niedziela, 10 lutego 2013

Kroniki Peg, część II, czyli Centrum Dowodzenia.



Wydaje mi się to nudne, ale kolejne będą już ciekawsze. W sensie takie z akcją xD Jeśli ktoś nie zaglądał do bohaterów, a chciałby, to zapraszam do zakładki "Dreamer's Ball" :3 Teraz są już tam chyba wszyscy bohaterowie :D Może kiedyś opiszę jeszcze Gunsów, ale na razie mi się nie chce i chyba nie zachce :c 
Chciałam jeszcze raz podziękować za wszystkie komentarze, za życzenia urodzinowe, za to, że czytacie i komentujecie :D Jesteście najlepsi :3 
A rozdział chciałam zadedykować Sumowi, bo tak mi się podoba, terefere <3 ;P 



Centrum dowodzenia, czyli dla niewtajemniczonych, po prostu magiczny pokój Presley. Ta Żyrafa o złotej grzywie ma nie tylko najlepszych rodziców pod słońcem, ale jeszcze pokój, z którego można wręcz idealnie sprawować władzę nad światem. Albo posiedzieć na parapecie półokrągłego okna i poczytać. Albo wyjść przez nie na dach (co poniektórzy bardzo to lubią, ja nie wiem. To chyba jest uwarunkowane genetycznie, czy coś. Albo po prostu Macy coś się zlasowało w chromosomach…) i popatrzyć na wschód słońca. Z zachodami są pewne problemy, bo wieżowce wszystko zasłaniają, ale wschód można podziwiać dzień w dzień (o ile nie ma mgły, albo zamieci, albo gradobicia… Ale zwykle nie ma). No na przykład taka Lucy, kiedy złapie doła (zdarza się nawet najlepszym, nie?), potrafi przesiedzieć tam całą noc, przykryta piętnastoma kocami, i czekać,  aż „ta jebana grzałka” (jak mawiają niektórzy…) zawiśnie znów na widnokręgu. Sama też parę razy widziałam. Całkiem przyjemny widok, ale zachodu nic nie przebija. No, może łuna polarna. Ale o czym ja piszę? Miałam zdaje się wprowadzać Was powoli i tajemniczo w nasz pokręcony świat. Podejście drugie. Tak, większość czasu, który spędzamy wspólnie, siedzimy u Elviski. To nie tak, że nie mamy gdzie się podziać, ale czasem akurat nie chce nam się terroryzować miasta, ani ratować świata i wtedy wyżywamy się artystycznie. A nie ma na to lepszego miejsca niż pokój Presley. Wyobraźcie sobie niewielki prostokątny (a raczej prostopadłościenny, ale chyba się rozumiemy, prawda?) pokój, o bardzo wysokich ścianach, jasno oświetlony dzięki dużym oknom na jednej ze ścian, ze ścianami pomalowanymi na biało (czyżby nawiązanie do przyszłego miejsca zamieszkania właścicielki?), częściowo pokrytymi rysunkami, plakatami, obrazami, z podłogą wyłożoną jasnym drewnem i z ogromnym, miękkim  łóżkiem. A potem dodajcie do tego jakieś artystyczne graty walające się po kątach i wielkie sztalugi przy drzwiach. Jesteśmy u Presley. Gdyby wyjść z jej pokoju na korytarz i przechylić się przez balustradę, można by z góry zobaczyć bawialnię, czy jak to się tam nazywa i część kuchni, z którą jest połączona. Ale tego nikt nie robi, odkąd pan Robinson zarzucił Polly (wszyscy kochamy żarciki rodziców Elviski, a zwłaszcza ten który jej zrobili przy wyborze imienia), że stoi na czatach, bo jakieś niewiadomoco odprawiamy w pokoju jego córki. Czegokolwiek nie miałby wtedy na myśli. W każdym razie reszta domu nie jest ciekawa, może oprócz kafelek w rybki w łazience, to jest dopiero wypas. A potem można wyjść dalej, do ogródka i dalej, na ulicę i iść tą ulicą i iść aż się dojdzie do takiego śmiesznego domku, który jest bardzo wąski i ma bardzo małe okna. I jak się wejdzie na lipę (czy jakieś takie inne drzewo), która rośnie przy jednej ze ścian i przejdzie przez pierwsze okno na prawo, to się jest w pokoju Lucy. Wchodzi się przez okno, bo jej rodzina… Cóż, nie przepada za nami. Podobno ściągnęłyśmy im córusię na złą drogę, ale co oni tam