„KTO JEST KIM?”
Drzwi otworzyły się z hukiem i stanęła w nich osoba o twarzy
mokrej od łez, czarnej od rozmazanego tuszu i oczach miotających błyskawice.
Jej włosy były w wielkim nieładzie. Całe splątane i udekorowane paroma suchymi
liśćmi i gałązkami. Na sobie miała luźny t-shirt z nadrukiem tak spranym, że
sama nie wiedziała co przedstawiał i spodnie, które kiedyś (jakieś parę godzin
wcześniej) były prawdopodobnie białe, ale teraz dało się to poznać tylko po
nielicznych, wolnych od plam z ziemi i błota fragmentach. Trampki, które miała
na nogach pewnie też nie były oryginalnie błotnisto-brązowe.
- GDZIE ONA JEST!? – wrzasnęła dziewczyna wymachując rękami i przyciągając zdziwione i przerażone spojrzenia przebywających w pomieszczeniu osób. – GDZIE TA ZDZIRA?! – dodała nie doczekując się żadnej reakcji od ubranych na granatowo i czarno postaci. Dopiero pewien gruby wąsacz obklejony różowym lukrem zainteresował się nowo przybyłą.
- Ale o kogo ci dokładnie chodzi?
- O... NIĄ!! No... nie mam pojęcia jak się nazywa! Wiem tyle, że jest pieprzoną morderczynią!! – wąsiasta twarz wykrzywiła się w skrajnym zdziwieniu.
- Eleanore Lynx?!
- A macie tu jakąś inną dziwkę, która kogoś zabiła? Bo szczerze mówiąc nie jestem pewna...
- Ee... nie. Nie mamy tu chwilowo żadnej kobiety, która by kogoś zabiła, chociaż szukamy jeszcze ciągle zabójcy Angelicy Brown – tu wzrok wszystkich przysłuchujących się ciekawie rozmowie, skierował się jak na zawołanie ku wykafelkowanej podłodze. Parę osób uroniło nawet łezkę wzruszenia. Grubas odchrząknął znacząco i wszyscy wrócili do swoich poprzednich zajęć, a on pociągnął zdezorientowaną dziewczynę do (znajomego już skądinąd niektórym z bohaterów tej historii) pokoju przesłuchań. Tu dziewczyna dała upust zdumieniu, które przed chwilą ją ogarnęło.
- Zabójcy KOGO? – po głowie krążyło jej mnóstwo przeróżnych myśli – To ja chyba nie o tym... bo ja to w sprawie Stelli Hopes... Bo ja właśnie...
- Ah tak. Ale to dziwne, bo my już mamy winnego. I z całą stanowczością nie jest to kobieta...
- GDZIE ONA JEST!? – wrzasnęła dziewczyna wymachując rękami i przyciągając zdziwione i przerażone spojrzenia przebywających w pomieszczeniu osób. – GDZIE TA ZDZIRA?! – dodała nie doczekując się żadnej reakcji od ubranych na granatowo i czarno postaci. Dopiero pewien gruby wąsacz obklejony różowym lukrem zainteresował się nowo przybyłą.
- Ale o kogo ci dokładnie chodzi?
- O... NIĄ!! No... nie mam pojęcia jak się nazywa! Wiem tyle, że jest pieprzoną morderczynią!! – wąsiasta twarz wykrzywiła się w skrajnym zdziwieniu.
- Eleanore Lynx?!
- A macie tu jakąś inną dziwkę, która kogoś zabiła? Bo szczerze mówiąc nie jestem pewna...
- Ee... nie. Nie mamy tu chwilowo żadnej kobiety, która by kogoś zabiła, chociaż szukamy jeszcze ciągle zabójcy Angelicy Brown – tu wzrok wszystkich przysłuchujących się ciekawie rozmowie, skierował się jak na zawołanie ku wykafelkowanej podłodze. Parę osób uroniło nawet łezkę wzruszenia. Grubas odchrząknął znacząco i wszyscy wrócili do swoich poprzednich zajęć, a on pociągnął zdezorientowaną dziewczynę do (znajomego już skądinąd niektórym z bohaterów tej historii) pokoju przesłuchań. Tu dziewczyna dała upust zdumieniu, które przed chwilą ją ogarnęło.
