piątek, 15 czerwca 2012

VI


VI

(...) I can't live with you
But I can't live without you -
I can't let you stay
But I can't live if you go away
I don't know just how it goes
All I know is I can't live with you
I'm having a hard time
I'm walking a fine line
Between hope and despair
You may think that I don't care -
But I travelled a long road to
Get a hold of my sorrow
I tried to catch a dream
But nothing's what it seems
(...)

Muzyka wypełniała wnętrze starego, bordowego Skylarka. Naprawdę kochałam muzykę. Naprawdę. Ale wtedy dałabym wiele, żeby jakimś cudem to piekielne radio przestało działać. Nie dość, że chłopak śpiewał na cały głos, to jeszcze do rytmu naciskał pedał gazu i hamulec. Samochodem raz po raz zarzucało i kilka razy zobaczyłam dłonie wyciągnięte z wymijających nas z piskiem opon pojazdów, wykrzywione w obraźliwym geście w naszą stronę. Nie wspominając już o nieustannym akompaniamencie klaksonów. Na moim nowym znajomym nie robiło to żadnego wrażenia. Na mnie początkowo też nie. Zaczęło mnie to obchodzić dopiero , kiedy cudem uniknęliśmy zderzenia z ciężarówką. Po kilku godzinach jazdy byłam już bardzo zmęczona. W dodatku nie miałam pojęcia gdzie tak właściwie mieszkał Izzy. Jeśli jednak mieszkał dalej niż sto kilometrów od Santa Fe, to jadąc takim tempem mogliśmy dotrzeć na miejsce w przyszłym miesiącu. Nawet nie dało się zasnąć. Głowa latała mi na wszystkie strony, kiedy samochód gwałtownie zatrzymywał się i ruszał w rytm piosenek. Przy wolniejszych utworach dawało się przeżyć, ale kiedy zaczynało się coś bardziej energicznego, miałam ochotę wybić przednią szybę blond głową kierowcy. Jedyną ucieczką były słowa piosenek. Mogłam się w nie wsłuchać i odlecieć przynajmniej na chwilę. Rozmyślałam przy tym o różnych sprawach. Ważniejszych i mniej ważnych. O życiu, o pogodzie, o sobie, o miłości (no cóż... muzyka robiła swoje), o siedzącym obok mnie chłopaku, który od czasu do czasu rzucał mi dziwne spojrzenia, których za nic nie potrafiłam rozszyfrować... Odwracałam tylko wtedy wzrok i wpatrywałam się ostentacyjnie w sufit albo przewijające się za szybą krajobrazy. A potem znowu nasze oczy się spotykały. To była najdłuższa podróż w całym moim życiu. Noc udało mi się przespać, ale to z pewnością tylko dlatego, że po prostu przywykłam do bardzo osobliwego stylu jazdy mojego nowego kolegi. Rano dziękowałam niebiosom, że jeszcze żyję. Potem znów przez kilka dobrych godzin siłą powstrzymywałam się od rozpłaszczenia twarzy blondyna na desce rozdzielczej. A kiedy już zwalczyłam w sobie tą żądzę mordu, znów zasnęłam. Przyśniło mi się, że jechałam przez las na lśniącym rumaku. A może to był jednorożec? W każdym razie galopował przez las, powiewając złotą grzywą. Czułam się zaskakująco dobrze, do czasu, kiedy nagle zwierzę stanęło dęba, zrzucając mnie na twardą, ubitą ziemię. Jęknęłam cicho i spróbowałam odszukać go ręką, machając nią w powietrzu, ale kiedy wreszcie dotknęłam jego majestatycznego pyska, zarżał głośno i uciekł. Zostałam sama pośrodku ciemnego lasu. Zaczęłam płakać, chciałam wrócić do taty! Nagle sen urwał się. Cała roztrzęsiona, zarzuciłam ręce na szyję potrząsającego mną chłopaka. Poczułam dłoń sunącą po moich plecach. Otworzyłam oczy. Wpatrywała się we mnie uśmiechnięta twarz.