wiedzą. Na złą drogę to myśmy zeszły dużo później, jak spotkałyśmy tą postrzeloną piątkę zbirów na Sunset Strip. A potem to już stoczyliśmy się na samo dno (nie, Gunsi wcale nie byli na dnie, dno Miasta Aniołów wygląda znacznie gorzej), kiedy wpadliśmy pewnego dnia na Gwen… Ale nie uprzedzajmy wypadków. Opowiadam przecież o naszych małych światkach. Pokój Lue wygląda zupełnie normalnie, wszystko co stworzy w taki czy inny sposób chowa po szafkach, czasem nam rozdaje. Ma tylko jeden obraz, cały ten nasz gang wymalowany na ścianie. Nawet ładnie jej to wyszło, ale drugą Elviską to ona nie jest…  I poza tym, nie ma już u niej nic ciekawego. Do Sam i Macy raczej nie chodzimy, bo mają sporo rodzeństwa, zbyt wścibskiego i nierzadko donoszącemu rodzicom o różnych sprawach. A ja chyba nie mam domu. Zależy którą definicję brać pod uwagę. Wynajmuję małe mieszkanie niedaleko Sunset, nie jest to jakiś królewski apartament, ale zawsze to własny kąt. Niby jakiś taki nieprzyjazny i pusty, ale i tak rzadko tam bywam, więc nie ma co narzekać. Ważne, że jest gdzie spać, jak już się ma na to chwilę od czasu do czasu. Ale starczy już, bo pewnie przysypiacie z nudów. Ileż można słuchać o cudzych domach, nie? Chyba najwyższy czas ruszyć dalej z historią. Ostatnio skończyłam na tym, jak wysiadłam z pociągu na jakimś dworcu w dużym mieście. Poznałam po tym, że kręciło się tam mnóstwo ludzi. A pierwszą osobą, która rzuciła mi się w oczy, była Lucy, chociaż wtedy nie wiedziałam (albo nie pamiętałam) jeszcze, że tak się nazywa. Ona chyba mnie nie poznała (ja się czasem dziwię jak ona poznaje samą siebie w lustrze… Z takim poziomem ogarniania świata…). Siedziała na ławce i nerwowo rozglądała się na boki. Patrzyła uważni na ludzi wysypujących się ze wszystkich przedziałów, jakby na kogoś czekała. Pomachałam do niej energicznie, poprawiając pokrowiec od gitary na plecach i przeciskając się między ludźmi, ruszyłam w jej stronę.
- Cześć, Fred! – Rzuciłam siadając obok niej, instrument odkładając na bok. Aż podskoczyła, kiedy to usłyszała, odwróciła się i już myślałam, że rzuci mi się w ramiona, czy coś, a ona zrobiła minę, jakby zobaczyła stado alpak na korytarzu własnego domu i ledwie słyszalnie mruknęła:
- Cococo?
- Nie poznajesz? Spotkałyśmy się na koncercie Queen!
- Queen?
- No kurwa nie, mojej babci.
- Ale to był sarkazm, nie? Heeej! Ja cię znam, ty jesteś ta Peggy z koncertu! Co tu robisz, dziewczyno?! Przecież mieszkasz pod Vegas! – Cholera, ja naprawdę nie pamiętam kiedy ja jej to niby opowiedziałam. Aż mi się wtedy głupio zrobiło, że nie pamiętałam nawet jak ona ma na imię. – Przyjechałaś do kogoś? Rodzina, znajomi? – Rzuciła okiem na stojący przy ławce futerał. – Zespół?
- Ta. Chciałabym. – Mruknęłam i na dłuższą chwilę zapadła cisza. Ja kolejny raz zastanawiałam się czy aby na pewno zrobiłam dobrze, bo to jednak duża sprawa uciec z domu, chociaż w książkach i opowiadaniach tak często czytałam, że bohaterka w nerwach pakuje torbę, bez wyrzutów sumienia wychodzi przez okno, łapie stopa, czy też wsiada w autobus, czy inne takie i zaczyna nowe życie. Imprezy, nowi znajomi, wielka miłość, jeszcze większa przygoda. I ci bohaterowie nigdy się nie zastanawiają co się dzieje z ich rodziną i znajomymi? Ja nie mogłam przestać, bo jednak coś mnie tam trzymało te wszystkie lata. I jak już opadły emocje, to okazało się, że za tym czymś się tęskni… Boże, zanudzę was na śmierć i tyle z tego będzie. W każdym razie tak sobie właśnie myślałam, kiedy Lucy się nagle zerwała z miejsca i zaczęła machać rękami, skakać, chuj wie co jeszcze. Jakby miała ze sobą koc i ognisko, to by pewnie puszczała jakieś znaki dymne, czy coś. W każdym razie, ledwo zdążyłam mrugnąć (ja wie, że tak się tylko mówi, ale serio – to był ułamek sekundy), a już jakaś druga dziewczyna, czarne włosy, duże okulary przeciwsłoneczne (na dworcu? „Czyżby kacyk?” tak sobie wtedy pomyślałam.  