniec wpaść do kamiennego lochu. Wnętrze prezentowało się niezupełnie przytulnie, a jedyny element wystroju stanowiło leżące na posadzce ciało w stanie bardzo zaawansowanego rozkładu leżące na podpiętym do mnóstwem kabelków do dziwnej maszynerii stole. Brunetka wyjęła z kieszeni pomarańczowego (jakże twarzowego) kombinezonu perfum o zapachu leśnych fiołków i letniej bryzy i spryskała nim obficie całe pomieszczenie, nie szczędząc zwłaszcza kościstemu Stevenowi.
lol gg mi padło, a to dziad wstrętny, menda kolczasta. damy mu wpierdol? prooooszę ;___; DALEJ DALEJ WPIERDOL GADŻETA.
OdpowiedzUsuńok już przestałam :333
nie wiem czy się w ogóle doda ten komentarz bo internet jest głupkiem i mnie nie lubi chyba, no ale trudno, i tak go napiszę ;__; ale nie internet, komentarz. internety to ja skończyłam pisać już daaawno temu lol >:C
jak mam Ci cokolwiek napisać skoro wiesz co o tym myślę? skoro wiesz jak kocham PF i w ogóle jak bardzo mi mięknie serduszko jak to czytam :333
Steeven *_________* zabiłabym Cię gdybyś go nie ożywiła (chociaż, w sumie, on przecież nadal jest martwy, nie?). ale ujeżdża Axla, kocham go <3 "Duff padł jak długi (czyli zajął pół salonu)" spoko Duffy
BOŻE JAK MÓWILI O TEJ TYPIARZE Z AVON TO WYOBRAZIŁAM SOBIE TAKIEGO STEVENA W TAKIEJ TAP-MADL POZIE, W KORALOWEJ SUKIENCE (i feel you, Rofer, i feel you ;__;) I TAKI DYMEK NAD NIM "I TY MOZESZ CZUĆ SIĘ KOBIECO" WTF MÓZGU PRZESTAŃ XDDDDDD
letnia bryza, leśne fiołki, zwłoki Steva, spoko <3 ej wyobraź sobie taką sytuację, wrzucają Cię do lochów a tam Gunsi O.o przecież ja nie chciałabym stamtąd wychodzić XD
dobra, nevermind XD
STALIN POWER! @.@ XDDDDD
/Marysia Pysia <3333
Napisałabym coś pseudo inteligentnego, ale zostawię to na jutro, bo WCIĄŻ CZUJĘ NA CIELE DZIESIEJSZE POGO! <3
OdpowiedzUsuńKOCHAM TO! :3333
To jest wczorajsze pogo, bo już po północy... ehh ;_;
UsuńXD
Gdy tylko dowiedziałam się o tym, że zacna panienka Lise-Lotte zaszczyciła nas, zwykłych blogowiczów, swym zacnym rozdziałem, me serce niesłychanie się rozradowało! Mam nadzieję, że Brianowi taki początek by się spodobał :3 Starałam się dla niego! Ale niestety aż tak mądra nie jestem, aby resztę komentarza napisać elegancką mową ;_; Lajf is brutal!
OdpowiedzUsuńZawsze wiedziałam, że z czajnikami jest coś nie tak! Dlatego ja mam elektryczny XD Bo tym z gwizdkiem to już całkiem nie ufam! Rozwaliłaś mnie na kawałki tym katalogiem z AVON'u XD Już myślałam, że to Freddie pozował w tej sukience i wyszedł w niej tak seksownie,iż Roger postanowi kupić sobie taką samą! AXL MYM MENTOREM! Też robię skomplikowane misje tylko po to, aby dostać się do toalety :D Tylko że w nocy, i nie mam broni, ani zmarłego kumpla perkusisty, który chciałby się zemścić, a już na pewno nie mam scyzorka z firmy "najlepsze scyzoryki na świecie" ;_; Chyba właśnie zawiodłam Axl'a swą niekompetencją. Biedny policjant z Lukrem Na Ryju! Uczcijmy drożdżówkę, która upadła lukrem do dołu minutą ciszy! I te wszystkie czekoladowe pączki, które zniknęły w tajemniczych okolicznościach ;_; Duch Steven ma owłosione łydki! To wyniosło moje wszelkie wyobrażenia na temat duchów na zupełnie nowy poziom! Muszę przyznać, że takie lochy to dobra rzecz! Napisałaś (jak zwykle)zajebiście dobry i zabawny ( nadal ryję się do ekranu, jak hiena po LSD) rozdział!