- To ty? Myślałam, że to Steven... A w ogóle to co ja tu robię? I gdzie dokładnie jestem? – zasypałam go pytaniami.
- Spokojnie... Steven cię przyniósł, ale chyba nie dał rady donieść cię do kanapy to i wylądowałaś na podłodze. No, na leciutką to ty zresztą nie wyglądasz. – Uśmiechnął się złośliwie, jednak nie przestawał mnie obejmować. Dziwna sytuacja, ale w sumie nie przeszkadzało mi to. Czułam się całkiem przyjemnie. – A jesteś w Hellhouse, młoda. Witaj w naszych skromnych progach. – Zatoczył wolną ręką krąg. Rozejrzałam się. Rzeczywiście, wnętrze wyglądało adekwatnie do nazwy. Wszędzie walały się puste pudełka po pizzy, butelki po wszelkich możliwych alkoholach, zużyte strzykawki i masa innych śmieci. Dostrzegłam też parę części damskiej garderoby. Kiedy już przyjrzałam się dokładnie temu dość odpychającemu pomieszczeniu, spróbowałam delikatnie wysunąć się z zaciskających się wokół mojej talii ramion. Nie było to łatwe, bo do słabych to ich właściciel nie należał. Po chwili zamiast romantycznego uścisku mieliśmy małą szarpaninę, a po kolejnej chwili wylądowaliśmy na podłodze okładając się pięściami, kopiąc i gryząc.
- Co ty robisz, Hudson? – dobiegł mnie zdziwiony głos o znajomej barwie. Oboje poderwaliśmy się na nogi i stanęliśmy na baczność, jak gdybyśmy byli dwójką nieposłusznych przedszkolaków przyłapanych przez panią. Dopełniła tego podrapana przeze mnie ręka Saula, którą wskazał na mnie mówiąc oskarżycielskim tonem:
- To ona zaczęła! – Izzy, który stał w progu spojrzał na mnie, a zdziwienie na jego twarzy jeszcze bardziej się uwidoczniło.
- Shannon?! A co ty tu robisz do cholery?! W dodatku z nim! Myślałem, że się zwolniłaś i nie chcesz mnie znać, a tymczasem wracam do domu i kogo w nim zastaję? Ciebie obściskującą się z moim kolegą na mojej podłodze! – Na słowo „obściskującą,” wszyscy w trójkę skrzywiliśmy się mimowolnie.
- Ej, ja się z nikim nie obściskiwałem. Znaczy się teraz. – Mulat zrobił minę osoby wyjątkowo zadowolonej z życia. – Po prostu ta wariatka rzuciła się na mnie z pięściami!
- A ty to niby stałeś i nawet nie kiwnąłeś palcem, tak?! – zapytałam ze złością i znów zamachnęłam się ręką, na której już formował się spory siniak, ale w porę powstrzymał mnie Izzy, łapiąc za nadgarstek i odciągając mnie od kudłacza, który pokazał mi język, chwycił ze stołu paczkę czerwonych marlboro i wyszedł z pokoju kręcąc biodrami jak podstarzała modelka na rencie, przyznanej z powodu uszkodzenia miednicy. Spojrzałam na Stradlina z nadzieją, że na mnie nie nakrzyczy za tą niezapowiedzianą wizytę i bójkę z Hudsonem. I musiał, jak zwykle, wyczytać to z moich oczu, bo westchnął tylko wywracając oczami.
