wtorek, 16 kwietnia 2013

I



Przepraszam, że znowu tak krótko (starałam się, a tu co ;__;) i przepraszam, że tak Was tym rozczarowałam. Nie taki miałam zamiar :c Może jeszcze to My World polubicie? Zobaczymy... :c
Zapraszam do czytania, życzę wytrwałości (nie zaśnijcie w trakcie czytania...) xD
I błagam, komentujcie, bo jakoś tak ciężko pisać bez tego :c



- Odłóż to. – Warknęła Jamie, a jej ciemna głowa pojawiła się między drzwiami, a framugą. Obracałam wtedy w palcach srebrną żyletkę. Była bardzo ładna. Błyszcząca, cieniutka i strasznie ostra. Kiedy przechylałam ją w lewo, promienie słońca migotały na niej, jakby zrobiono ją z oszlifowanego diamentu. Kupiłam dziś paczkę takich w drodze ze szkoły. Przyznaję, że na początku miałam straszną ochotę je wypróbować. W sumie myślałam o tym już od dłuższego czasu. Ale nie użyłam żadnej z nich, jeszcze nie teraz. Schowałam je dobrze, w małej drewnianej kasetce, która kiedyś była pozytywką nim rozbiłam ją w przypływie złości. Zostawiłam sobie tylko tę jedną i cieszyłam nią wzrok. Lubiłam podsycać w sobie negatywne emocje, lubiłam, kiedy wściekłość paliła mi wnętrze, lubiłam litość, smutek i przerażenie na twarzach innych ludzi, kiedy na mnie patrzyli. Ból nieodmiennie mnie pociągał. Masochistka otwierała dość pokaźną listę moich wad.
- Shannie, proszę, odłóż to. – Brunetka podchodziła do mnie powoli i zmieniła ton na wręcz błagalny. Zwróciłam uwagę na łzy, które zaczynały się zbierać w jej ciemnych oczach. Własna siostra miała mnie za desperatkę, chcącą odebrać sobie życie, choć tyle razy mówiłam jej, że dawno uznałam, że śmierć jest zdecydowanie zbyt łatwym, zbyt szybkim i zbyt mało bolesnym wyjściem dla kogoś takiego jak ja. Z jakiegoś powodu utwierdzało ją to tylko w przekonaniu, że chcę sobie zrobić krzywdę.
– Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, ja tutaj jestem. Tylko proszę, odłóż to. – Nie, nie chciałam o niczym rozmawiać, a zwłaszcza z Jamie. Wciąż obracałam w palcach srebrną blaszkę, uważając jednak, by się nie skaleczyć. Dziewczyna powoli uklękła przede mną i wyciągnęła rękę w kierunku moich dłoni, jak gdybym ja była tykającą bombą, a jedynym sposobem, by mnie rozbroić - odebranie mi cienkiej żyletki. Nie protestowałam, wiedząc, że wynikłaby z tego tylko niepotrzebna kłótnia, a przecież miałam jeszcze parę identycznych cacuszek, tylko czekających, by ktoś je przytulił do ciepłej, gładkiej skóry.
- Dlaczego chciałaś to zrobić? – Usłyszałam ciche pytanie z ust siostry i wywróciłam oczami. Czy coś musiało się stać? Czy nie było już wystarczająco źle? – Shannon, odpowiedz mi. Martwię się o ciebie, słyszysz? – Nie martwiła się, wiem o tym. Przejrzałam Jamie wieki temu. Dbała o innych, bo zależało jej na tym, by mieć do kogo się zwrócić, gdy będzie źle. Chciała mieć w każdym przyjaciela, bez względu na wszystko. Ale ja nie potrzebowałam spowiednika, nie potrzebowałam rozładowania emocji, w ogóle nie potrzebowałam niczego. Chciałam tylko, gdzieś tam w środku, wreszcie znaleźć jakąś drogę do szczęścia. Tak, frajerka, dopiszcie to do listy.
- Nie mam ochoty gadać, Jam. – Powiedziałam. Niepotrzebnie w ogóle ze mną siedziała. To mi nie pomagało. Nie byłam jak inni ludzie. Nie łaknęłam towarzystwa. Wystarczał mi mój nadmiar myśli, to i tak było czasem zbyt wiele. – Chyba pójdę. – Tak, to był dobry pomysł. Wyjść. Po prostu nie myśleć ani o niej, ani o sobie, ani o niczym. Czasem miałam ochotę wyłączyć swój mózg, żeby wreszcie przestał nasyłać na mnie pomysły, wizje i pragnienia. Z sumieniem poradziłam sobie już wcześniej, nie potrzebowałam go, skoro inni także go nie mieli. Czułam się już wystarczająco słabsza.
