sobota, 9 czerwca 2012

III


III

(...) An "It's so easy" to be social
"It's so easy" to be cool
Yeah it's easy to be hungry
When you ain't got shit to lose
And I wish that I could help you
With what you hope to find
But I'm still out here waiting
Watching reruns of my life
When you reach the point of breaking
Know it's gonna take some time
To heal the broken memories
That another man would need
Just to survive
(...)

Tekst piosenki przewijał mi się przed oczami raz po raz. Rozmyślałam nad tym, jak bardzo jest prawdziwy. Byłam ciekawa co myślał jego autor, kiedy to pisał. Co takiego stało się w jego życiu, co skłoniło go przelania takich, a nie innych słów na papier. Nie miałam nic lepszego do roboty. Stałam za ladą w Casa De La Cuma i od czasu do czasu przecierałam szklanki. Gdybym była w trochę mniej melancholijnym nastroju, może i nawet uśmiechnęłabym się na myśl o tym, co wydarzyło się tu jeszcze nie tak dawno temu. W pewnym momencie drzwi otworzyły się i do pomieszczenia weszły dwie wysokie brunetki o znajomych mi już twarzach i figurach niczym z jakiejś kolorowej gazetki. Aż mnie trzęsło ze złości, kiedy je widziałam. Z natury byłam zazdrosna, a już szczególnie na tle urody. Sama nie byłam piękna i pałałam nienawiścią do wszystkich, którym natura nie poskąpiła tego, czego mi było zdecydowanie brak. A te dwie miały tego aż w nadmiarze.
- Jest już Izzy? – zapytała cicho wyższa z nich, kiedy podeszły do baru.
- A widzisz go gdzieś? – zapytałam ironicznie, rozglądając się teatralnie dookoła z zamyśloną miną. – Bo ja nie. Nie ma go. – dokończyłam nie patrząc na dziewczynę, tylko trzymaną w ręku szmatę. Niewielka różnica.
- Słuchaj, mała dziwko! To, że Stradlin dał ci tą robotę, to nie znaczy, że nie możesz zaraz jej stracić! – Zaczęła dziewczyna celując palcem o długim, krwistym paznokciu w moją twarz. Ta druga, złapała ją za ramię.
- Zostaw, Britty. Mamy ważniejsze sprawy od tej głupiej siksy. – powiedziała, po czym potrząsnęła dumnie głową i zaciągnęła się trzymanym w ręku papierosem z ustnikiem. Potem obie wyminęły mnie i przeszły przez zielone drzwi. Pokręciłam głową z niedowierzaniem i ruszyłam za nimi, zostawiając wcześniej szmatę na blacie i wycierając ręce w okropny, czerwony fartuch, który stał się moim strojem roboczym, kiedy zaczęłam tu pracować. Kiedy znalazłam się na zapleczu, nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Choć ciężko było mi się do tego przyznać, uwielbiałam to miejsce. Niestety, większość czasu musiałam spędzać za ladą, ale nie przepuściłam żadnej okazji, by tu zajrzeć. Czasem, kiedy byłam sama, przychodziłam tu, siadałam na starej, poobcieranej sofie i słuchałam muzyki. Teraz przyszłam tu tylko przypilnować dziewczyn. Na tym między innymi polegała moja praca. Poniekąd nadzorowałam ich pracę. Sprawdzałam, czy odpowiednio wyglądają i czy po ich wyjściu nic z garderoby nie ubywa. O tym akurat nie miały pojęcia, ale Izzy im nie ufał. Mi zresztą też. Sam sprawdzał czy nie kradnę i nawet specjalnie się z tym nie krył. Odkąd dałam mu wyraźnie do zrozumienia, że nie zależy mi na przyjaznych relacjach z nim, przestał nawet udawać miłego. Nie rozmawialiśmy na