- No to po co się tu tłukłaś taki kawał drogi, co? Bo chyba nie po to, żeby się ze mną zobaczyć, co? – uśmiechnął się kwaśno i przysiadł na zapadniętej kanapie, opierając łokcie na kolanach i głowę na dłoniach. Zastanawiałam się jak zacząć. Miałam do niego bardzo nietypową prośbę...
- Izzy... musisz mi w czymś pomóc... – spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem. Odwróciłam głowę. Nie byłam pewna czy chciałam, żeby wiedział o czym myślałam. Już otworzyłam usta, żeby kontynuować tą niełatwą wypowiedź, ale chłopak mnie uprzedził.
- No dobra. Powiedzmy, że mógłbym ci pomóc. O co konkretnie chodzi?
- N
ie przerywaj mi idioto, tylko słuchaj! Bo... bo moja matka... Ona nie żyje! Ona się zabiła Izzy, a ja nie wiem gdzie są dzieci! Ja muszę je znaleźć! – wyrzuciłam z siebie i ukryłam twarz w dłoniach. Spojrzałam na niego przez palce. Na jego twarzy malowało się skrajne zdumienie. No cóż... ważne, że nie był zły.
- To t
y masz dzieci?! – wydusił z siebie po chwili, a wtedy to ja z kolei się zdziwiłam.
-
Co?! A nie... Nie MOJE dzieci! JEJ dzieci! No wiesz... moje rodzeństwo... – skrzywiłam się, a on uśmiechnął się pod nosem - Bo oni chyba ją znaleźli... A teraz nie ma ich w domu!
- No to mów od razu! Chcesz żebym nadzieję tracił? Znaczy się... chodź ich poszukać, daleko nie mogli odejść... – próbował maskować zażenowanie, ale zupełnie niepotrzebnie. I tak miałam na głowie większe problemy niż jego humory.
-
Ale gdzie? Tutaj? Przede wszystkim musimy wrócić do Santa Fe. A poza tym nie możemy tak po prostu wyjść na ulicę i szukać dwójki dzieci! Musimy mieć jakiś plan, musimy mieć jakieś zdjęcia, cokolwiek! Ale zanim zaczniemy ich szukać, mam do ciebie jeszcze jedną prośbę... – podrapał się pogłowie z wyjątkowo mało inteligentną miną, nawet jak na niego.
- Jeszcze coś? Ty się opanuj z tymi prośbami. – Przy tych słowach wstał i wyszedł, kręcąc głową, a ja pobiegłam za nim. - Przecież my się NIE LUBIMY, bo głupia jesteś, nie wiem czy wiesz. Ale ci pomogę, bo ja jestem MIŁY i będziesz miała u mnie dług wdzięczności do końca życia... – mamrotał pod nosem, sądzać zapewne, że wcale go nie słyszę. Szliśmy chwilę w ciszy, po czym nagle chłopak zatrzymał się, przysiadł na krawężniku i odpalił papierosa. Zaciągnął się i wypuścił z ust zgrabne kółeczko dymu. – A teraz myśl geniuszu jak ci się planów zachciało... – do oczu napłynęły mi łzy, choć starałam się je powstrzymać.
-
Ale..! Izzy! Ja potrzebuję pomocy! Przecież to nie tak, że my... – Poczułam, że się czerwienię. Wcale mi się nie spodobało, że mój nastrój jest tak zależny od niego. - Albo wiesz co? Nie! Jak nie chcesz mi pomóc, to sama sobie poradzę! I wiesz co?! Jesteś zwykłym dupkiem! – odwróciłam się na pięcie i poszłam w przeciwnym kierunku, nie mając pojęcia dokąd tak właściwie zmierzam. Za plecami usłyszałam jego marudzenie:
