poniedziałek, 28 stycznia 2013

Kroniki Peg, część I, czyli teoretycznie prolog.



Tak, to prolog nowego opowiadania. "Dreamer's Ball" (Zapraszam do bohaterów :33) 
Chciałam zadedykować Zuz, bo dzisiaj ma swoje święto i w ogóle, za borsuk mode, za esemeski, za wszystko kurwa i najlepsze życzenia, Kaloszu Stary <3


PROLOG, CZY COŚ

Teoretycznie cała opowieść zaczyna się wtedy, kiedy matka Lucy zostawiła ją pod drzwiami szpitala, czyli… Zajrzyjmy w notatki… Dziewiątego lutego w sześćdziesiątym piątym, potem toczyła się jak to zwykle toczy się ludzkie życie, mała Lue trafiła do rodziny zastępczej, która była na tyle spoko, że nie ukrywali przed nią, że są tylko obcymi, którzy przygarnęli ją jako własną. Ona wprawdzie nigdy nie czuła się jak ich własna, ale zawsze ich słuchała, szanowała i co się tam jeszcze z rodzicami robi, kiedy się nie jest małym buntownikiem (albo kiedy się jeszcze nie wie, że się nim jest). Potem Lucy poszła do pierwszej klasy, gdzie nie znalazła przyjaciół (może to dlatego, że jest ruda? Nie, na pewno nie. Po prostu nikt nie odpowiadał jej poziomem intelektu), tak jak i w drugiej. Ani w żadnej kolejnej, dopóki rodzice nie przepisali do jej klasy takiej drobnej, bladej brunetki w dwóch kucykach, która miała zawsze kieszenie pełne cukierków i same piątki w dzienniczku ucznia. To Polly (bo to przecież ona) któregoś dnia zaciągnęła nową przyjaciółkę na kurs fotografii. Dwie niewyżyte artystycznie dwunastolatki spotkały tam starszą koleżankę o śmiesznym imieniu. Presley Robinson, wysoka, szczupła blondynka zaprosiła je któregoś dnia do siebie, gdzie wprowadziła je w magiczny i „kurwa zajebisty, nie?”  świat rock’n’rolla, zaczynając od nagrań pana, któremu zawdzięczała nietypowe imię, kończąc na swoich największych idolach, Queen, którzy od tamtego dnia, do końca świata mieli zostać największymi idolami również Rudej („żyłam bez tej czwórki? Błagam was! Co to mogło być za życie?”) . I nietrudno sobie wyobrazić, że te trzy dziewczynki zostały najlepszymi przyjaciółkami w galaktyce (tej i każdej innej). Czas leciał i leciał, czasem ciągnął się jak ser na grzance, czasem leciał jak rakieta, a Lue dalej była tak samo ruda (no co? Was nie śmieszą żarty o rudych?) i tylko troszkę zmieniła się z charakteru. Przestała żyć pod dyktando rodzinki, chociaż nigdy nie przestała jej szanować, ani nie sprawiała żadnych konkretnych problemów. Znalazła świetną drogę (a raczej całe mnóstwo dróg), by wyrazić siebie i wszystko, co jej w tym przeszkadzało, czyli szkołę („i własną przyszłość” jak wyłożyli jej w poważnej rozmowie przybrani rodzice) po prostu olała. Prawie w ogóle nie wychodziła z domu, malowała, szkicowała, śpiewała, tańczyła, grała na gitarze, zasłuchiwała się coraz to nowymi zespołami. A czas jak zapierdalał, tak zapierdalał dalej. I tu zatrzymujemy się na chwilę oddechu, jedenastego listopada ’82, około ósmej rano. To była środa (tak naprawdę nikt nie pamięta jaki to dzień tygodnia, ale dodajmy jakiejś melancholii…), a może czwartek. Lucy wstała trochę wcześniej niż zwykle, bo i tak nie mogła spać całą noc. Odrobinę ze strachu, ale głównie z ekscytacji. Pierwszy raz miała jechać