                Torbę znalazłam pod tapczanem, musiałam kopnąć ją tam po przyjściu. Był wtorek, więc nie musiałam nawet wyjąć zeszytów, nim wyszłam. Miałam ze sobą tylko dwa cienkie bruliony i obgryziony długopis. Ubrałam w pośpiechu czarne buty, które kiedyś przypominały martensy, a obecnie podeszwa ledwo trzymała się wypłowiałej, sztucznej skórki. Jamie jęczała, że znów uciekam od problemów, że ona tylko chciałaby pomóc i że nie wie, co ma ze mną zrobić. I dobrze. Robiła stanowczo zbyt dużo i bez moich podpowiedzi. Zresztą jedyną radą, jaką dla niej obecnie miałam, było soczyste „pierdol się.”
                Wyszłam na dziedziniec i skierowałam się do Wschodniej Bramy. Była najbardziej oddalona od głównego wejścia, ale kiedy się nią wyszło, droga do parku wydawała się o wiele krótsza. Wysupłałam czarną spinkę z włosów, kiedy klasztor schował się za ceglanym murem i potrząsnęłam głową, by białe pasma mogły swobodnie opaść na ramiona okryte granatową marynarką – jedną z części szkolnego mundurka. Na jego resztę składała się plisowana spódnica z drapiącego materiału i koszula, która zawsze pachniała krochmalem. Byłyśmy Sacramento - przykładną szkołą przyklasztorną, a ja, jako jej przykładna uczennica, aż śmierdziałam dobrym przykładem. I po jedenastu latach spędzonych tutaj, dzień w dzień mając na sobie te okropnie stare i niemodne od wieków ciuchy, niestety niezmiennie śmierdziałam  także naftaliną.
                Dwadzieścia minut, mniej więcej tyle zajmowało mi przejście spod Zamczyska, jak nazywał je Jason, do małego skwerku z drzewami i ławkami, który wszyscy mieszkańcy Bullhead City nazywali z kolei parkiem. Cóż, zieleń w większych ilościach nieczęsto daje się znaleźć w Arizonie, podobnie zresztą jak w Newadzie i Kalifornii, a mieszkając niemal na styku tych trzech stanów, nie przywykliśmy widywać ogrodów miejskich.
                Siadłam na jednym ze swoich ulubionych miejsc, opierając się plecami o obdarty w tym miejscu z kory pień jakiegoś drzewa, którego nie potrafiłam rozpoznać, ale dawało przyjemny cień, bo –inaczej niż większość roślin w tej okolicy – miało gęstą koronę liści. Wysypałam zawartość torby na pożółkłą trawę i zupełnie nieświadoma, że stanowię obiekt obserwacji pary wielkich, zielonych oczu, należących do drobnej blondynki, która siedząc na gałęzi nad moją głową, zabrałam się do przelewania swoich rozbrykanych myśli na papier.
- Przepraszam, co robisz? – Zapytała w pewnym momencie, tym okropnie słodkim głosikiem. Spojrzałam w górę i zobaczyłam nad sobą parę zwisających z grubego konara nóg o bosych stopach, a potem liście zaszeleściły głośno i nie zdążyłam nawet mrugnąć, a już siedziała przy mnie i zaglądając przez ramię wczytywała się w moje bardzo osobiste notatki. Nim zareagowałam i zamknęłam zeszyt, zdążyła widocznie wczytać się całkiem nieźle w te zapiski, bo potem przez długą chwilę, kiedy ja wpatrywałam się w nią ze złością, ona na mnie z takim wyrazem twarzy, jaki w moich wyobrażeniach miałaby mama, gdy mówiłabym jej o swoich problemach. Bardzo mi się to nie spodobało. Nie chciałam, by ktokolwiek, kiedykolwiek tak na mnie patrzył. To było spojrzenie zarezerwowane dla niej. Chociaż wiedziałam, że nigdy nie miała go wykorzystać.
- Brakuje ci ich?
- Kogo?
- Rodziców. Czasem ciężko sobie poradzić, kiedy ich nie ma. – Odpowiedziała smutnym tonem, a jej oczy zrobiły się takie smutne. Spoglądała na mnie wyczekująco, trochę przypomniała Jasona. On też tak patrzy, kiedy rozmawiamy na poważne tematy. Jakby czekał, aż nagle się otworzę i wszystkie sekrety wysypią się ze mnie.
- Nie wiem o co ci chodzi. Ja mam rodziców. – Chociaż wolałabym ich nie mieć, dodałam w myślach. I poszłam stamtąd, nawet nie oglądając się za siebie. Nie chciałam ani chwili dłużej rozmawiać z tamtą blondynką o wielkich oczach. Nie chciałam ani chwili dłużej rozmawiać z Mią Bailey, mimo, że jeszcze wtedy nie wiedziałam, że nią jest, ani że jeszcze miałam rozpaczliwie pragnąć jej towarzystwa, kiedy wszystko zaczęło jeszcze bardziej się komplikować.

