sobota, 9 czerwca 2012

IV


IV

(...) So much out there
Still so much to see
Time's too much to handle
Time's too much for me
It drives me up the walls
Drives me out of my mind
Can you tell me what this means...?
(...)

Nie mogłam wyjść z podziwu dla każdej z tych szesnastu piosenek, wokół których kręciło się moje życie. Ta była jedną z ważniejszych. A może wszystkie były równie ważne? Trudno było mi to stwierdzić. Zatrzymałam się. Odetchnęłam głęboko, przeżegnałam się i spojrzałam z nadzieją w niebo.
- Boże, jeśli tam jesteś... – Nie skończyłam mojej prośby, bo nagle poczułam na ramieniu coś ciężkiego. Jedno spojrzenie i przekonałam się, że ktoś po prostu mnie objął. Nie było to nachalne. Taki... przyjacielski gest. Już odwracałam się, żeby zobaczyć, kto też mógł poczuwać się do takich zażyłych stosunków ze mną, kiedy usłyszałam gdzieś w okolicach ucha cichy, niski głos:
- Jestem, tu jestem... To jaką masz sprawę? – Wybuchnęłam śmiechem. Aż gardło mnie zabolało. Wyszłam już z wprawy. Ostatnio śmiałam się tak, kiedy jeszcze żył mój ojciec. Wtedy uśmiech prawie nie schodził z mojej twarzy. Teraz poczułam się, jakby znów stał obok mnie. Wspomnienia uderzyły we mnie z całą siłą i tym sposobem nie słyszałam, co mówił dalej mój nowy znajomy, dopóki nie wpakował sobie palców do ust i gwizdnął przeciągle. Wtedy znów się roześmiałam i pomyślałam sobie, że w sumie mam całkiem ładny śmiech. Zgadliście, skromność też nie była moją mocną stroną.
- Może by tak koleżanka wróciła łaskawie na ziemię, co? – Zaśmiał się obejmujący mnie wciąż kudłacz. Ręką odgarnęłam mu włosy z twarzy, żeby móc choć przez chwilę zobaczyć jak wygląda. Był całkiem przystojny. Miał ciemną skórę, duże usta wygięte teraz w uśmiechu i ładne oczy.
- Już sobie koleżanka popatrzyła? Radzę dobrze zapamiętać tą twarz, bo pewnie więcej się już nie zobaczymy.
- A to niby czemu? Ja właśnie mam ochotę kiedyś się jeszcze z tobą zobaczyć. – Powiedziałam. Z jednej strony nigdy nie miałam trudności z mówieniem ludziom w twarz tego, co myślałam. Inna sprawa, że zwykle były to nieprzyjemne rzeczy. Właśnie. Do miłych osób też nie należałam. Miałam za to wiele innych zalet. Może nikt nie miał o tym pojęcia, ale miałam. Chłopak parsknął śmiechem, ale po chwili zdał sobie sprawę, że wcale nie żartowałam.
- Nie i koniec. Mam taką zasadę, że nie śpię dwa razy z jedną dziwką. Wiesz, nie wchodzi drugi raz do tej samej rzeki, czy jak tam to było.
- Nie jestem prostytutką. – Powiedziałam z uśmiechem. Nie czułam się obrażona. Potraktowałam to jako pewnego rodzaju komplement. W końcu nie każda dziewczyna się do tego nadaje. Może nie byłam tak brzydka jak mi się zawsze wydawało? A może raczej to on był tak pijany, że nawet moja matka wydałaby mu się ładna. – I nie zamierzam też z tobą spać. – Dodałam po chwili. I nawet nie kłamałam. Może i wyglądałam na zbuntowaną nastolatkę, ale w zasadzie byłam potulna. Za pieniądze to co innego, ale o tamtej akcji z Izzym wolałam nawet nie myśleć.