- Zabójcy KOGO? – po głowie krążyło jej mnóstwo przeróżnych myśli – To ja chyba nie o tym... bo ja to w sprawie Stelli Hopes... Bo ja właśnie...
- Ah tak. Ale to dziwne, bo my już mamy winnego. I z całą stanowczością nie jest to kobieta...
***
ŁUP! Kolejne drzwi w tym znanym już wam wszystkim domu wypadły
z zawiasów, kiedy dwóch facetów przebranych (według Rogera wyjątkowo udanie) za
krzaki (według Johna za idiotów) wpadło na nie z impetem.
- Ej, ej, ej, kurwa! – ryknął (nie zgadniecie...) Slash zrywając się z zajmowanej przez siebie kanapy. Po drugiej stronie pokoju to samo (nie licząc okrzyku oczywiście!) zrobił Brian May, przerywając gwałtownie swój trwający już plus minus pół godziny monolog na temat koniugacji słowa „autonomia.” Kiedy Hudson to usłyszał, w myślach podziękował wszelkim Rockmańskim Bogom o jakich tylko umiał sobie przypomnieć po wypiciu TAKIEJ ilości whiskey (czyli głównie sobie). Czyli w sumie zmienił zdanie i nie był już wkurzony na gości, którzy waśnie dewastowali mu dom, tylko był im wdzięczny. W końcu ile można słuchać mądrych rzeczy?! W dodatku w wykonaniu May'a (a w sumie w czyim innym)...
- Agencie Zero Zero John, zgłoś się! – Brian wytrzeszczył oczy na blond kolegę. No, robił już dużo dziwnych rzeczy, ale TO przechodziło wszystko!
- Ałaaa... leżysz na mojej ręce! - basista dał znać, że jeszcze żyje.
- A gdzie wezwanie?! Do kogo ty mówisz, co? Wszystko zepsułeś! – Taylor podniósł się, otrzepał ze swojego kamuflażu, po czym w jednej chwili znalazł się pięć metrów dalej i zawisł na szyi "zagubionego," lokatego kolegi. – Gdzie ty byyyłeś, Bri?! Dlaczego nas zostawiłeś?! – załkał przeciągle rozrzewniony perkusista. W tym czasie, zwabieni trzaskiem i krzykami, na dole zjawili się Duff, Izzy i Steven (który zrobił sobie chwilowo przerwę w koczowaniu pod drzwiami pokoju Axla).
- To TYY!! – ryknął wściekle jeden z perkusistów wskazując oskarżycielsko palcem na drugiego.
- To tyy! – krzyknął radośnie drugi próbując rzucić mu się na szyję, ale został odepchnięty.
- AAAXL!! MASZ TAM JESZCZE TĄ PIŁĘ??? – Na te słowa Roger zrobił smutną minkę.
- No co ty, stary? Nie pamiętasz mnie?
- Pamiętam. – odpowiedział Adler uprzejmym tonem. I wtedy wszyscy domyślili się, że coś jest nie tak. On nigdy nie mówił uprzejmym tonem. I rzeczywiście, po chwili dokończył, zdecydowanie mniej uprzejmie: - Pamiętam! Jak mi odbiłeś miłość mojego życia! – I z tymi słowami na ustach trzepnął swojego rozmówcę w twarz.
- Eeej! Nie po to uciekałem z więzienia, żebyś mnie tu bił teraz! – oburzony Rog obrócił się na pięcie i wyszedł z domu, a reszta obecnych popatrzyła za nim w osłupieniu.
- Ekhm... Slash? – niezręczną ciszę przerwał nieśmiało Izzy, wyciągając przed siebie ręce, które do tej pory trzymał za plecami. A w nich trzymał... – Betty-Lue mówi jeden dolar? – dokończył z wahaniem, a ponieważ jedyną reakcją wezwanego do zapłaty było rzucenie w kolegę pustą już butelką po Jacku Danielsie (nie trafił. Kto by trafił do trzech Izzych naraz?), sam wyjął z kieszeni pomięty banknot i wcisnął do świni, która (jak później przysięgał Saul) uśmiechnęła się szyderczo...