tematy inne niż praca, a i to zdarzało się dość rzadko. Po chwili Britney i jej koleżanka, której imienia nie pamiętałam, wyszły zza staromodnego parawanu ustawionego w kącie, a ja dokładnie zlustrowałam je spojrzeniem. To była jedyna dobra strona mojego odstraszającego wyglądu. Nie musiałam robić tego, co one. Nie musiałam co noc narażać się na upokorzenie i pokazywać się ludziom ubrana w taki sposób. Bluzki, które były bluzkami tylko z nazwy, bo wyglądały jak wyjątkowo skąpe staniki wyszyte w dodatku cekinami, by jeszcze bardziej przyciągać wzrok. Skórzane spódniczki też nie zasłaniały wiele. Zdecydowanie najmniej skąpe były wysokie, czarne kozaczki zrobione z czegoś lśniącego. Ja nigdy bym się tak nie ubrała. Nawet nie dlatego, że nie chciałabym być prostytutką. Gdybym aż tak potrzebowała pracy, pewnie zgodziłabym się i na to. Ja po prostu nie miałam czego eksponować. Dlatego Izzy zrobił ze mnie burdelmamę. Pilnowałam tych dwóch. Zbierałam od nich to, co zarobiły, wydawałam im z tego po jednej trzeciej, a resztę przekazywałam Izzy’emu, który z kolei mi oddawał jeszcze połowę z tego co zostało. Nie miałam pojęcia, jak utrzymywali z tak niewielkiej sumy cały ten motel, ale nie obchodziło mnie to. Póki ja dostawałam pieniądze, mogli nawet okradać biedne staruszki w ciemnych zaułkach. Jeszcze raz przyjrzałam się dziewczynom, po czym skinęłam głową i wróciłam na salę. Tam czekała na mnie wyjątkowo niemiła niespodzianka w postaci Izzy’ego Stradlina, siedzącego na jednym z barowych stołków i opierającego się łokciami o ladę.
- Cześć. – Powiedział, jak zwykle ściszając głos z końcem słowa, co doprowadzało mnie do szału. Jednocześnie zdziwiłam się, bo od czasu naszej pierwszej rozmowy, nie odzywał się w tak neutralny sposób. Raczej warczał. A teraz nawet lekko się uśmiechał, w ten irytujący sposób. Tak łobuzersko. Uniosłam brwi, dając mu do zrozumienia, że nie rozumiem o co chodzi z tymi uprzejmościami. – Mam prośbę. No, w zasadzie to polecenie służbowe.
- No tak.. – parsknęłam i do mojego głosu znów wkradła się ironia. Naprawdę, przestawałam nad tym panować. – Czemu mnie to nie dziwi, co? Izzy Stradlin miły bez powodu! Przecież to takie częste zjawisko! – Mówiłam zabierając się znów za przecieranie szklanek. Coś trzeba robić z rękami. Brunet nauczył się już, że mi nie podaje się dłoni na przywitanie. Mnie się nie wita. Do mnie się przychodzi, mówi się o co chodzi i się idzie. A przynajmniej tak powinno być, choć niektórzy chyba po prostu nie potrafią przestać mówić choćby i na chwilę. Zdarzyła się sytuacja, kiedy Izzy był bliski wyrzucenia mnie z pracy, a powstrzymała go tylko wielka tajemnica tego lokalu, o której wiedziałam. Generalnie sprawa była taka, że rzuciłam w grupkę klientów butelką tequili. Stradlin tak się tym przejął, że pomyślałam, że to jacyś jego znajomi, ale chodziło jednak o alkohol. W każdym razie wtedy był wściekły i nie przemawiał do niego nawet argument, że oni krzyczeli i nawet próbowali śpiewać. Na samo wspomnienie dostawałam odruchu wymiotnego.