- W takim razie, ja pięknie koleżankę przepraszam, ale ja szukam dziwki. – Powiedział zabierając rękę z mojego ramienia i popychając drewniane drzwi. Nie mam pojęcia czemu, ale złapałam go za ramię i powiedziałam pierwsze, co przyszło mi do głowy.
- Niestety, obie są zajęte. – Kudłacz zatrzymał się i spojrzał na mnie wyczekująco. Domyśliłam się, że chce żebym go puściła. Nie miałam zamiaru. Wciąż trzymając jego rękę, przecisnęłam się obok niego i weszłam do środka. Jeśli Bóg był, to nie wysłuchał mojej prośby. Izzy Stradlin stał za barem wystukując widelcem na blacie jakiś skomplikowany rytm i nucąc pod nosem. Przerwał widząc kto wszedł do baru.
- No, no, no... Shannon Taylor, najchętniejsza dziwka w całym Nowym Meksyku! I czy oczy mnie nie mylą? Saul Hudson! Ale się dobraliście! – krzyknął z udawanym podziwem. – Trafił swój na swego, co? Tylko pamiętaj, Taylor, dwie trzecie zostają dla mnie.
- Ale ona mówiła, że nie jest dziwką! – Twarz chłopaka wyrażała niemałe zdziwienie. Chyba był trochę zagubiony. Nie dziwię się. Jeśli wypił tyle, na ile wyglądał, to cud, że w ogóle był w stanie stać na własnych nogach. Nie mówiąc o myśleniu.
- Tak? No patrz! A jeszcze wczoraj była innego zdania! – Warknął brunet i sięgnął po szmatę. Wycieranie szklanek było naprawdę najlepszą rozrywką, kiedy trzeba było stać za tą ladą. I pomagało radzić sobie z irytacją.
- No to ja już nic nie rozumiem. – Jęknął Hudson żałośnie. Parsknęłam śmiechem. Nie mogłam nic poradzić, ale on po prostu mnie rozśmieszał. Stradlin spojrzał na mnie wilkiem, wyciągnął z kieszeni paczkę czerwonych Marlbolo, wysupłał jednego i zapalił. Zdecydowanie był przewrażliwiony, skoro mój śmiech aż tak działał mu na nerwy. Rzuciłam mu wściekłe spojrzenie. Pierwszy raz od tak dawna mogłam beztrosko się z czegoś śmiać, a on to psuł. Zaczynałam naprawdę mieć go dość i to najprawdopodobniej z wzajemnością. Z tym, że ja już przywykłam do tego, że ludzie, włączając w to moją własną matkę, mnie nienawidzą. Nie wzruszało mnie to, ale ten chudy, ciemnowłosy chłopak zdawał się nie mieć pojęcia jak to jest. Patrzyliśmy tak na siebie dłuższą chwilę. Ja na niego ze zrozumieniem i lekkim rozbawieniem, a on na mnie ze złością i... ciekawością?
- Tak, tak... – zaczął w odpowiedzi na moje pytające spojrzenie, rzucił niedopałek na podłogę i rozgniótł go końcówką buta. – Byłem ciekawy co takiego się wydarzyło, że tak nagle zaczęłaś się śmiać. Jakoś wcześniej szybciej rzuciłabyś w kogoś butelką pełną alkoholu – skrzywił się na to bolesne wspomnienie. – niż choćby uśmiechnęła. Ale tak naprawdę. Nie kpiąco.