na prawdziwy koncert. I to czyj. Queen mieli grać w Irvine dwa dni z rzędu, a ona była umówiona z Presley dziś o jedenastej. Wybiegła z domu w samej piżamie, kiedy usłyszała chrzęst żwiru na podjeździe. A nuż pan Robinson przyjechał trochę (jasne, trzy godziny) wcześniej? Ale to nie był żaden ze znajomych jej samochodów. Ten był duży, czarny i okurzony, a na tylnej szybie rozpłaszczała nos chuderlawa szatynka. Kiedy zobaczyła przed sobą zdziwioną dziewczynę w samej piżamce i ze zdziwieniem wymalowanym na bladej twarzy otoczonej ognistą grzywą (A znacie to: „-Ilu rudych potrzeba do zmiany żarówki? -Ani jednego. Oni wolą siedzieć po ciemku.”? Czy tylko mnie to śmieszy?), pomachała jej energicznie i otwierając uprzednio drzwiczki samochodu, wypadła na zewnątrz i podała jej rękę na przywitanie, paplając, że są od dziś sąsiadkami, że nazywa się Macy i wciąż pytała czy nie ma przypadkiem ciasteczek. Przerażona słowotokiem ze strony zupełnie obcej osoby Lucy nie myślała (hahaha, a to dobre! Lucy nie myślała! Jakby to było dziwne!) zupełnie trzeźwo. Uciekła z powrotem do środka i zatrzasnęła nowej koleżance drzwi przed nosem. Potem zapomniała o niej zupełnie pochłonięta doborem zupełnie idealnego stroju na koncert swoich największych idoli. Postawiła na zwyczajne jeansy, biały podkoszulek i halówki. Włosy zaplotła w warkocz i zwinęła go w supeł na karku. Przejrzała się z uznaniem w wysokim lustrze, a potem czarną kredką do powiek namalowała sobie pod nosem krzaczaste wąsy. Wyglądała jak (rudy!) Freddie. I taki był właśnie jej cel. Równo o dwudziestej stanęły z Presley z biletami w dłoniach w kolejce przed wejściem na stadion. A potem Lucy nie pamiętała już nic prócz tego, że to był jeden z najlepszych dni w jej życiu. Ale ja pamiętam, bo nie zaprzeczę, że pamięć mam całkiem niezłą. Dobra, mogłabym poprosić Elviskę (ja nie rozumiem, jak one mogły nie mówić tak do niej wcześniej?), ona pewnie coś zapamiętała nawet ma zdjęcia, ale przeglądałyśmy je już tyle razy… W każdym razie tak jakoś wyszło, że ten jedenasty listopada okazał się jeszcze bardziej magiczny, niż zakładałyśmy. Bo oprócz zajebistego koncertu, zajebistego zespołu, byłyśmy jeszcze nie mniej zajebiste my. Od razu zauważyłyśmy się z Lue, bo ja też postanowiłam przebrać się za Freddiego. Ludzie śmiali się na nasz widok i nawet pozwolili przejść pod samą scenę. To było coś! Oczywiście Elviskę ciągnęłyśmy ze sobą, a ona wypstrykała chyba ze sto filmów tym swoim aparatem, jeszcze zanim zespół wyszedł na scenę. Dobrze, że miała całkiem spory zapas. Chociaż ja to na jej miejscu wybrałabym plecak, nie torbę, bo musiało być jej niewygodnie. Nieważne. Wracając do historii. Jedenasty listopada ’82.
No, bez przeciągania.
Dla mnie dopiero wtedy wszystko się zaczęło.
Chociaż nie, to był taki raczej prolog. Bo dopiero następnego dnia rzuciłam studia i uciekłam z domu z samą tylko gitarą i paroma ciuchami na zmianę. Za resztki stypendium kupiłam bilet na pierwszy z brzegu pociąg. Przeznaczenie, czy ki chuj? Nie wiem, ale pierwsza osoba, którą spotkałam po wysiadce, był ten sztuczny rudy Freddie z Irvine.
Chyba zapiszę się do specjalisty…

15 komentarzy:

  1. Ja, to znaczy Polly, miałam w kieszeniach pełno cukierków. Chciałoby się, kurwa. Wiesz, cukierki drożeją. Komiksy drożeją. Nawet, w sumie, książki drożeją! A kasy ni ma. Chciałabym te, kurwa, cukierki. Rudy, rudy. Axl też był, jest rudy i tutaj raczej był, ale był, nieziemsko przystojny. Wywaliłby wszystkich, którzy by takie podłe żarty rzucali o jego kolorze włosów przez okno, jak ten fortepian. No wiecie, który, ten co się wtedy wkurwił i w mieszkaniu próbował go przez okno wywalić. Biografiję się czytało xD A nie, stop, bo tamten się nie zmieścił i nie udało mu się go wywalić. Ale ludzie nie są tacy szerocy raczej. O czym ja pierdolę? :O
    Piątki w dzienniczku ucznia, o kurwa, to co, ja nie miałam co robić? Serio? Doszłam w tej chwili do wniosku, że jesteście jedną z przyczyn, to znaczy wy, Agrestanki, dla których nie mam samych piątek. Może coś tam jeszcze działa moja głupota i lenistwo, ale pozwólmy sobie to pominąć. Chwała wszystkim...
    Przepraszam. Ja już sama nie wiem co pieprzę, naprawdę.
    No tego ten, wiesz, że zajebiste, styl opowiadania historii jest piękny i naturalny *_* itepe itede ALLELUJA.
    Czy coś.
    Naprawdę robi się ze mną źle.

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest takie cudowne, koncert Queen, przebieranie się za Freddiego...
    Borze światło mi migło :O
    Nieważne <3
    Jestem taka fajna *____* (jak to brzmi, maaatko... XD). I chuda :OOO Hehe chciałabym XD
    I kocham Lucy <3 Nie Ciebie, Ziemniak >:C D
    Za dużo twarzy :OOOOO
    I przyjął zaproszenie na fejsbuku :D Borze ile twarzy :OOOO

    OdpowiedzUsuń
  3. O ja piejdoje :>

    Wiem, że rzadko komentuję ale brak czasu ;_;

    A co do opowiadania....To te żarty o rudowłosych są fajne ;> Ale odkąd zmyła mi się szamponetka to sama chwilami (kiedy jest zbyt ostre światło)mam rude włosy ;_; Czuję się tak inaczej....CUKIERASKI :DDDDD (miszcz zmiany tematu B)"like a boss")

    za ten koment to się wstydzę ale mam mało czasu, bo jeszcze u siebie muszę rozdział napisać ;_; Aaaaaleee...ale to prolog, a prologi są krótkie, więc komenty do prologów też powinny być krótkie...co nie????

    Pozdrawiam i zapraszam do mnie na: http://the-garden-of-idiots.blogspot.com/ ;>

    AVE AGRESTANKI <3

    OdpowiedzUsuń
  4. No ja Cię kocham normalnie *___*
    Ale o tym to Ty już dobrze wiesz XD (serio, czy można umrzeć od przedawkowania miłości??? :oo)
    OMG, wydaję się być taka zajebista *__________*
    i tytuł: "Kroniki Peg Część Pierwsza" - aksdfjablfabslkfablskfabflkasbjfalskfbaslh
    *_________________*
    *____________*
    *___________________*
    *________________*
    *___________________________*