Po jakimś czasie się człowiek przyzwyczaja.), ogromna skórzana torba i walizka na kółkach. Rzuciła się na Rudą jak dzika kuna w agrest, że zacytuję Mackenzie i się ściskały, jakby się świat walił i palił, a one nie widziały się od trzystu lat co najmniej. A jaki robiły pisk, aż się ludzie odwracali i patrzyli jakby nie wiadomo co się stało. Nie rozumiałam kompletnie nic, z tego co tam do siebie krzyczały. W pewnym momencie Lue podeszłą do mnie, ciągnąc za sobą tę Czarną. 
- Peg, to jest Sam. Sam, to jest Peg. Ta z koncertu, opowiadałam ci o niej! – No ładnie, to raz w życiu laskę na oczy widziałam, nawet nie zapamiętałam jak ma na imię, a ona o mnie opowiada na prawo i lewo, wie gdzie mieszkam… Trochę to przerażające, nie? Sam podała mi rękę w skórzanej rękawiczce, którą uścisnęłam. Uśmiechnęłyśmy się do siebie, a potem ona zaczęła opowiadać o szkole, o jakimś chłopaku, który tak bardzo jej się spodobał, o nowych butach, które znalazła gdzieś na promocji, o koleżance i jej problemach… Miałam wrażenie, że zaraz umrę z zażenowania. Całe szczęście, że Sammy zawsze wie, jak się zachować. Kiedy tylko się zorientowała, że czuję się głupio słuchając historii z życia zupełnie obcej osoby, zasugerowała (brzmi to delikatnie, ale spróbujcie kiedyś zasugerować coś Lucy… Równie dobrze można od razu walnąć prosto z mostu o co chodzi) Lue, że czas już iść. I pewnie byśmy się już nie spotkały (a może akurat tak, tego nie dowiemy się nigdy, chyba że zbudujemy w końcu ten wehikuł czasu), gdyby nie to, że ona musi zawsze tak wszystko wiedzieć.
- Ale masz dokąd iść, tak? – Zapytała, ale nie pytajcie czemu, bo ja jej czasem (zwykle) naprawdę nie rozumiem. Siebie też nie, bo jakoś tak wszystko jej opowiedziałam. W zasadzie to im. Zupełnie obcym dziewczynom, na jakimś dworcu, pięćset (czy coś koło tego) kilometrów od domu. Dowiedziały się o moich ambicjach, o planach, o rodzicach, którzy nie chcieli zrozumieć, o wiecznych kłótniach, o znajomych którzy tylko udawali, że w ogóle cokolwiek ich obchodzi, o muzyce, która była (i dalej jest) moją największą pasją, o studiach medycznych, które niedawno zaczęłam i powodziło mi się całkiem nieźle, a potem oczywiście musiałam zrobić coś tak nieprzemyślanego i wszystko zepsuć. Dziewczyny okazały się miłe i troskliwe. Trochę natrętne z tymi swoimi pytaniami, ale w sumie to była prawdziwa ulga, wreszcie pogadać z kimś, kto nie był częścią tego wszystkiego. Zupełnie neutralne spojrzenie. Potrzebowałam tego. Trochę wstyd się przyznać, ale one mnie wciągnęły w tę ich nienormalną sektę, czy jakby tego nie nazwać, za moim przyzwoleniem. W sensie, przecież mogłam odmówić, kiedy Sam wstała nagle i zaproponowała, żebyśmy wszystkie do niej wpadły, bo rodzice na pewno upichcili coś specjalnego z okazji jej przyjazdu (były naleśniki i kompot agrestowy, matko, to było najlepsze co piłam w życiu i nie zawierało ani kropelki alkoholu. Podobno). I zostałam. Znaczy nie u Sammy w domu, oczywiście, ale w Los Angeles. Znalazłam mieszkanie, znalazłam przyjaciół, jej. Będzie opowiadania, a opowiadania. Do przyszłych świąt tego wszystkiego nie opiszę. A przecież wciąż będzie przybywać tych opowieści więcej i więcej.  Porwałam się z motyką na słońce, nie? Ale w sumie to wiecie co? Lubię takie wyzwania. Kiedyś będę kimś, zobaczycie.