12 komentarzy:

  1. hehehehehehehehehehehehe :D
    nie jest to wcale takie krótkie, widziałam krótsze (ciekawe gdzie? u mnie!)
    takie to podobne do tamtej wersji, tez siedziała pod drzewem, nie? i tam była Mia... no.
    ale to faajne @.@
    to siedzenie z żyletką jest fajne, też bym tak pewnie siedziała gdyby nie to, że kiedyś sobie "ucięłam" skórę z palca, fajnie nie?
    Shannie jest taka fajna. Mia... nie wiem. A Jamie została przedstawiona przez Shan jako taka fałszywa... ble, nie lubie takich.
    Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy, bla bla bla. Nie mogę się doczekać reszty bohaterów (czyt. Izziego xD).
    ...............................................................................................................................................................................................
    masz kropki, ciesz się :D
    dobra, idę spać xD
    papapapapa, kocham Cię :*
    pisz dalej i uważaj na zdradzieckie keczupy spadające z hot dogów na rękawy i wciskające się do nosa (z życia wzięte)
    tralalalalalala
    .
    .
    .
    .
    no, no dosyć długi ten komentarz
    dobra, już sobie idę
    papa <3


    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie krótkie? Jak dla mnie w sam raz, chociaż... Nieee... Za krótkie jednak! Przypomniało mi się, że nie dość, że jakoś długo u cb nic nir było to generalnie ostatnio nikt nic nie dodaje ani nie chce mi polecać swoich dzieł, więc się nudzę :C No, ale wróćmy do treści... Dobra, jebać i tak nie napiszę nic błyskotliwego ani nawet oryginalnego, więc zadowól się ptostym, a jakże treściwym : PODOBA MI SIĘ. Widzisz? Nawet duże litery ci walnęłam; czuj ten fejm ^^ Wolałam jednak tamto My Word, ale to pewnie dlatego, że takie mam skrzywienie zawodowe xD No cóż - to też jest fajne, przynajmniej się dobrze zapowiada... Tyle.
    ~ Draconis

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej. Aż trudno uwierzyć, że ta sama istotka, która potrafiła rozjebać mnie najprostszym zdaniem w My World czy Perfect Crime, umie tak pięknie opowiadać o poważnych sprawach. Jesteś kurwa mać wrażliwa i to w chuj wrażliwa. Przynajmiej, jeśli chodzi o... mam na końcu języka. No o to, że artystka itp. Shannon to taka buntownicza dusza, nie? Ja za siedzenie z żyletką dostałam opierdol, a wcale nie miałam myśli samobójczych! Szukałam czegoś odpowiedniego do rzeźbienia w mydle. Moja nowa pasja. Pierwsza rzeźba rozpiździła się na trzy kawałki, a druga jużnawet zaczyna przypominać taką mini gitarę! Ale powróćmy do tematu. Zrób, błagam coś, żeby to nie było aż takie poważne. Może zrób jakiegoś pociesznego bohatera czy coś. I nie, wcale nie myślę o mdlejącym Duffie. Dobra, czekam na ciąg dalszy, bo aż mnie skręca. Dwukropek gwiazdka