    Zajedwabiste <3

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja wciąż się jaram tytułem, a z okazji prologu, jak Ci pierdalnę spam na dwadzieścia kilometrów, to się z tego do jutra nie wytrzepiesz, tak jak z tych życzeń, spisanych na kartce dłuższej od Ciebie (a teraz uświadamiam sobie, że pewnie nie wiesz, o czym mówię, więc odsyłam do urodzinowej niespodzianki Zuz xD).
    Jeśli kroniki Peg, to znaczy, że narratorem jest Zuz, tak? I rozumiem, że tak będzie zawsze. Czy zamierzasz skakać? Oto jedno z licznych pytań nurtujących me szatańskie poroże (samouwielbienie: level pro ekspert xD).
    A tak jak już o narracji rozmawiamy, to ta właśnie jest jedną z najcudowniejszych, najpiękniejszych jakie widziałam w życiu *.* Zawsze potrafisz pisać tak, że szczęka opada mi po schodach, odśnieża podwórko i wraca, więc jeśli jeszcze raz mi napiszesz, że jestem Twoim bogiem, to jak raz jebnę pod stół i nie wstanę, bo to przecież niemożliwe, że mając takiego przygłupiego boga jesteś po prostu nieocenionym geniuszem.
    Polly z cukierkami i ich przyjaźń *.* A późniejsze pojawienie się Presley i jej cudowne poglądy na rock 'n' rolla po prostu mnie rozwaliło i chyba już mam ulubioną postać w tym opowiadaniu xD Faktycznie, jak tak teraz patrzę, to życie bez Queen nie ma sensu. Bądź co bądź, gdyby nie orientacja Freddiego, to nie stałabym się taką tolerancyjną i doinformowaną jedenastolatką te pięć lat temu, nie? :D
    Cały opis tego koncertu, na który pojechały dziewczyny, choć właściwie samego koncertu nie opisałaś, był obłędny. Dokładne oddanie tego, co się dzieje pod sceną i poznanie się z Macy, która jest dziwna i sprawia, że ludzie od niej uciekają xD (zobaczysz, będzie dzwonić z pretensjami, że jak mogłaś ją tak potraktować, po czym fochnie się na całe dwie godziny ^^ Zawsze dzwoni xD). I przebranie się za Mercury'ego. Że też tylko one w tym milionowym tłumie na to wpadły xD Co za ograniczeni ludzie, no żeby się za wąsacza nie przebrać?! o.O
    Reasumując (gdzieś w środku big spamu, ale jednak już prawię reasumuję xD) ten prolog jest genialny i z samego tego, że my się w tym opowiadaniu pojawiamy (MY! SKOŃCZONE SZAJBUSKI!), to po prostu nie mogę się doczekać, kiedy po raz pierwszy wylądujemy w więzieniu xD To będzie taka emocjonująca, pełna wzniesień i sromotnych jebnięć o podłoże chwila :') Wzruszam się na samą myśl, aż łza poszła xD
    Boże, Boże, ile bym dała za rude włosy i w miarę ogarniętą twarz (tak, bardzo na temat! Odczep się, żyj własnym życiem xD)! Ten Stwórca to taki niesprawiedliwy koleś jest, że pożal się Agreście -.-
    Idę tworzyć swoje pod wpływem natchnienia, które faktycznie chyba bierze się z dupy o.O (niezbadane zjawisko...), a Ty odkopuj treść w tym chłamie com tu naklikała i jak ją znajdziesz, to mnie powiadom xD

    ODDAJĘ POKŁONY, O GENIUSZU <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Mo(j)żesz mi powiedzieć jedną rzecz? Jak ty to robisz? Piszesz prolog. Jest tak piękny, że słuchając go przy "The Unforgiven II" się popłakałam (może to przez mój nastrój, nie wiem) ale tak na serio się popłakałam i nie wiem czemu. Ktoś jeszcze się wzruszył? *_*
    Cholernie podoba mi się ten klimat! Jesteś moim pisarskim guru, tuż obok Szatanu i Flanagana <3 Kocham Cię kochanie moje ;* (Manaam zawsze spoko ^_^) I w ogóle uwielbiam rudych ludzi *_* I teraz się czuję taka głupia... Bo od roku chodzi mi po głowie myśl o opowiadaniu z rudą dziewczyną, ale teraz jak ją dodam to będę jak jakaś nie wiem, bo i ty masz rudą i Misa ma rudą :< I to już nie będzie takie fajne... :< Smutno, nie? Kocham to opowiadanie! Będę je czytać! (O ile będę jak normalny człowiek no-lifić zamiast robić jakieś dziwne rzeczy) A jak nie to nadrobię w wakacje! I... nie wiem co powiedzieć, ale jak to czytałam to rozbudziło się we mnie takie uczucie, że muszę coś napisać u siebie i... znowu pewnie jutro nie będę nic robić, tylko pisać... Ostatnio tak mam, że piszę w zeszycie i nie dodaję. Kuuuźwa o czym ja bredzę... Chyba muszę założyć pamiętnik i tam pisać takie smęty ;__; W każdym razie, twoje opowiadanie jest... niesamowite, takie... magiczne! I w ogóle prolog mnie tak zaciekawił, że ... że no kurwa! Terefere! Koniec ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Ejejejj! A gdzie powiadomienie? Ja się pytam! 'Hej, piszę takie tam nowe zajebiste opowiadanie, więc przestań pić herbe, rusz dupe i czytaj!' Hęę? (A, tak w ogóle, to u mnie nowy.)
    To jest przezajebiste! Począwszy od poznania Polly i Presley poprzez wprowadzenie w 'zajebisty, nie?' świat rock 'n' rolla, zamknięcie drzwi przed nosem Macy (..nie chce mi się przepisywać połowy....) i skończywszy na kropce! No po prostu genialne, no!
    Nie umiem pisać komentarzy, tak ostatnio zauważyłam. Ale coś jest, nie?
    Teraz jak zwykle pięknie to zakończę.
    . <- KROPKA