15 komentarzy:

  1. Ale fajne. Przeczytałam to w 5 minut :P

    "Cześć Fred!" <--ja bym chyba kurwa zawału dostała, jakby jakaś laska do mnie podeszła i powiedziała coś takiego xD

    KOMPOT AGRESTOWY <3<3<3<3<3 Kocham kompot agrestowy, mogłabym go pić litrami, a nawet hektolitrami <3


    Zapraszam do mnie na nowe rozdziały http://the-garden-of-idiots.blogspot.com/ ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu, gdybym wróciła do domu trochę wcześniej niż PRZED CHWILĄ to może zdobyłabym się na jakiś normalny komentarz, a tak to musi Ci wystarczyć szczere wyznanie miłości (Wciąż kocham Cię jak Pektynę... xD), potwierdzenie Twej niepowtarzalnej zajebistości (Tyyy jesteś zajebista, to sprawa jest oczywista!)i deklaracja, że ja kocham to opowiadanie, mimo że ma bardzo długi początek. Ale właśnie to podsyca ciekawość, przez którą spać nie mogę, bo się zastanawiam, co dalej...


    Szatanu, co się nawet zalogować nie ma czasu xD

    OdpowiedzUsuń
  3. http://zagubiona-we-wlasnym-swiecie-gnr.blogspot.com/ - nowy rozdział, zapraszam ;>

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy wystarczy, jak napiszę, że to kocham w chuj? *_______*
    Pewnie nie, ale ja się nigdy nie umiem wysłowić, więc musisz mi wybaczyć te wszystkie krótkie i bezsensowne komentarze, którymi Ci tu napiepszam ;_____;
    KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM <3