Panie i Panowie, chłopcy i dziewczęta, oto właśnie ciemna jak tabaka w rogu, beztalętna, leniwa, upierdliwa i niezwykle czarująca swym nieokiełznanym złem Satanae ośmieliła się JEBNĄĆ czytając oto tą tutaj zamieszczoną niespodziankę!
OdpowiedzUsuńLixleotto Wojowniczko!
Moim skromnym zdaniem właśnie do takich rzeczy jesteś stworzona! Nie do poważnych wywodów na temat kruchości i marności życia, nie do opisów zwyczajnych nastolatek, które tak bardzo uwielbiam :3 Jesteś osobą obdarzoną taką uszczypliwą inteligencją, wyobraźnią, która wgniata w podłogę, teleportuje na Marsa, po czym wgniata w jakiś łazik i tak wgniata we wszystko do usranej śmierci, i lekkim piórem, że nie powinnaś silić się na powagę!
Rozpierdalanie ludzi przy użyciu:
☺ Uprzejmego Briana Maya, walczącego z brakiem ogłady i kultury,
☺ Anty - wulgaryzmowego Stradlina,
☺ Ducha Stevena i owłosionych łodyg,
☺ Psychopaty Axla, który boi się wszystkiego i jest wyśmienitym strzelcem,
☺ Mdlejącego Duffa, co zajmuje pół salonu, albo od czasu do czasu jebnie sobie trwałą,
☺ Slasha poskramiającego czajniki
☺ Freddiego z katalogiem AVONU
☺ Rogera - znawcy kolorów
To jest twoje życiowe powołanie! Uwielbiam Cię w takim właśnie wydaniu, kiedy ryję jak głupia przed monitorem i rozglądam się tylko, czy nikt nie widzi, bo znowu zechcą mnie wysłać na leczenie, a tego byśmy nie chcieli...
Uwielbiam, kiedy piszę komentarz o niczym, wyrażający więcej niż tysiąc słów i wiem, że Ty też będziesz go uwielbiać!
Dlatego dla mnie, choćbyś napisała i wydała cykl romansów, albo jakiś horror, dramat, poważną książkę obsypaną nagrodami... co ja... aha!... to dla mnie zawsze będziesz Mistrzem Komedii ♥
Dziękuję, dobranoc, byliście świetni!
.
Boże, tyle wygrać! Jestem wzruszona, że dodałaś nowy rozdział PC. Czytając, uświadomiłam sobie jak bardzo brakowało mi tego opowiadania. To chyba twoje najlepsze dzieło, a na pewno moje ulubione :)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy powrócisz do tego opowiadania na dłużej, czy to był tylko jednorazowy wyskok, ale i tak się cieszę :D
Pozdrawiam i życzę weny ;]
Mam w planach jeszcze przynajmniej jeden rozdział, który w sumie miał być połączony z tym, ale tak wyszło xD Także coś tam jeszcze kiedyś się pojawi :3
UsuńTak, sporo osób jest tego zdania, że to moje najlepsze opowiadanie (ja w sumie też (skromność xD)), a nawet, że jedyne dobre xD
Dzięki Ci, po prostu naprawdę Cię kocham za to, że Ci się chciało to napisać <3
No ja się sobie dziwię, że napisałam ten komentarz, bo tak to nigdy nie piszę (mówiąc krótko - jestem leniem ;p) Kiedyś nawet zdarzyło mi się zacząć pisać komentarz pod jakimś rozdziałem, ale stwierdzałam, że i tak nie będzie on wystarczająco oddawał mojego uwielbienia dla twojego geniuszu ;)
UsuńJa też cię kocham za te piękne chwile, gdy czytając twojego bloga mogę oderwać się od nudnego, monotonnego świata i tak po prostu pośmiać się przez kilka chwil. Dzięki takim blogom jak ten świat staje się weselszy i mniej ponury :D
Wielkie dzięki za to, że publikujesz swoje opowiadania, bo czasami gdy człowiek ma zły dzień, wejdzie sobie na twojego bloga i od razu ma lepszy humor ;]
PS Ale się rozpisałam ;p
No to tym bardziej czuję się wyjątkowa, o matko :O W sumie to nawet nie liczyłam, że ktoś z poza regularnie-komentujących się odezwie, a tu proszę... ;___; Jestem tak wzruszona, no...