- I widzisz?! Znowu wszystko źle ja! Muszę się napić... Albo nie! Czekaj! – krzyknął za mną, a ja posłusznie wykonałam polecenie, zanim w ogóle zdążyłam pomyśleć, czy chciałam to zrobić. - To ja ci pomogę znaleźć te małe potwory, a potem razem się napijemy, co ty na to?
- Naprawdę?! Pomożesz?! To znaczy... – Zmieszałam się trochę i zredukowałam tą nienaturalną wręcz radość w moim głosie - Skoro tak bardzo chcesz, to czemu nie? Ale ja mam jeszcze jedną sprawę. Poprosiłabym o to kogoś innego, ale mam tylko ciebie... No, poniekąd... – spuściłam wzrok zawstydzona, ale zaraz popatrzyłam na chłopaka z powagą - Chodzi o to, że muszę się pozbyć... no wiesz... zwłok. To co? Mogę na ciebie liczyć?
- Co ty kurwa... Ćpałaś? – pokręcił z niedowierzaniem głową, kiedy zrobiłam błagalną minę. - Przecież ja jestem zbyt delikatny! – powiedział z sarkazmem, potrząsając wdzięcznie głową - jeszcze zemdleję i co wtedy? A tak na poważnie to czy przypadkiem nie jest przestępstwo...? – znów wrócił do sarkazmu, ale tylko na chwilę. Znów zaciągnął się papierosem. - Czemu na policję nie zadzwonisz? - Przygryzłam wargę.
- No bo jeszcze nie jestem pełnoletnia! A nie chcę wylądować w domu dziecka! Poza tym nikt by mi nie uwierzył, że sama się zabiła! Przecież ja jej nienawidziłam! Muszę się jej pozbyć, ale nie dam rady sama! Błagam cię Izzy, pomóż mi! Będę twoją dłużniczką do końca życia! Zrobię co tylko zechcesz, tylko pomóż mi ten jeden raz! – Chłopak zamyślił się, wypuszczając dym nosem.
- Co tylko zechcę, powiadasz...? – uśmiechnął się łobuzersko, a mi szybciej zabiło serce - ...Dobra. Ja ci pomogę, ale już nigdy więcej mi nie wyskoczysz z żadnym trupem! – miałam mieszane uczucia. Z jednej strony odetchnęłam z ulgą. Z drugiej, czułam się... zawiedziona? Rozczarowana? Zaczynałam się siebie bać. Wszystko zaszło stanowczo za daleko.
-
Dobra... No to prowadź do samochodu. Zanim dojedziemy, akurat zacznie się ściemniać.
- W co ja się wpakowałem...! – Mruknął i wolną ręką wykonał jakiś błagalny gest w kierunku nieba - A worki masz? – zapytał, kiedy stanęliśmy przed bordowym Skylarkiem.
-
Worki? A po co nam wo... Aha... no pewnie, że mam! W domu. Chyba... Albo lepiej kupmy jakieś po drodze. Masz jakieś pieniądze? – chłopak uniósł brwi, ale po chwili chyba go olśniło, bo poklepał się po kieszeniach i uśmiechnął triumfalnie. - Mam! – Nagle zrzedła mu mina - Ale picie... A, niech stracę.
-
Tam będzie chyba jakiś sklep. To chodź. – pociągnęłam go za rękę, ale zaraz puściłam. - Albo wiesz co? To ty idź do sklepu, a ja tu poczekam, bo jeszcze sprzedawczyni zapamięta, że sprzedawała mi worki. To by było podejrzane, co? Tak... myślę, że powinieneś jednak iść sam... – posłałam mu błagalne spojrzenie i tym razem to ja przysiadłam na chodniku, wyciągając nogi przed siebie.