- Tak, wiem, że nie za dobrze nam się układa ta znajomość, ale pomyślałem sobie, że jak lepiej się poznamy lepiej... – moje brwi unosiły się coraz wyżej i wyżej. Nawet nie wiedziałam, że to w ogóle możliwe. Słuchałam tego, co chłopak mówił z rosnącą irytacją. Dłonie zaczęły mi drżeć, a na policzkach czułam rosnące ciepło. Zawsze robiłam się czerwona, kiedy ktoś mnie denerwował. A on powinien o tym wiedzieć najlepiej. W jego towarzystwie moja twarz prawie zawsze przybierała kolor dojrzałego pomidora. – To co t na to? – Zakończył wypowiedź, której od dłuższej chwili starałam się nie słuchać, żeby nie zrobić mu krzywdy. Zależało mi na tej pracy, a tak pewnie musiałabym się z nią pożegnać.
- Nie, dziękuję. – Warknęłam zastanawiając się o co mógł zapytać.
- Nie masz pojęcia, o co pytałem, prawda? – Zapytał z tym swoim bezczelnym uśmieszkiem. Naprawdę starałam się powstrzymać moją prawą rękę od podbicia któregoś z tych jego hipnotyzujących oczu. Oczu, które potrafiły zobaczyć, co pomyślałam albo dopiero za chwilę pomyślę. Oczu, które prześwietlały duszę jak jakiś specyficzny rentgen. Nie podobało mi się to, ale nie mogłam nic na to poradzić.
- A ty jak zwykle wszystko wiesz, co? – Mruknęłam w odpowiedzi, po czym odważnie spojrzałam mu w oczy. Skoro wiedział, co myślę, chciałam, żeby miał choć mgliste pojęcie o tym, jaką niechęcią go darzyłam. Zobaczyłam, że posmutniał i przyznam, że nawet zrobiło mi się głupio. To było dopiero dziwne uczucie. Tak jakby było mi... przykro, że go tak potraktowałam. Ale ja przecież nie miałam serca. To miejsce źle na mnie działało. Potrzebowałam tej skorupy. Potrzebowałam, żeby się nie załamać. Dobrze, że miesiąc dobiegał już końca. Wystarczyło wytrzymać tu jeszcze tylko cztery dni. Cztery długie, męczące dni. Ponure rozmyślania przerwał mi chichot siedzącego przede mną chłopaka.
- Co cię niby tak śmieszy, co? – zapytałam naburmuszonym tonem, bo doskonale wiedziałam co odpowie.
- Było ci głupio? – parsknął śmiechem. – Myślałem, że Shannon Taylor nie odczuwa żadnych emocji poza znudzeniem i irytacją.
- Zapomniałeś jeszcze o złości – Dopowiedziałam ze słodkim uśmiechem.
- Nie zapomniałem. Jeszcze nie widziałem żebyś była zła. Ciebie po prostu wszystko irytuje. Ale wracając do mojego pytania, chcesz zarobić coś ekstra?
- Zawsze. – Odpowiedziałam dość entuzjastycznie jak na mnie. Było coś prawdziwego w tym, co przed chwilą powiedział. Przymknęłam oczy i wsłuchałam się w ciszę. Słyszałam nasze oddechy i bicie serc. Czyli jednak coś tam się kryło pod moimi wystającymi żebrami. Było i od czasu do czasu dawało o sobie znać, tak jak teraz.
- To chodź. – Izzy ponownie przerwał ciszę i pociągnął mnie za rękę w kierunku zielonych drzwi. Za barem nie stał teraz nikt, ale nie przejęłam się tym. Nie mój bar, nie mój problem. On powinien się tym martwić. Kiedy weszliśmy na zaplecze, chłopak podszedł do niskiej komody stojącej naprzeciw drzwi i zaczął z zapałem czegoś w niej szukać. Ja w tym czasie zdjęłam z siebie czerwony fartuch i właśnie zabierałam się za luźną koszulkę, kiedy odwrócił się twarzą do mnie i z wrażenia upuścił trzymaną w jednej ręce butelkę whisky. Szkło i alkohol rozprysnęły się po całym pomieszczeniu.
- Co ty, kurwa, robisz, Shan?! - Krzyknął, a ja myślałam, że zapadnę się pod ziemię...