UsuńStrasznie mi miło, że tak uważasz, w sumie po to założyłam tego bloga, żeby ktoś mógł na niego wejść i się pośmiać, czy tam co chce... Matko, lepszy humor, jacie ;___; Jej... Chyba każda bloggerka chciałaby usłyszeć coś takiego... Jej.
Dzięki raz jeszcze :3
Czytam bloga od dłuższego czasu, ale jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się skomentować, za co zaraz dam sobie w twarz, bo jak to tutaj oblegać bloga z wszystkich możliwych stron i nie dodać żadnego komentarza. ;_______;
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział, genialne opowiadania, aushuabas, w ogóle genialny blog. To szysko jest tak bardzo pozytywne, że ojezu, nieważne jak bardzo zły mam nastrój, Twoje wyrąbane w kosmos opowiadania sprawiają, że od razu latam cała w skowronkach i jestem zdolna tulić szyskich i każdego z osobna!
No i teraz nawet nie jestem zdolna napisać genialnego komentarza, w którym popisałabym się moim wybitnym intelektem, bo mnie to opowiadanie ómarło. <3
Tak w skrócie: upadam na kolana i całuję Ci glany, bo ahsuhauhsuahsuahsuh tworzysz coś tak kwikogennego, że teraz przez cały dzień się będę szczerzyć. ;_______;
U MADE MY DAY!
O MÓJ BOŻE, JAKI ZAJEBISTY NICK XDDDD <3
UsuńNie dawaj sobie w twarz D; Zapomnijmy o przeszłości i cieszmy się, że skomentowałaś teraz i że mam ochotę z radości tańczyć sambę (oczywiście właśnie to robię. Zawsze tańczę sambę, kiedy odpisuję na komentarze @.@ Ale tak poza tym to wszystko ze mną OK... Hihihihihihihhii... Lecz się, Lizzie, serio...) :D
Dziękuję za tyle miłych słów no :o I to od lamy w szaliku D; Z zajebistym nickiem D;
Lepiej nie całuj moich glanów, to raczej niehigieniczne chyba :o
YOU MADE MY DAY TOO DDDD;
LOFLOFLOFLOF
KUUUUUURWAAAAAAAA! Napisałam taki piękny, elegancki, długi komentarz i już go
OdpowiedzUsuńmiałam wysyłać, gdy nagle co? Gdy nagle GÓWNO, internet mi się zjebał! Ogólny sens był taki, że masz niesamowity styl pisarski, przezabawne pomysły i CHUJ! I jesteś moim guru, moim miszczem, ale nie dodałam tego cudnego komentarza, więc idę pociąć się masłem, bo taki cudowny twór zasługuje na porządny komentarz. KUUUUUUUUUUUUURWAAAAAAAAAAAAAAA
O BOŻE ZNAM TO UCZUCIE, NORMALNIE ASDGASUYGDSAHDFASHGDFSAHGDFSADASHGD >:CCCCCC
UsuńAle nie martw się, bo i tak się cieszę jak chuj w dupę (no kurde, fenomenem tego wyrażenia jest to, że ono zawsze pasuje, no! No np kocham Cię jak chuj w dupę, jestem głodny jak chuj w dupę... O_O), że tyle Was się odezwało, że tyle Was tu jest!