- Ty jesteś pojebana... Robisz ze mnie niewolnika! A ja się w dodatku perfidnie daję wykorzystywać! A przecież nie zapominaj że cię NIENAWIDZĘ – oddalił się w kierunku najbliższego sklepu znów mamrocząc do siebie, a ja czekałam.
- I co? Kupiłeś? – Zapytałam podnosząc się z ziemi, kiedy wrócił.
- Nie! Ukradłem! – Wytrzeszczyłam oczy, a on zrobił minę pięciolatka, który został pochwalony przez panią w przedszkolu - A teraz spierdalajmy to i na wódkę starczy – krzyknął i wskoczył za do samochodu. Ja także z tym nie zwlekałam, kiedy spostrzegłam tęgiego sprzedawcę w białym fartuchu biegnącego w naszym kierunku i wymachującego pięścią.
-
Idioto! Nie mogłeś normalnie kupić?! Teraz w dodatku widzieli nas razem! przez ciebie trafię do więzienia! Dawaj te worki! Możesz mnie wysadzić! Sama sobie poradzę! Wielkie dzięki za pomoc! – mówiłam ze złością. Znów mnie zirytował. Jakby nie mógł zachować swoich głupich pomysłów dla siebie, zamiast je realizować...
- Nie doceniasz mojego geniuszu! Jak ją już zakopiemy, utopimy, czy co tam chcesz, to będziesz wkurzona i będziesz chciała się napić! A poza tym wysadzę cię dopiero pod domem. Nie wiem co taka wariatka jak ty może zrobić zostawiona sama sobie w takim dużym mieście... – uśmiechnął się złośliwie, a ja naburmuszona siedziałam obok niego, patrząc w okno. Dopiero po chwili odezwałam się:
-
Być może. Ale to nie zmienia faktu, że przez twoje głupie pomysły mogę mieć problemy! Mógłbyś chociaż czasem myśleć, co? Albo przynajmniej pytaj się mnie o zdanie, zanim zrobisz coś głupiego, co? – chłopak westchnął i pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Tak... to ja jestem głupi.... to ja chcę zakopać matkę samobójczynię i to ja .... ja.... nieważne...
-
Ale ja nie CHCĘ! Ja po prostu NIE MAM WYJŚCIA! Może TY nie masz żadnych problemów, ale nie wszyscy mają tak łatwo! Mam nadzieję, że już nigdy nie będę musiała prosić cię o pomoc... Jesteś po prostu beznadziejny! – Wyrzucałam z siebie całą nagromadzoną irytację.
- Nie przesadzaj.... Jestem tylko mną! Nie moja wina, że nie wiem jak zakopać trupa! Reszta chłopaków pewnie by pomogła... – przerwałam mu, bo wiedziałam, że miał rację. A ja nie lubiłam, kiedy ktoś miał rację, podczas, gdy ja byłam w błędzie.
-
Tak, tak, wiem! Każdy by pomógł lepiej niż ty! Mój jedyny problem, że nie mam innych przyj... znajomych! Wierz mi, gdybym miała inne wyjście, na pewno nie przyszłabym do ciebie...
- Dziękuję bardzo! Jeszcze jedno słowo to ci czymś ryj zatkam bo pieprzysz jak pojebana!
-
Mógłbyś mnie nie obrażać? – odpowiedziałam takim samym, niemiłym tonem. - Dziękuję! – dodałam, kiedy zamilkł. Reszta podróży minęła nam we względnej ciszy. Tylko z radia znów sączyła się ta sama piosenka. Jej słowa dały mi wiele do myślenia...