Tak, tak, tak. Hmmm... Mam nadzieję, że wyszło dziwnie i nic się nie wyjaśniło, tylko jest jeszcze gorzej.
Nawiasem mówiąc, ankieta zamknięta. Wygrał Steven (9 głosów), potem ex equo (!) Slash i Izzy po 8. 
Także łał. To będzie trudne zadanie... xD Trzymajcie kciuki i piszcie komentarze ;D Dzięki, że w ogóle czytacie... :) 
-Lise Lotte

14 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. :o:o:O:O:o:O:O:o !
    co poker fejsy strzelili pewnie :D:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Łooł ale czadzior! :D No to Shannon się wkopała... hehe dawaj dalej! Nie mogę się doczekać następnego rozdziału xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No więc tego nie wiem czy prosiłaś mnie o powiadamianie, ale u mnie nowy xDDD

      I napisz mi przy okazji tą piosenkę o Kuchennej Tajemnicy Stevenka! :D
      A tak w tajemnicy to powiem, że się wyjaśniło w tym rozdziale wszystko xDDD

      Usuń
    2. Dobra ten tego u mnie znowu nowy xDDD Wedle życzenia powiadamiam i ten tego no... miłego dnia, o! 8D

      Usuń
    3. Niee no, znowu ci spamuję... ale u mnie nowy xDDD Miłego czytania ;)

      Usuń
  4. No tak, trochę się jednak wyjaśniło xD Ale to akurat dobrze^^
    To jest piękne, codziennie nowa notka... :D Wspominałam kiedyś, jak bardzo cię kocham, no nie?
    Czy wyzywanie Shan od dziwek przez Britty i tą drugą nie jest przypadkiem hipokryzją? Zaiste, uwielbiam takich ludzi xD Gdyby nie oni, nie miałabym z kogo się nabijać. Chociaż...
    A w ogóle to naprawdę dobrze ci idzie pisanie poważnego opowiadania. Już się nie mogę doczekać, kiedy wprowadzisz Stevena, Slasha i całą resztę. I w jaki sposób to zrobisz :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Przemyślałam to i zmieniłam zdanie. Nic nie jest jasne. Shan słucha Gunsów, tak? Czyli Gunsi są znani. Nagrali kilka płyt. Więc co, do jasnej cholery, Izzy robi w burdelu? Poza tym, co jest oczywiste? Kurde, no. W sensie dlaczego tam pracuje? Dlaczego w ogóle pracuje?
    Ależ ja jestem bystra, że teraz się zorientowałam, że coś mi nie pasuje xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurwa.! Uprzedziłaś mnie.! chciałam o to samo zapytać ;|D ale Od czego Lisa ma Puszaka hę.? ;D Już wyjaśniam: Ona ma tylko ich płytę. Nie ma w domu telewizora, a jak ma to go nie ogląda (prawda Liso.?!) . Tak więc Izzy nie śpiewa na żadnym kawałku z tej płyty ( A jak jest tam Dust n' Bones albo cokolwiek, to i tak nie śpiewa.! ;D). Więc go kobiecina nie poznała, a jak się dowie że jest gitarzystą to go zajebie. KUUUUNIEC.! ;D Mam nadzieje, że ci nie zepsułam planów opowiadania.? xD

      Usuń
    2. Kurde -.- wszystko popsułaś :P Dobra, zdradzę, że jak się dowie, to go nie zajebie xD Nie tak od razu w każdym razie O.o
      A o Dust n' Bones zapomniałam. Kurwa -.- Ale ćśśś.... uznajmy, że on tego nie śpiewał... OOOooo! Już wiem jak to zrobię, dzięki Puszak xD ;P

      Usuń
  6. O kurwa, nie jestem sama - ja też widzę tekst piosenki przed oczami jak jej słucham. A już się bałam, że coś ze mną nie tak...
    W ogóle to fajne zdanie napisałaś 'Póki ja dostawałam pieniądze, mogli nawet okradać biedne staruszki w ciemnych zaułkach.' Też tak mam. Znowu się uspokoiłam i przestałam martwic.
    A jak Ty nie jesteś godna komentowac mojego opowiadania to kurwa nie wiem kto. Płaszczę się przed Tobą, mistrzu.
    I kocham agrest, tak na marginesie! <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Kuźwa, ale bajer! ;D nie, no to jest genialne! I może się powtarzam, ale na serio tak sądzę :))
    No, trochę się wyjaśniło... no nie ważne, zabieram się za kolejny rozdział ;D

    OdpowiedzUsuń
  8. Wooooww! :D To jest megaśne!
    ~Tack

    OdpowiedzUsuń

A może by tak komentarz? Chociaż kropeczkę, co? Więcej motywacji, to w końcu więcej rozdziałów ;__;