I dziękuję, że chciało Ci się potem komentować raz jeszcze, bo mi się czasem nie chce, także szacun ludzi blogsfery no :o
<3
Ekhem. Gdy już przrstałam walić głową w ścianę, stwierdziłam, iż jednak jebnę (Boże, wybacz to niegodne słowo) długi jak chuj (nie mogę się powstrzymać, by nie użyć przymiotnika Duffowy) komentarz. A więc wyobraź sobie, że siedzisz w wielkiej sali wśród widowni, z bukietem kwiatów w rękach, a ja(wyobraź mnie sobie tak, jak wyobrażasz sobie wszystkie istoty zwane Anonimami) wychodzę na scenę i mówię te oto słowa:Zaraz się rozbeczę. Zazdrość zżera mnie od środka, gdyż nie potrafię pisać z taką lekkością, z taką błogością, z takim poczuciem humoru, jak ty.potrafisz przenieść czytelnika w całkiem inny świat,
OdpowiedzUsuńw którym wrogiem numer jeden jest czajnik, a kultura i elegancja przemieszana jest ze spontanicznością, wulgarnością i zajebistością (proszę o wybaczenie, mam ubogie słownictwo). Wiedz, że masz wyjątkowy, lekki, świeży, spontaniczny, lekki styl pisarski. Uwielbiam nawiasy w co drógim zdaniu. Z najzwyklejszej czynności potrafisz zrobić wydarzenie, które i bohaterowie, i ja, zapamiętają do końca życia. To wspaniałe. Tego nie da się opisać słowami. Nie potrafię tego określić, ale, gdy czytam twoje dzieła, odzyskuję wiarę w ludzkość, w muzykę, w pozytywne myślenie, w życie w rytmie rock n 'rolla, w słowo pisane, które naprawdę wzbudza jakieś emocje, daje radość. To pewnie debilnie brzmi, ale dziękuję ci za to. Za te chwile, kiedy ze śmiechu dostawałam biegunki. Świat potrzebuje ludzi z taką ekspresją, dystansem, talentem i optymizmem. Dziękuję
A czemuż to waliłaś głową w ścianę?! Chyba nie z mojego powodu? :O (Niegodne słowo wybaczam)...
UsuńHAHAHAHAHAHA.... NIE WIEM CZY DOKŁADNIE O TO CI CHODZIŁO, ALE ODCZYTAŁAM TO ZDANIE: DŁUGI JAK CHUJ DUFFOWY, MATKO, MÓZGU STAPH XDDDD Okej, już...
Matko, jak nie umiesz pisać no O_O Toż to już po tym komentarzu widać, że umiesz >:C Aczkolwiek naprawdę, naprawdę (jak chuj w dupę)Cię kocham za te wszystkie komplementy, które na mnie zsypałaś niczym jesienne liście @.@
Matko, aż się wzruszyłam no ;_____; Naprawdę. Nie mam pojęcia, czy przeczytasz tę odpowiedź, ale normalnie jak Steviego kocham, dziękuję.
Dawno się nie czułam tak doceniona D;
Nadrobię, a póki co zapraszam na nowy na http://tacy-pozostaniecie.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuńPorównać twe opowiadania można z arcydziełem hard rocka, jakim jest Highway To Hell. Dziękuję
OdpowiedzUsuńO BOŻE, WIDZISZ TO, MATKO, NIE, PRZESTAŃ, OH STOP IT, YOU, O BOŻEBOŻEBOŻE, PORÓWNALI MI OPOWIADANIE DO BOSKIEJ PIOSENKI DO BALSAMU DLA DUSZY OBOŻEBOŻEBOŻE, UMARŁAM.
UsuńChyba będzie długi komentarz ;_________________;
OdpowiedzUsuńWiesz, Lizzu, cegiełko moja, Lizzusie Chrystusie mój, no w ogóle...
Pierwszym fanfikiem, który przeczytałam o Gunsach było "Perfect Crime". I mimo, że czytałam to ; jak policzyć! - 9 miesięcy temu, to wciąż to kocham tak samo i jest na mojej liście numerem jeden (przykro mi, pozostałe autorki, bywa xD)! Pamiętam, jak oplułam się sokiem pomarańczowym, jak to czytałam. To było w czasach, gdy dopiero co polubiłam sok pomarańczowy. Całe wieki temu! Albo jak przypominałam sobie coś w szkole i się zaczynałam na lekcji śmiać. TO BYŁY CZASY, LIZZIE!
Dobra tam, przejdźmy do rzeczy. Albo nie do końca. Bo ostatnio schiz coraz mniej.