- Aha, ktoś tu jest zazdrosny, co Stradlin? Wprawdzie nie wiem, co takiego ci się w niej podoba, ale ja tu wyczuwam jakąś większą aferę... – Powiedział, a dla mnie sens tej wypowiedzi sprowadzał się do tego, że nawet zupełnie zapity i napalony mężczyzna nie uznał mnie za choćby przeciętnie ładną. Dopiero po chwili dotarło do mnie, co zasugerował. Z pewnym przerażeniem spojrzałam na Izzy’ego. On spojrzał na mnie w tym samym momencie i wtedy stało się coś, czego chyba nikt z nas by nie przewidział. Choć nie mogliśmy przeprowadzić ani jednej spokojnej, uprzejmej rozmowy, jednak musieliśmy mieć ze sobą coś wspólnego, bo oboje chwyciliśmy po szklance i po chwili biedny kudłacz leżał na podłodze wśród rozbitego szkła. Z szerokimi uśmiechami na twarzach przybiliśmy sobie z Izzym piątkę. Od razu cofnęłam rękę i on zrobił to samo. Zaśmialiśmy się zażenowani. Zapadła ciężka cisza, której nikt z nas nie chciał przerywać. Czułam się naprawdę dziwnie. Tak jakbym zrobiła coś złego. Chłopak przybrał ten dziwnie obojętny wyraz twarzy i powrócił do przecierania pozostałych szklanek. Nie chciałam być gorsza. Chwyciłam stojącą przy drzwiach miotłę i zaczęłam sprzątać szklane odłamki. Nie szło mi za dobrze. Odwróciłam się plecami do baru, żeby nie musieć patrzeć na mojego szefa. Ręce mi się trzęsły. Czułam na sobie jego spojrzenie i dałabym sobie głowę uciąć, że było przepełnione złością albo w najlepszym przypadku zupełnie obojętne. Okazało się, że strasznie się myliłam, kiedy nagle ktoś objął mnie od tyłu w pasie. Przestraszyłam się i aż upuściłam miotłę, robiąc tym samym sporo hałasu.
- Przepraszam – burknęłam nie patrząc na niego.
- Przecież nic się nie stało – mruknął mi do ucha, a ja zatrzęsłam się lekko. Czułam się dziwnie. Znowu. Kolejne nieznane uczucie. Było całkiem przyjemne, ale jednak trochę się go wstydziłam. Trochę się bałam. Jeszcze nigdy nie byłam w takiej sytuacji.
- Co ty robisz? – Zapytałam głupio. Miałam wrażenie, że to tylko głupi żart. Że chłopak mnie podpuszcza, żeby potem móc śmiać się do woli z mojej naiwności.
- Spokojnie, zapłacę, jeśli tak ci zależy... – powiedział i zaczął muskać wargami moją szyję. Mój mózg ledwo pracował. Cała drżałam i starałam się tylko za wszelką cenę opanować. Nagle uderzyła mnie fala wspomnień dotyczących Izzy’ego. Pierwsze spotkanie, pierwsza rozmowa, to jak zawsze wiedział o czym myślę, kpiące uwagi, dziwny ton głosu, kiedy weszłam do motelu z Hudsonem... Czy to rzeczywiście mogła być zazdrość? Bo jeśli była... Mogłam zrobić tylko jedno, żeby zachować resztki honoru. I zrobiłam to, choć nie przyszło mi to łatwo. Odepchnęłam Stradlina i szybkim krokiem wyszłam z baru, krzycząc na odchodne:
- Nie chcę od ciebie żadnych pieniędzy, słyszysz?! Żadnych. Zwalniam się!
- Kobiety... – mruknął tak, że ledwie to usłyszałam. – Kto je zrozumie...?