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja się obrażam.
    Bo gdzie informacyja,hmm? (Dobrze, że wchodzę na wszystkie blogi kilka razy jak jestem na komputerze xD, albo na komórce..)
    Ponumerkuję sobie teraz zajebistość Twojego dzieła (A to nie był już czasem jakby pierwszy? Nie? No dobra więc...):
    1. Toto jest zajebiste.
    2. Uwielbiam Cię dziewczyno.
    3. Uwielbiam bohaterki, nie będę wymieniać, bo o wszystkie chodzi, a jeszcze coś popaprzę i będzie kurzy kuper, kurde.
    Dobra numerki mi się skończyły, ale to jeszcze nie koniec! Nie myśl sobie! Przynudzam, nie ;__;? Wytrzymasz. Chyba xD. Na początku to tak trochę nie ogarniałam co się dzieje (może dlatego,że mi mózg wywiało...pewnie tak) i nadal nie ogarniam za bardzo, ale niedługo przeczytam jeszcze raz wszystko co napisałaś do tej pory i zrozumiem. Może.
    -Cześć Fred.
    Tak to powinnam chyba zacząć... Mniejsza o to... DOBRA! Chwilowy przypływ czegoś. Po prostu nie wiedziałam kto jest kim i tak wyszło xD Lucy to ruda, Sam, okok wiem i Peggy. No i już to przynajmniej opanowałam,ale i tak muszę jeszcze raz przeczytać (tak to ze mną jest jak się po szkole spać nie pójdzie)... Co ja piszę...
    Czy Ty masz teraz ferie?... Bo jak masz, to będziesz dodawała, nie? Bo co ja będę robiła na plastyce!? Dziewczyno, kuźwa!
    TAK. TO JUŻ KONIEC. Ciesz się.
    Uwielbiam CIĘ, nie wiem ile razy to pisałam, ale na tym nie skończę i żyć Ci nie dam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Chromosomy... Gdzieś tam na początku były xD No i oczywiście, już mi się podoba, bo jakże by nie?
    A ja kocham wschody słońca *__* W Bieszczadach mam coś takiego, że jak łazienka ma to okno takie dachowe prawie na wschodzie i jak się rano wchodzi, to tak przyjemnie grzeje... Dlatego uważam, że dnia tam nie da się zacząć inaczej, nieważne czy to lato i 30 stopni czy zima i -12. A jak świetnie stamtąd księżyc widać... Na zachód też jest fajnie, bo idealnie z balkonu i to też ma swój urok, ale z tym wschodem nic nie wygra.
    Prostopadłościenny... Jeszcze nawet praktycznie nie miałaś ferii, jak to pisałaś, a już aż tak za szkołą tęsknisz? Najpierw te chromosomy, teraz prostopadłościan...
    "ja się czasem dziwię jak ona poznaje samą siebie w lustrze… Z takim poziomem ogarniania świata…" - a może wcale nie poznaje? Wiesz, czasem tak mam, że patrzę w lustro i zastanawiam się, kto to jest. A jak się szykowałam na studniówkę to już w ogóle zupełnie inna osoba. Także podejrzewam, że jak mi się zdarza, to Lucy też mogło :D
    Alpaki *____* Czy może być coś bardziej zajebistego od pełnej futra lamy?
    Co do wehikułu, to wciąż jestem na etapie tworzenia projektu. Ale kiedyś powstanie, na pewno. Bo zakładam, że masz jeszcze tego druta czy co tam?
    Wspominałam już, że strasznie mi się podoba narracja, ale no... Ona jest więcej niż świetna. Kolejny eksperyment zakończony sukcesem :)
    Kurde, coś jeszcze chciałam napisać, ale nie mogę sobie przypomnieć co... Także znowu krótko.

    OdpowiedzUsuń
  7. U mnie mała informacja. Mogłabyś się zapoznać?

    http://dustt-n-bones-gnr.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Dźdbry... Wiesz, nie zawsze będę miał czas i chęci na powiadamianie cię o kolejnych rozdziałach, więc prosiłbym o to, byś po prostu częściej tam wchodziła xD A korzystając z okazji, powiem, że trzeci rozdział już, jest... :D Ale nie wiem, czy tylko mi się wydaje, że piszę tam za często, bo klepię tylko w klawiaturę, która krzyczy cały czas: "Przestań, proszę, ja umieram" xD Tak więc --->
    www.on-the-other-side-of-a-border.blogspot.com Zapraszam :P

    OdpowiedzUsuń
  9. Dopiero trafiłam na Twojego bloga, ale już widzę, że jest zajebisty! :) Świetnie piszesz, opowiadasz ciekawe historie... Obserwuję i będę tutaj wpadać, bo miło.
    CHAMSKA REKLAMA!
    http://shadows-of-nights.blogspot.com/
    Trzymajta. Tematyka dość mocno związana z muzyką rock/metal więc może Ci się spodoba :).