LIZELOTTO CZY TY KURWA WIESZ JAK JA CIĘ KOCHAM?!?!?!?!??!?!
.
.
.
.
.
JEŚLI NIE TO WIEDZ XD
...
"(...)Zanucił Hudson na melodię Czerwonych Maków na Monte Casino (oczywiście, że to zna, znacie kogoś, kto by nie znał?)"
Ja nie znam. Powinnam się czuć jakaś wyobcowana czy co? Przykro mi :C
"i delikatnie nacisnął klamkę, napierając na drzwi z siłą letniej, wieczornej bryzy."
Jednen z najpiękniejszych cytatów. Gdyby "Perfect Crime" zostało wydane, to musiałoby być na okładce. Autentycznie, mówię!
W ogóle, widzę Steven i takie: "wtf, ty go nie zabiłaś?!". I mimo, że fakt jego bycia się wyjaśnił, to... Ja nic nie rozumiem. Nic nie pamiętam. Wyczuwam kolejne powtarzanie PC. Pamiętam, jakie miałam rozdarte serce, gdy przeczytałam epilog. Paskudne. Okropne. Nie mogę. Dobra, dość wspomnień. Na razie xD Tak w sumie, czemu to jest rozdział 28, skoro ostatni był 26? Chyba, że liczysz epilog O.o Tak też można.
"Izzy’ego, który nie miał pojęcia (a) co się dzieje, (b) jak się tańczy walca, ani tym bardziej (c) co to w zasadzie jest Meles Meles."
Też nie wiem, co to jest Meles Meles. Hajfajw, Izzy, witaj w klubie, nie jestem jedyna! *-* Klub z Izzy'm, o ja pierdolę, to by było piękne! Piękne, piękne, piękne! Zaraz zacznę tu wyrażać swój zachwyt po japońsku. Tak już mam, kiedy braknie mi słów polskich, by coś opisać. Bo to jest CUDOWNE. CU-DO-WNE!
"Kiedy tamtego dnia Policjant (Z Lukrem Na Ryju, oczywiście!)"
Brakowało mi go, serio!
"Lukrem w stronę podłogi. Tego już było naprawdę zbyt wiele."
Ależeale, chodziło o to, że upadła drożdżówka, czy o to, że ktoś uciekł z celi? Eja, genialnie, nie pamiętam kto w niej był ;____;
"perfum o zapachu leśnych fiołków i letniej bryzy"
Lubisz tą letnią bryzę, cooo?
Niczym węgorz strzelisty w porannej bryzie. Dobrze mówię? Jakoś tak to było ;_;
JESTEM TWOJĄ NAJWIĘKSZĄ FANKĄ EVER, PAMIĘTAJ!
W ogóle, wyszłam z wprawy w pisaniu komentarzy do schiz. W ogóle w pisaniu komentarzy :C
Lovki, whatever, nevermind.
I JEB
OdpowiedzUsuńINTERNET UCIEKŁ
;___;
Boże... Ziemniak, kumasz to? NAPISAŁAM KOMENTARZ, DŁUGI, KURWA. I JEB. nie ma.... (co z tego, że kilka dni temu i dopiero się zorientowałam, że go nie ma...komentarza, nie? ;__;)
Ale ja się nie dam, ooo nieee ;-;
Dobra, to już nie będzie chyba długie i piękne,ale coś tam napiszę, nie?
KJBEFJEWBFKJBEWKGJ
Policzę do dziesięciu, pooddycham....
1...2...10, kurde
JEZU, LIZZY (O.o Dziwnie, nie? nie Ziemniak, Lizzy i nie ma, że boli!) Zabiłaś Stevena, ZABIŁAŚ GO, ZIEMNIAK! Ale! jak pięknie ;-; Gdyby nie ten fakt... to... dobra, pomińmy. Teraz pewnie skopiowałabym całość i tutaj i wkleiła, ale się ograniczę do 2... (w porywach do 10) linijek. LIZZY, BOGU, za to Cię wielbię! :
"Izzy’ego, który nie miał pojęcia (a) co się dzieje, (b) jak się tańczy walca, ani tym bardziej (c) co to w zasadzie jest Meles Meles."