Ehhh... przepraszam was za błędy jeśli są, ale nie chciało mi się czytać... -.- 
Dzięki za ten spam pod ostatnim rozdziałem - jest super. Nie mam nic przeciwko takiemu samemu tutaj ;D
-Lise Lotte

18 komentarzy:

  1. I CO KŁAMAŁAŚ ŻE DIALOGÓW PISAĆ NIE POTRAFISZ TĘPY KALAFIORZE.?! ;]
    ZEŻARŁAŚ "OSI ODWŁOK" I MAŁE "jebane" POTWORY.! -,- JESTEŚ ZUA I NIE DOBRA..... PRZEZ TĄ KSIĄŻKE CI SIĘ TAK DZIEJĘ.? Xd ZNACZY.... PRZEZ FILMIKI ;d
    NIE MAM NIC PRZECIWKO DALEJ CZĘŚCI PISANIA NASZEGO INTELIGENTNEGO DIALOGU, ALE JUTRO BO JESTEM ZAJĘTA A TY WIESZ CZYM Xd

    caps lock się przestawił a ja nie będę przepisywać -,-

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytam, ale później, bo muszę zabić kuzyna. ]:-)
    No i co do Twojego komentarza na moim blogu, to tak. Pogodzą się. Kiedyś tam napewno...
    Haha! Dobry żarcik. Mój blog nie dorasta Twojemu do pięt, jeżeli Twój takowe posiada ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. no i przeczytałam. Izzy jest GENIUSZEM! już wiem do kogo się mam zwrócić jak będę miała trupa w domciu :D chciałabym ci napisać taki długi komentarz, ale nie umiem takich pisać, niestety..
    bardzo mi się podoba to co tworzysz, lubię kryminały ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. TĘ żądzę mordu
    TĘ niezapowiedzianą wizytę
    nie tą ;P
    ale to takie małe błędy ;)
    zaszalałaś z objętością rozdziału ;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kuźwa, zawsze o tym zapominam xD No, ale poza tym, to nie wiem czy wam też, ale mi się zawsze wydawało, że jak się piszę np "tę kolację" czy cokolwiek, to tak strasznie oficjalnie wygląda, nie? Ale to może tylko ja tak mam xD...
      Dzięki za upomnienie, zwrócę na to uwagę następnym razem :D
      A co do objętości... to wszystko przez te dialogi (które tak pięknie napisałam, bo oczywiście mam wrodzony talent, prawda? xD :P). I tak drugą część tej przeinteligentnej rozmowy zostawiłam na kolejny rozdział :D Który powinien być jeszcze dziś, albo jutro. :D
      Dzięki za komentarz :)

      Usuń
  5. Anonimowy mnie wyręczył. ZAWSZE staram się nie wytykać ludziom błędów z "tę" i "tą", bo wystarczy już, że tępię mnożące się z zaskakującą siłą wykrzykniki :D
    A co do rozdziału to:
    Jednak Steven jest genialnym kierowcą i ma wtyki u Latającego Potwora Spaghetti, bo inaczej zabiłby go własny nieskończony geniusz.
    Od kiedy to Hudson jest jednorożcem? Postacie ci się pomyliły ;)
    'wyszedł z pokoju kręcąc biodrami jak podstarzała modelka na rencie, przyznanej z powodu uszkodzenia miednicy.' - opis miesiąca xD Myślałam, że popluję klawiaturę, spowoduję powódź, zwarcie i w ogóle i przez miednicę Slasha cała moja twórczość zniknie w otchłani nicości.
    Ja bym się chyba trochę bardziej przejęła, gdyby ktoś mi zaproponował ukrywanie zwłok w sukni ślubnej i poszukiwanie zaginionych dzieci z traumą psychiczną, ale ja się nie znam, gdyż nie nazywam się Stradlin.
    Jak oni się pięknie nienawidzą :) Prawie tak jak ja i moje kumpela. Codziennie się wyzywamy, aż mojej mamie uszy puchną i idziemy sobie w siną dal, a potem ja wysłuchuję, jaka to jestem niewychowana i gdzie zrobili błąd :D
    Izzy - Obrońca Funduszy Na Wódkę i jego usilne starania, by coś na ten magiczny płyn zaoszczędzić po prostu mnie rozwaliły na łopaty.
    A dlaczego nie wzięli chłopaków jako wsparcia? Mogliby ją przynajmniej poćwiartować, to by się do bagażnika zmieściła xD A tak to się będą męczyć we dwójkę... No cóż, jednak nie są aż tak genialni, jak im się wydawało...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To z tym chowaniem pieniędzy na wódkę było mocne ;D Rzeczywiście ]:-> Looooololololoolo ;D
      Szatanu.! Ty se nie przeginaj z tymi wykrzyknikami bo napuszczę na ciebie Karpia.! (tak baj de łej, to tak skarpiowanego ryja to na oczy nie widziałyście 0.o)