    OdpowiedzUsuń
  4. Nowe, nowe, nowe, NOWOŚCI w Ogrodzie Eden :D
    Nareszcie skomentuję i zachowam się jak człowiek. Zatem...nowe! Nowe i bardzo mi się podoba.
    Na początku mamy żyletki. Żyletki automatycznie kojarzą mi się z okaleczaniem własnego ciała, ucieczką od problemów w dość nietypowy sposób. Shannie. Ładne imię.
    Siostra chcąca pomóc według siebie, ale druga ją przejrzała. Słusznie - czy nie?
    Jejku, ja nie wiem jaki komentarz mam napisać, by był sensowny. To opowiadanie ewidentnie będzie inne i to mi się podoba. Jak wiesz zapewne, lubię rzeczy nieszablonowe, więc...nie wiem co napisać!
    W każdym bądź razie czekam na kolejny rozdział i mam nadzieję, że niedługo to będzie, no :D
    Pozdrawiam i...i czekam ;*
    http://tacy-pozostaniecie.blogspot.com/ - zapraszam do poznania się z bohaterami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i napiszę coś bardziej ambitnego w dalszych rozdziałach kiedy będę w stanie wystukać na tej starej klawiaturze coś sensownego, obiecuję!

      Usuń
  5. Hej Lizzie.
    No nie gniewaj się na mnie za to tamto. Ja przekonana, że to My World będzie świetne i że będę je uwielbiać, ale tamto kocham i chyba tak pozostanie. Prolog tego My World był przecudowny i lepszy być nie mógł. I tak mi się głupio zrobiło jak przeczytałam wstęp... Bo tak coś czuję, że to do mnie :( No i jeszcze... przeczytałam tylko wstęp. Nie mam czasu na nic, ale przeczytam, obiecuję. A teraz szrajbnę taki szybki, brzydki komentarz bo mnie serduszko boli.
    Raz jeszcze cię przepraszam
    Pozdrawiam,
    Kat ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak tu wpadłam, poinformować Cię ( tak jak chciałaś :D) o nowym rozdziale :P Nie było mnie trochę w Internetach, przez pewną zuą siłę wyższą (czyt. rodzice i ich wymagania co do ocen) także mam trochę zaległości, ale spokojnie! Nadrobię! Przysięgam :D
    our-dewilisz-drims.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiesz co? Jestem pod cholernym wrażeniem Twojego stylu pisania. Właśnie internet ma ten problem, że może tu trafiać WSZYSTKO i naprawdę ciężko znaleźć TAKIE perełki pośród sterty grafomańskich gówien. Nienawidzę marnego wciskania samych dialogów i braku opisów myśli. U Ciebie są te długie opisy. Raj dla wyobraźni. Przy tym rozdział kończy się tak, że chce się czekać na następny. Dlatego z pewnością wpadnę tu później aby przeczytać coś, co w swoim czasie dopiszesz. Tym samym zapraszam Cię do mnie na bloga, którego dopiero usiłuję rozwijać.

    Pozdrawiam, Ared.
    http://children-of-revolution.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapraszam na nowy rozdział na http://tacy-pozostaniecie.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dzień doberek! Ja tutaj tylko na chwilę poinformować, iż razem z BadApelką mamy zajebistą przyjemność przedstawić trójeczkę na Dewilisz Drims! O tutaj o http://our-dewilisz-drims.blogspot.com/ C:

    OdpowiedzUsuń
  10. Uwielbiam Twojego bloga. Dawno tu nie zaglądałam i muszę dużo nadrobić. Jeśli znajdziesz chwilkę wbij do mnie i napisz w komentarzu co sądzisz: http://someone-new-in-the-jungle.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Dodałam nowy. Beznadzieja.
    http://sad-bad-true.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

A może by tak komentarz? Chociaż kropeczkę, co? Więcej motywacji, to w końcu więcej rozdziałów ;__;