.__. Czuję się....jak debil... ktoś może jeszcze nie wie, co to jest (oprócz Izzy'ego... JEZU!)
"- Bu! – Powiedział z przerażającym uśmiechem Duch Stevena. Było to tak straszne, że Rudzielec ruszył z kopyta (a raczej ze stopy w dziurawej skarpecie, ale jak okropnie to brzmi…) przed siebie, obierając kierunek na schody, następnie na salon i do ogrodu, po czym pognał w siną dal z sinym duchem na plecach, a Duff McKagan, który właśnie wchodził do domu z siatką pełną zakupów (tego zdania nie trzeba nawet kończyć…), na ten widok padł jak długi (czyli zajął pół salonu)."
Kocham Twoje marginesy w co drugim zdaniu *___* Więcej marginesów! *o*
Nawet nie wiesz, ile razy moja siostra wpadała do pokoju, kiedy dusiłam się ze śmiechu i patrzyła na mnie... karcącym... wzrokiem? Coś takiego.
"Kiedy tamtego dnia Policjant (Z Lukrem Na Ryju, oczywiście!) wybierał się do pracy, nawet nie przypuszczał w ile wydarzeń będzie on (dzień, nie policjant) obfitował. "
Policjant! Z lukrem na ryju *________________* Coraz bardziej sobie uświadamiam jak bardzo kocham Ciebie i wielbię, Ziemniak ;333
WŁAŚNIE SOBIE PRZYPOMNIAŁAM, ŻE MAMY TAKIEGO POLICJANTA. U MNIE. W TYM ZADUPIU. W MIEŚCIE SUPERMARKETÓW. *__________* OESU... Stop. ZAPRASZAM DO MNIE!
Dziękuję. Dobranoc. ;-;
(Napisałam to ja, KAMILA, pamiętaj ;-; Dobra, wybaczyłam w końcu, nie?)
KOCHAMY ZIEMNIAKA!
JAKIM, KURDE, CUDEM UCIĘŁO MI KOMENTARZ?! ZE ŚRODKA?!
UsuńReaktywowany blog z opowiadaniami o Gunsach:
OdpowiedzUsuńused-uphas-beens.blogspot.com!
Zapraszam! :)
Ja tu jestem, ale się kamufluje bo kurewskie choróbsko mnie dopadło i nie żyję.
OdpowiedzUsuńJak coś to jakieś gówno u mnie :*
Ale ja jestem beznadziejna. Napisałam, że zaraz dodam komentarz dłuższy, że w ogóle...kurwa. I co? Nic. Nic nie napisałam, aż jestem trochę zła, że mam takie nędzne poczucie czasu i tego co powiedziałam, że zrobię i oczywiście nie zrobiłam. Ale...postaram się jakoś naprawić.
OdpowiedzUsuńJej, aż musiałam rzucić okiem na poprzedni rozdział tego opowiadania, bo szczerze, to mi akurat wyleciało z głowy. Zapomniałam o czym to dokładnie było, ale wystarczyło przeczytać dwie linijki, by sobie przypomnieć jak bardzo zajebiste.
- Weź się kurwa zamknij, jebany przedmiocie
Zwykły czajnik, a tyle emocji, prawda? Pięknie.
Wiesz jak ja bardzo lubię Briana w twoim opowiadaniu? Nawet bardziej niż normalnie, aż dziwnie. Ale kreujesz go tu na taką osobę, której ja osobiście nie potrafię znielubić. A, no i jeszcze potem Axl machający w swej histerii rękoma - też w mojej głowie pojawił się całkiem uroczy obrazek.
Boże, z dupy ten komentarz. Powiem może po prostu, że rozdział jest cudny, jak zawsze. Nie wiem co mam napisać, ale wiesz, że mi się cholernie podoba. Uwielbiam to opowiadanie i mam szczerą nadzieję, że niedługo dodasz jego dalszy ciąg, bo czekam ;*
Pozdrawiam i zapraszam do siebie na nowy rozdział - http://tacy-pozostaniecie.blogspot.com/ :)
Powiedziałam, że napisze coś więcej jak emocje po pogo opadną, a tu co? Dopiero dziś się za to zabrałam. Właściwie wszyscy Ci już napisali to co najważniejsze xD
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanko :333 Jest takie kryminalne, ale jednocześnie takie beztroskie :OOO No takie zajebiste, po prostu. Kocham ich wszystkich <333 Gunsów, wiadomo. Ale jeszcze Policjanta (z wiadomo czym na ryju xD) i... reszta. Na przykład Betty - Lue XD. Ej, nie pamiętam co się z nią stało :C Łotewa.