      Usuń
    2. No właśnie są genialni! Nie wzięłaś pod uwagę jednego - gdyby wzięli chłopaków jako wsparcie, to musieliby dzielić się z nimi wódką!^^ Co jest większym problemem niż chowanie trupa xD
      Omg, Steven jeździ tak dobrze jak ja xD Z tym że mi jeszcze co chwila samochód gaśnie :D Ale nic, mam czas, ogarnę...
      Izzy co rozdział udowadnia, że jednak jest niezwykle miłą osobą xD Z praktycznym podejściem do życia - no cóż, wydawanie pieniędzy na worki, które i tak się wyrzuci, nie ma większego sensu, prawda?
      W ogóle to ja żadnych błędów nie znalazłam, a czytałam na powiększonej czcionce xD A dialogi są przepiękne :D
      No i właśnie ta ich nienawiść też xD Wiesz, ja mam tak, że im bardziej kogoś kocham, tym bardziej po tej osobie jeżdżę. I przypominam jak bardzo nienawidzę, co by przypadkiem ten ktoś nie zapomniał. Patrząc na to z tej perspektywy, oni muszą się uwielbiać^^

      Usuń
    3. Ej ej ej, Szatanu! Ty się źle wczytałaś w ten fragment o jednorożcu. :C To Steven przeniósł Shan, a potem ją upuścił. To on był jednorożcem o złotej grzywie! Ale to jeszcze nie koniec wątku jednorożca Muahahaha! ;D

      A co do dialogów... tak... rzeczywiście są przepiękne... Jak to dobrze, że mam idealny mózg do tworzenia takich pięknych rozmów ^^ ;P Czyż nie? :D
      A czy się uwielbiają, czy też nie... TSJO...
      (jakby ktoś nie rozszyfrował pięknego w swej istocie skrótu: To Się Jeszcze Okaże, Muahaha! Wiem... Jestem Zuem wcielonym :C )

      Usuń
    4. Ha, no czekałam na "to się jeszcze okaże"! xD Coś dawno nie było, prawie się zaniepokoiłam^^ Tego skrótu chyba nie da się nie rozszyfrować :D

      Usuń
    5. Tak Lisa ;D Twoje dialogi za każdym razem mnie przygniatają ;P że też ja tak pisać nie umiem ;P A kwestie Izzy'ego to już wgl wymiatają ;D Prawda.? ];>

      Usuń
    6. Taaak... do Izzy'ego mam zdecydowanie największy talent ;P ;D
      Wiedziałam, że ten dialog Ci się spodoba... :D ;P

      Usuń
    7. No a tak poważnie, to ja bym tego lepiej nie napisała ;D

      Usuń
  6. Zajebiste! Mmm szturchanko ze Slashem! Me Gusta :D No i uwielbiam te kłótnie Izzy'ego i Shannon :D! Hmm, a może tak w następnym rozdziale Stradlin tak się na nią wkurwi, że ją zabije i będzie miał do ukrycia już dwa trupy? Następnie zorientuje się, że patrzenie na świeże trupy sprawia mu przyjemność i stanie się psychopatą?! Zajebie wszystkich członków zespołu i... a zresztą nie ważne :D
    Rozumiem, że nowy jeszcze dzisiaj? xDDDDD

    OdpowiedzUsuń
  7. PRZECZYTAŁAM I JESTEM Z TEGO CHOLERNIE DUMNA! ;D
    MÓWIŁAM JUŻ, ŻE TO KOCHAM? MOŻE I TAK, ALE POWTARZAM SIĘ- KOCHAM TO! <3333
    LUBIĘ TAKIEGO IZZY'IEGO <3 KTO SIĘ CZUBI, TEN SIĘ LUBI, NIE? ;>

    OdpowiedzUsuń
  8. Od jakiegoś czasu czytuję sobie niektóre Twoje opowiadania, bo u Madziałki Cię zauważyłam i chyba zostanę wiernym czytelnikiem. Jak tylko znajdę czas to przeczytam wszyściutko, obiecuję. ;)
    A korzystając z okazji zapraszam do mnie, mam nadzieję, że też sobie poczytasz i wypowiesz się na temat tych moich wypocin. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karolcia you're dead za tą Madziałkę! ;d
      Ale co racja to racja, dziewczyna pisze genialnie <3

      Usuń

A może by tak komentarz? Chociaż kropeczkę, co? Więcej motywacji, to w końcu więcej rozdziałów ;__;