- Ej, ej, ej, kurwa! – ryknął (nie zgadniecie...) Slash zrywając się z zajmowanej przez siebie kanapy. Po drugiej stronie pokoju to samo (nie licząc okrzyku oczywiście!) zrobił Brian May, przerywając gwałtownie swój trwający już plus minus pół godziny monolog na temat koniugacji słowa „autonomia.” Kiedy Hudson to usłyszał, w myślach podziękował wszelkim Rockmańskim Bogom o jakich tylko umiał sobie przypomnieć po wypiciu TAKIEJ ilości whiskey (czyli głównie sobie). Czyli w sumie zmienił zdanie i nie był już wkurzony na gości, którzy waśnie dewastowali mu dom, tylko był im wdzięczny. W końcu ile można słuchać mądrych rzeczy?! W dodatku w wykonaniu May'a (a w sumie w czyim innym)...
- Agencie Zero Zero John, zgłoś się! – Brian wytrzeszczył oczy na blond kolegę. No, robił już dużo dziwnych rzeczy, ale TO przechodziło wszystko!
- Ałaaa... leżysz na mojej ręce! - basista dał znać, że jeszcze żyje.
- A gdzie wezwanie?! Do kogo ty mówisz, co? Wszystko zepsułeś! – Taylor podniósł się, otrzepał ze swojego kamuflażu, po czym w jednej chwili znalazł się pięć metrów dalej i zawisł na szyi "zagubionego," lokatego kolegi. – Gdzie ty byyyłeś, Bri?! Dlaczego nas zostawiłeś?! – załkał przeciągle rozrzewniony perkusista. W tym czasie, zwabieni trzaskiem i krzykami, na dole zjawili się Duff, Izzy i Steven (który zrobił sobie chwilowo przerwę w koczowaniu pod drzwiami pokoju Axla).
- To TYY!! – ryknął wściekle jeden z perkusistów wskazując oskarżycielsko palcem na drugiego.
- To tyy! – krzyknął radośnie drugi próbując rzucić mu się na szyję, ale został odepchnięty.
- AAAXL!! MASZ TAM JESZCZE TĄ PIŁĘ??? – Na te słowa Roger zrobił smutną minkę.
- No co ty, stary? Nie pamiętasz mnie?
- Pamiętam. – odpowiedział Adler uprzejmym tonem. I wtedy wszyscy domyślili się, że coś jest nie tak. On nigdy nie mówił uprzejmym tonem. I rzeczywiście, po chwili dokończył, zdecydowanie mniej uprzejmie: - Pamiętam! Jak mi odbiłeś miłość mojego życia! – I z tymi słowami na ustach trzepnął swojego rozmówcę w twarz.
- Eeej! Nie po to uciekałem z więzienia, żebyś mnie tu bił teraz! – oburzony Rog obrócił się na pięcie i wyszedł z domu, a reszta obecnych popatrzyła za nim w osłupieniu.
- Ekhm... Slash? – niezręczną ciszę przerwał nieśmiało Izzy, wyciągając przed siebie ręce, które do tej pory trzymał za plecami. A w nich trzymał... – Betty-Lue mówi jeden dolar? – dokończył z wahaniem, a ponieważ jedyną reakcją wezwanego do zapłaty było rzucenie w kolegę pustą już butelką po Jacku Danielsie (nie trafił. Kto by trafił do trzech Izzych naraz?), sam wyjął z kieszeni pomięty banknot i wcisnął do świni, która (jak później przysięgał Saul) uśmiechnęła się szyderczo...
Oł maj... wiem! Jak ja Was zaniedbuję! Przepraszam, okej? Jak widać rozdziały są ostatnio rzadziej, ale to przez brak czasu (co poniektórzy wiedzą o co kaman ;D). A tak w ogóle, to zauważyliście, że to już dwudziesty?! Jak to zleciało! :D A teraz komentować! :P I spóźnione Wszystkiego Najlepszego! (O ile dobrze zrozumiałam, ktoś tu miał ważną rocznicę, coo?) :D
Aha, obiecuję, że w następnym będzie Palec. Miał być w tym, ale nie wyszło. :( Nie zabijajcie!