"- Weź się kurwa zamknij, jebany przedmiocie… " XXDDDDDDDD jakbym siebie widziała i... wszystko co dookoła mnie :--: xD
"Odkąd Izzy opuścił ich rodzinny (przecież byli prawie jak rodzina!) dom, by zatrzymać się na dłużej u Briana, który jako jedyny z całego towarzystwa akceptował (i popierał) jego kampanię przeciw używaniu wulgaryzmów." o jezu xDDDD kampania przeciwko wulgaryzmom xDDDD to było świetne: Betty - Lue mówi jeden dolar! xDD
Hahaha jak ja uwielbiam Briana. I wszystko dzięki Tobie :3333333333
UWIELBIAM TWOJE OPOWIADANKA KOLEŻANECZKO (kiedyś tak do mnie powiedziałaś [znaczy napisałaś] jejku jak mi było miło wtedy *_____* :3333333)
Paaaa <3333
Witaj! :D Przybyłam poinformować Cię, iż na Our Devilish Dreams pojawił się nowy ( w cholerę jak na nas długi) rozdział :3 Zapraszamy! Danny i Jabłuszko!
OdpowiedzUsuńour-dewilisz-drims.blogspot.com
Mam nadzieję, że nie masz pojęcia o tym, jakiego podjaru dostaję, gdy widzę, że odpisujesz na moje komentarze. Do tego skomplementowałaś mój styl pisarski... tak to przynajmniej odbieram, aby mieć jeszcze jeden powód do zacieszania. I PISZ, BO JUŻ SIĘ NIE MOGĘ DOCZEKAĆ!
OdpowiedzUsuńO___O Nie, nie miałam pojęcia, że ktoś może dostać podjaru na widok takich bredni, ale kurde, podoba mi się to (oh jak bardzo nieskromnie to zabrzmiało... ups c:) xD
UsuńI piszę, piszę (zdradzę Ci w tajemnicy (pewnie i tak tego nie zobaczysz XD), że to będzie rozdział Friends Will Be Friends :3), także tego ;-; Nie nastawiać się za bardzo, bo sama nie wiem co o tym rozdziale myślę xD
Jedno jest pewne: czego byś nie napisała, będzie zajebiste. Jeśli chodzi o Friends Will Be Friends, to miałaś świetny pomysł, a szczególnie podobało mi się to o małym Slashuniu i Brianie. Gdzieś już chyba wspominałam, że w pewnym momencie się nawet popłakałam. Kobieto, uwielbiam cię!
Usuńhttp://pogo-na-autostradzie.blogspot.com/2013/07/rozdzia-drugi.html
OdpowiedzUsuńZapraszam. (:
+ kiedyś ogarnę te Twoje wszystkie opowiadania jakoś ;___;
http://tacy-pozostaniecie.blogspot.com/ - zapraszam na nowy :)
OdpowiedzUsuńZapraszam serdecznie na nowe rozdziały na:
OdpowiedzUsuńhttp://sad-bad-true.blogspot.com/
Daj znać, czy czytasz, czy mam informować itd. XD
Kropeczkę mi daj, pokaż, że żyjesz XD
Kocham :*
Hahaha, nie mogę. W 2 dni (albo trzy?) przeczytałam całość.
OdpowiedzUsuńTo jest lepsze niż the Story, z którego tutaj trafiłam xD
Będą jeszcze kolejne rozdziały? Mam nadzieję. Już jutro (tzn. dzisiaj wieczorem, bo już 18 po 12) zabieram się za inne opowiadania.
Pisz dalej <3 Sama chciałabym coś napisać, ale nie mam takiej wyobraźni jak wy :P
Czekam C;
Ja chce wiecej i wiecej i wiecej!!!!!! :* :D
OdpowiedzUsuń