Apfff... nie ma romansu Izzy - Shannon. Jeszcze nie. A może w ogóle nie będzie? W końcu musi pojawić się Steven. No i jest jeszcze Slash. Hmmm.... Na razie tak piszę i rozwlekam to i rozwlekam i wydaje mi się, że co rozdział to gorszy... Mam rację? Whatever...
-Lise Lotte

9 komentarzy:

  1. Łohoho! Nie no zajebisty obrót sprawy! Podoba mi się :D To może teraz będzie z Hudsonem...? :D A może nagle pojawi się Stevenek i oboje się w sobie zakochają i będą mieli 40 popcornowatych dzieci?! Bosh Shannon by chyba nie przeżyła tylu porodów...chyba, że rodziłaby średnio po 10 dzieci za jednym razem, to może w tedy tak...

    No ale mniejsza o to, rozdział wyjebany w kosmos :D I really like it 8D

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzizaskurwajapierdole... to jest zajebiste.! Ty kobieto nie zdajesz sobie sprawy z tego jak ja się czułam jak to czytałam.... Widziałam te latające szklanki i butelki... Miotły talerze... Kupę kłaków i Te haj fajwy piękne.! Pisz to człowieku a będę ci dawać dłuższe bezsensowne komentarze, bo wiem jak je uwielbiasz czytać ];> a teraz.! Nie ma więcej, to ja kończe ;D Jutro napiszesz, jak masz czas to będzie długi bezsens Puszakowaty ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie masz racji, kurde! Mi się podoba, z rozdziału na rozdział coraz bardziej xD W ogóle, nie rozpoznać Slasha? Jeszcze Izzy'ego spoko, można jej to wybaczyć, ale SLASHA?! A tak przy okazji, nawiązując do rozmowy pod ostatnim postem - założyłam, że skoro Shan jest odcięta od wszystkiego, to mogła się nie zorientować, że Izzy to Izzy. W sensie że Izzy gra w Guns N' Roses. Chociaż... Na takiej kasecie nie ma przypadkiem wypisanych członków zespołu? Zresztą nie wiem. Ale wracając. Mi chodziło raczej o to, że Izzy pracuje. To mi kurde nie pasuje! Wydali kilka płyt, czyli kasę raczej mają. On powinien teraz chlać, tworzyć, nagrywać, ewentualnie dawać koncerty, jeździć w trasy... Więc kurde, dlaczego on tego nie robi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okej, to powiem, że "troszkę" zmieniłam historię Gunsów. No ale w sumie mogę, bo to moje opowiadanie. :P Znaczy nieno, są sławni i to się wszystko wyjaśni. Tylko... 1) Nie usunęłam Stevena 2) Trochę namieszałam z ich twórczością. Ale to się jeszcze wszystko wyjaśni. Muszą być różne wątki, nie tylko miłosne... :P
      Spokojnie... wszystko się wyjaśni... tylko nie tak od razu. ;D

      Usuń
    2. Taki bajer :D I ty jeszcze śmiesz sądzić, że "co rozdział to gorszy'? Oczywiście, że muszą być różne wątki, jak są tylko miłosne to historia staje się przeraźliwie nuuudna xD Cieszy mnie, że ktoś podziela moje zdanie.
      Możesz być z siebie dumna - nic nie jest jasne, wszystko jest niezrozumiałe dla zwykłego szarego czytelnika i pozostaje tylko wyczekiwać kolejnych rozdziałów :D

      Usuń
    3. Bo to jest tak, że Izzy, Slash, Steven, Axl i Duff mają złych, ale utalentowanych bliźniaków o tych samych i imionach i nazwiskach! Ale im się udało, a bliźniacy sprzątali kocie kupy na osiedlu i pewnego dnia zebrali się w kupę (?!), zrobili burzę mózgów (albo czegoś mózgopodobnego), zamknęli prawdziwych Gunsów w Zamku Z Agrestowej Galaretki i wymazali im pamięć, po czym puścili z zawiązanymi oczami do miasta i tym sposobem Izzy trafił do La Cośtam De Burdel. Jak można się nie domyślić tak oczywistej rzeczy?! Dobra! Ja wszystko zrozumiem, ale Puszaku?! TY! Nie wiedziałaś?

      A teraz się będę tłumaczyć! Nie było mnie bom jest zarobiony człowiek-diabeł :D Przez cały długi weekend nie widziałam komputera (albo jakoś później, ale wydaje się, że mój odwyk rozpoczął się w długi weekend)i tym sposobem narobiłam sobie tyłów, ze ojeju ^^ Dobrze, już dobrze... Krzycz, linczuj i obarczaj poczuciem winy! Pozwalam ci! Tylko nie po twarzy!

      A gdzie jest ankieta od agrestowej galaretki, hę?

      Usuń
  4. nic nie zrozumiałam, ale i tak mi się podoba xd no i zgadzam się z Veronique, miłosne wątki są czasem nuuuuuuuuudne.

    OdpowiedzUsuń
  5. Potwierdzam słowa Bean ;d ja też mało co zrozumiałam, ale ten rozdział podobał mi się najbardziej ;D
    Fajny Slash <3 No i mi się coś wydaję, że ten romans Izzy- Beth to byłby taki... fajny ;3
    No nie wiem, co tu się kroi i nie wiem także, co stało się w garderobie, kiedy Stradlin szukał czegoś w szufladzie XD
    Buhahahahahahahahaha, Izzy na końcu rozwalił system: kobiety... kto je zrozumie?! ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja chce mojego kochanego, zajebistego Axlusia <333

    OdpowiedzUsuń

A może by tak komentarz? Chociaż kropeczkę, co? Więcej motywacji, to w końcu więcej rozdziałów ;__;