-Lise Lotte
-Lise Lotte
Eleanore? Brzmi znajomo ;D
OdpowiedzUsuńZajebiście że wreszcie coś dodałaaaaś! Tęskniłam trochę za tymi popierdoleńcami ^^
Hmmm dobrze zrozumiałaś xD I dziękuję bardzo :)
OdpowiedzUsuńA odnośnie rozdziału to ważne spostrzeżenie - krótki jest! Dobra, wiem, brak czasu. W sumie i tak się cieszę, że w ogóle znalazłaś czas żeby napisać chociaż to, bo już mi zaczynało brakować nowych rozdziałów. Było tylko trzech Izzych? Mógł rzucać we wszystkich po kolei xD
Ale muszę się przyczepić, po prostu muszę i tyle. Otóż chodzi mi o słowo "Koniugacja". Specjalnie w słowniku szukałam, żeby się upewnić i mam takie coś: "Odmiana CZASOWNIKA przez osoby, liczby, czasy, strony i tryby". Ewentualnie "proces rozmnażania płciowego u pierwotniaków", ale jakoś wątpię żeby to o to chodziło xD Ewentualnie cośtam z chromosomami, ale to też nieistotne. A słowo "autonomia" to rzeczownik jest, zdaje się. Więc to taki jakby błąd.
I albo to wina mojego zmęczonego mózgu, albo naprawdę pierwszy akapit taki dziwnie zagadkowy. W każdym razie ja niewiele z niego zrozumiałam. Znaczy... No, to była Dorothy, prawda? Ale o co jej chodziło? I policjantowi z lukrem na ryju, kiedy mówił, że mają już winnego? Bo już nie wiem, czy po prostu to jest żeby jeszcze bardziej wszystko zagmatwać, czy coś przegapiłam.
Kuźwa, załatwiłaś mnie tą koniugacją O.o xD Przyznaję się, że nie miałam pojęcia, że to się tyczy tylko czasowników. Czyli jednak mojemu zajebistemu mózgowi zdarzają się chwile słabości ;P xD Nie będę już tego zmieniać teraz, niech sobie jest z błędem. ;D Będzie to swoisty pomnik mojej prześwietnej i nieprzemijającej inteligencji xD
UsuńA co do pierwszego akapitu, to tak, miał wszystko zagmatwać. Muahaha! ;)
A następny będzie dłuższy! :D Już nawet zaczęłam ;P
Opis Dorthy to idealne odzwierciedlenie mojego stanu, gdy wychodzę z koleżanką na miasto i szukamy żółtego Frugo po sklepach, a potem kupujemy Orbit i skaczemy po ławkach w parku. Tylko ja nie mam rozmazanego tuszu... Jeszcze nie zwariowałam do tego stopnia, żeby się malować, kiedy wychodzę ze zUeM! No to kto w końcu zabił kogo?!
OdpowiedzUsuńKocham przebrane krzaki - idiotów ;D A ten dalej rozmyśla nad rymami do autonomii... Co za uparte stworzenie! A tych bogów to Slash naprawdę wielu sobie przypomniał xD
Steven będzie się mścił? W końcu! Niech sobie ulży za te włosy i wszystkie inne krzywdy.
Betty-Lue jeszcze nie głoduje? No tak... skoro karmi ją aż TRZECH Izzych na raz to ma fuksa, świnia jedna! xD
Jak się cieszę, że obiecałaś Palca! Już myślałam, ze znowu go kosmici porwali... Widzisz? Zmusiłaś mnie do myślenia!
Uśmiechająca się szyderczo świnka- skarbonka :] tego jeszcze nie było ;P Slash ma schizofrenie.! fakt, że pewnie to wpływy alkoholu, ale to się wytnie ;D Slash ma schizofrenie ;D Lolooooololo ;D nicztegonuierozumem ;( Gupi Puszak, nie załapał pierwszego akapita...
OdpowiedzUsuńSpecjalnie to robisz nie.!! Gupia czytam to po raz kolejny i nie łapie, ALE.! Moja teoria spiskowa twierdzi iż ona po prostu pomyliła Axl'a włosy z babą ;D Więcej nie wydumam.... Cholera no, więcej nie czytam.!
Usuńej, fajne to! pisaj, pisaj, pisaj!!
OdpowiedzUsuńPRZEBRAĆ SIĘ ZA KRZAK. MOJE NOWE MARZENIE. Ty to wszystko planujesz czy wymyślasz na poczekaniu? To jest GENIALNE!
OdpowiedzUsuń