    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wiem jak ty to robisz, ale WSZYSTKO (czyli od pierwszej litery do kropki) jest PRZEZAJEBISTE i cholernie klimatyczne! Może jesteś czarodziejem? o_O
    Mam wrażenie, że całe opowiadanie w jakiś sposób będzie się kręcić wokół Lucy. A tak w ogóle to już wiem, do kogo będę pałać największą sympatią. Buduję napięcie - zgadnij do kogo, zgadnij do kogo, zgadnij do kogo, zgadnij do kogo, zgadnij do kogo, zgadnij do kogo, zgadnij do kogo, zgadnij do kogo, zgadnij do kogo, zgadnij do kogo, zgadnij do kogo, zgadnij do kogo, zgadnij do kogo, zgadnij do kogo, zgadnij do kogo?
    DAM DAM DAM
    PRESLEY! Po pierwsze, ze względu na imię, bo kocham pana Elvisa *________________* Po drugie, bo jest zajebista. Ja to wiem, ty to wiesz, oni też wiedzą.
    Rude włosy u Lucy *_________________________________________* No kurwa, zawsze chciałam mieć rude włosy! To takie niesprawiedliwe!
    AVE CI, O GENIUSZU NAD GENIUSZAMI!

    OdpowiedzUsuń
  9. Wystarczy, jak napiszę, że po prostu jest zajebiste i bardzo mi sie podoba?

    Dobra, wiem, nie wystraczy, ale jakoś nie jestem w stanie nic więcej napisać :(

    OdpowiedzUsuń
  10. *____________________* Przezajebiste.! Ale ty to pewnie wiesz ;D To jest chyba mój pierwszy komentarz na twoim blogu. Ale ja nie mam zielonego pojęcia, bo mam pamięć jak ta niebieska rybcia z Nemo. Jednak zobaczyłam, że coś nowego i
    Rude, rude, rude! Kocham rude, ale i kocham kawały o rudych! Dlatego nie tylko ciebie śmieszą. Np.-Czemu Wyspy Dziewicze zawdzięczają swoją nazwę?
    -Żyją na nich tylko rudzi. Ale śmieszne!!!! Hahahaha... Ehem... Dobra już mi przeszło.
    Pochwalę się, że byłam na koncercie Queenu we Wrocławiu, tylko, że wiadomo, że bez Freddiego i tam też dorysowywali sobie wąsy i chodziły takie jego klony- no ale było zarąbiście;D
    No i ten baj, baj ;* i dodaję się do informowanych !!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Przezajedwabiste :3
    Ale nie mam nastroju do pisania komentarzy bo się dowiedziałam o koncercie Biebera dzień po moich urodzinach... jak to dobrze że nie urodziłam się dzień później! Współczuję mieszkającym w Łodzi! Przyjmę was, jeśli ktoś taki jest do swojego domu żebyście przypadkiem na zawał nie zeszli po przypadkowym usłyszeniu "śpiewu" Justinka.
    A może jednak coś napiszę o tym... prologu. Fajna narracja. Dziwni i fajni bohaterowie ^^ I wszystko super <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie wiem dlaczego, ale kiedy wyobraziłam sobie postać rudzielca-Lucy to przed oczami stanęła mi Ania z Zielonego Wzgórza. :p Dobra, nieważne. Prolog jest świetny! Kurczę, zazdroszczę im bycia na koncercie Queen. Też tak chcę! I ten... Co by tu jeszcze napisać... Elviska mi się od razu spodobała - chyba będzie moją ulubioną postacią w tym opowiadaniu. No i kurczę, korci mnie jedna sprawa. Kto jest narratorem tego opowiadania? Przez 3/4 prologu myślałam, że występuje narrator, który opowiada, ale koncówka, tj. "...ale pierwsza osoba, którą spotkałam po wysiadce, był ten sztuczny rudy Freddie z Irvine" utwierdziła mnie w przekonaniu, że jednak nie. A może Lucy pisze o sobie w 3-ciej osobie i ma rozdwojenie jaźni? Mam nadzieję, iż wszystko się wyjaśni w następnym. :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Dzień Dobry.
    Chujowa czytelniczka we własnej osobie, chciałaby przerosić z wszystkie przewinienia i zaprosić na małe co nieco, jakby postpostpostscriptum do Sweet Caress.
    Pozdrowionka :***