    OdpowiedzUsuń
  10. Po trwającej miesiąc ciszy, nowy na: http://sad-bad-true.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Trololololo, Duffa z kasą nie ma, trololo, chujowo jak nigdy, trololo, alem na komórce [Adleropeta: a to nowość...] OGÓŁEM: DUPSKO BISKUPA -.- {Axlopeta:Z ciebie jest} Ej, ej, ej, kolego, co to za manifestacje? -.-
    A więc (nie zaczyna się zdania od... whatever...) naprawdę jestem grubą dupą, taką chamską i biskupią, JA, żem mać owej Lizzie, nie skomętnęłam tego oto powyższego cuda do dnia aż dzisiejszego, roku pańskiego obecnego jak mniemam, do tego bez wyraźnego powodu :( Linczuj! Prawda jest taka, że przeczytałam to już daaawno, jak tylko siem pojawiło, a (cholerna gadzina! laseczka tężca z parlay!) nie zadałam sobie trudu, by ocenić to piękne dzieło :( Jak zwykle -.- Jak można być takim idiotą ja się pytam?! :O

    No, to ten. Wiesz, że to jest cudne, nie? To, że tam są wszyscy... *_________* że tam jestem... Jejujujejaju, JAA *________* I po co?! ;____; Nie zasługuję na to, bu być tu, teraz, w pierwszym zdaniu! :O Jakoby niesamowita istota Presley niczym sam król Elvis ;___; Czuję się taka fajna, hehe. Bo mam tu taki zajebiiisty, genialnie opisany dom, dom pełen wszystkich chujstw, chłamu i nieładu, którym wielbię się otaczać (półokrągłe okienko! *u* marzyłam o takim! D: ) i w ogóle i ojaojaoja. Wszystko w tym opowiadaniu mi się, podoba, jest takie... Inne niż wszystkie, normalnie zamykam ślepia i widzę taką bandę wariatek co to sobie w spokoju siedzą na oknie i roztrząsają niepojęte dla zwykłych śmiertelnikow tematy... Och, wiesz o co mi chodzi, prawda? :3
    I Ty tutaj, taka ruda i kochana <3333 (dupy od serca czy tam serce z dupy) :) Czemu tak długo nie ma nowego?! Ja codziennie sobie sprawdzam! D: Asz Ty, zła istoto!
    PS: dlaczego ten komentarz jest zjebany i dlaczego jestem blond żyrafą jak nie przymierzając pewien inny alkoholowego pokroju osobnik? :o
    <3 (dupa.)

    OdpowiedzUsuń
  12. Muszę nadrobić...nie mam dziś siły, obiecuję, że skomentuję niedługo.
    Zapraszam jeszcze na nowy rozdział na http://tacy-pozostaniecie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Dobry :)
    U mnie powiło się "coś" nowego.
    Zapraszam.
    http://started-to-dream.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Heeeeej.
    Blood postanowiła sobie ot tak wrócić... no bo sobie tak zniknęła i jej trochę nie było...
    a bardziej jej wena umknęła i gdzieś się poszła szlajać..
    ale chyba jej się znudziło, bo już z powrotem jest..
    No i tak myślę, że Cię zapraszam na mojego bloga nowego..
    Nie wiem, może Ci coś tam wpadnie, się spodoba czy coś..
    Sorki za takie chamskie spamienie ..
    Ale no co. Czasem nawet i ja muszę xD

    Aaaaa ! I chciałam Cię poinformować, że podjęłam kolejne próby czytania Twoich opowiadań.
    Wciąż wprawiają mnie w zachwyt od nowa xD
    Prawdopodobnie gdzieś Ci będę komentować tam stare posty...
    Nie zdziw się jak gdzieś zobaczyć jakieś wypociny xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S Liceum o profilu humanistycznym doprowadza człowieka do takiego stanu, że jak nie prowadzi czegoś takiego jak blog... to mu się mózg lasuje... Satanae coś o tym wie... poszła po mnie... nienormalna.

      Usuń

A może by tak komentarz? Chociaż kropeczkę, co? Więcej motywacji, to w końcu więcej rozdziałów ;__;