    OdpowiedzUsuń
  14. Pierwsze co mi przychodzi do głowy to 'nowe opowiadanie". Błyskotliwe, nie? Ale no... Cieszę się, tak w sumie, bo jak dla mnie to mogłabyś pisać i 56 opowiadań i całkiem możliwe, że nawet bym się w nich ogarniała. Tak właśnie...
    "gdzie nie znalazła przyjaciół (może to dlatego, że jest ruda?" - Kurde, jakbym koleżanki swoje słyszała... "i tak nie zrozumiesz, bo jesteś ruda", albo jak przypadkiem powiem coś mądrego "bo ty takim rudym ciulem jesteś". Ale to dlatego, że oni są w stanie pojąć mojego geniuszu, na pewno o to chodzi.
    "no co? Was nie śmieszą żarty o rudych?" - skąd, kocham je. Chociaż, szczerze mówiąc, po blond istotach równie fajnie się jeździ.
    Dobra, koniec o rudych, teraz bardziej o rozdziale. Znaczy się prologu. Narracja jest fajna. Ludzie, co to za zdanie w ogóle... Ale no... Jest inna, bo nie dość, że to są wspomnienia, to jeszcze... inne. Moje bogactwo językowe w dniu dzisiejszym mnie zabija. Ale próbuję dalej. Lucy jest bardzo zacną postacią, zresztą wszystkie postacie tu są zacne. Jakby gdzie indziej nie były. Znaczy mam na myśli pozostałe twoje opowiadania. Ej, to zaczyna dziwnie wyglądać... Bo coś piszę i sama siebie krytykuję. Nie jest dobrze. Chyba. Wracając... Nie załapałam dowcipu z żarówką, co w sumie jest smutne tak trochę. No bo ej... Czemu po ciemku? Ale rudy Freddie mnie rozwalił. I ogólnie no...
    Chciałam napisać coś bardziej twórczego, ale coś mi nie idzie, więc ci oszczędzę tych cierpień i zakończę. A tak podsumowując, chociaż prawie nie ma czego podsumowywać, już to lubię. I bardzo jestem ciekawa jak to się wszystko dalej potoczy, bo, jak zwykle, mój zrudziały umysł nie podsyła mi absolutnie żadnych wizji.
    To była taka aluzja, że chcę rozdziały. I tak, wiem, że już jeden, ale to nie zmienia faktu, że jeden to trochę jednak mało. No.

    OdpowiedzUsuń
  15. Zacznę głupio, dzień dobry, tu Oskar, ale mówią mi Ozi.
    Ciekawy prolog, nie stać mnie na więcej ambitnych słów, więc powiem, że bardzo ciekawie piszesz, jak taka prawdziwa pisarka, wiesz (jestem debilem). A korzystając z okazji chciałbym poinformować cię o kolejnym rozdziale na www.on-the-other-side-of-a-border.blospot.com :p

    OdpowiedzUsuń

A może by tak komentarz? Chociaż kropeczkę, co? Więcej motywacji, to w końcu więcej rozdziałów ;__;