„ZŁOWROGI PŁASZCZ”
- A ty... gdzie by cię tu ustawić...? – powiedziała Dorothy
do starej, drewnianej toaletki, którą właśnie wyciągnęła ze swojej sypialni i
teraz stała w korytarzu opierając się o nią. – A może obok tej niskiej komody
będzie ci lepiej? – zapytała mebla (normalnie nie piła, ale stwierdziła, że na
trzeźwo nie jest w stanie wczuć się w przemeblowywanie domu według rad siostry,
to jest zupełnie nienormalnie, więc wypiła – w celach artystycznych!! – dwie butelki
Johny Walkera). – Podobno drewno my być koło drewna, ja pierdolę, co za idiota
to wymyślił?! Ooo nieee!! – jęknęła nagle i walnęła się dłonią w czoło. – To mam
teraz spać w salonie?! Nosz kurwaa maać!! – załamana tą wizją dziewczyna oparła
się o ścianę i po chwili zjechała na dół. Siedziała tak w korytarzu zasłonięta
toaletką, szafką na buty i wiklinowym fotelem, które były w trakcie zmieniania
swojego miejsca pobytu, kiedy nagle usłyszała szczęk zamka. Zamarła w miarę
możliwości (no, jednak była pijana...) i nasłuchiwała. Oprócz niej, klucze do
mieszkania miała tylko jej siostra, ale po co miałaby tu przychodzić? Tak bez
uprzedzenia? Pochyliła się trochę i między oparciem fotela, a bokiem szafki,
zobaczyła długi, czarny płaszcz. Męski...
***
- Steven?!!? Co ty robisz do cholery?!!? – postanowienie Izzy’ego
właśnie szlag trafił, ale chłopak zupełnie o tym nie myślał. Wpatrywał się w
osłupieniu w kolegę, który... klęczał nad zemdlonym (albo nieżywym?!) Duffem i
nożem przycinał mu włosy. Biedny basista wyglądał teraz nawet gorzej od Adlera.
– Przestań!! STEVEN!! – Kiedy gitarzysta zrozumiał, że krzyki nic nie dają,
podszedł ostrożnie do perkusisty (obcięcie szatynowi ręki nie było jakąś szczególnie
pożądaną przez niego reakcją na szturchnięcie kumpla-psychopaty) i szybkim
ruchem wyrwał mu z ręki to zbrodnicze narzędzie.
- Eeej!! No co jest, kurwa?! – wrzasnął blondyn odwracając się w stronę Stradlina i wstając. – Oddaj mi to!! Ja się muszę zemścić!! Jak ja nie mam włosów, to nikt nie będzie miał!! – wykrzyczał mu w twarz, po czym nie uzyskawszy nawet nadziei na odzyskanie noża, wybiegł do ogrodu, gdzie stanął pod oknem pokoju Axl’a i wykrzykiwał takie obelgi, że w końcu wściekły Rudzielec rzucił w niego kijem baseballowym (tasak utknął zbyt głęboko w drzwiach i wokalista nie był w stanie go wciągnąć). Ponieważ trafił, ogłuszony perkusista został po chwili wciągnięty przez Izzy’ego do bezpiecznego (jeśli można jeszcze mówić o bezpieczeństwie w tym domu pełnym wariatów) salonu. Chłopak zlitował się nad nim, bo wiedział, że jeśli go tak zostawi, to Rose w następnej kolejności rzuci w niego piłą łańcuchową, a potem to lepiej nawet nie myśleć (choć piły pewnie i tak by nie przeżył)... Gitarzysta ułożył nieprzytomnego Stevena obok nieprzytomnego Duffa i postanowił pójść poradzić się Slasha, co ma teraz zrobić. Tyle tylko, że teraz drzwi do pokoju mulata były zamknięte, a kiedy zapukał, (wydawało mu się, że usłyszał jakieś ciche jęknięcie) nikt mu nie odpowiedział.
- Eeej!! No co jest, kurwa?! – wrzasnął blondyn odwracając się w stronę Stradlina i wstając. – Oddaj mi to!! Ja się muszę zemścić!! Jak ja nie mam włosów, to nikt nie będzie miał!! – wykrzyczał mu w twarz, po czym nie uzyskawszy nawet nadziei na odzyskanie noża, wybiegł do ogrodu, gdzie stanął pod oknem pokoju Axl’a i wykrzykiwał takie obelgi, że w końcu wściekły Rudzielec rzucił w niego kijem baseballowym (tasak utknął zbyt głęboko w drzwiach i wokalista nie był w stanie go wciągnąć). Ponieważ trafił, ogłuszony perkusista został po chwili wciągnięty przez Izzy’ego do bezpiecznego (jeśli można jeszcze mówić o bezpieczeństwie w tym domu pełnym wariatów) salonu. Chłopak zlitował się nad nim, bo wiedział, że jeśli go tak zostawi, to Rose w następnej kolejności rzuci w niego piłą łańcuchową, a potem to lepiej nawet nie myśleć (choć piły pewnie i tak by nie przeżył)... Gitarzysta ułożył nieprzytomnego Stevena obok nieprzytomnego Duffa i postanowił pójść poradzić się Slasha, co ma teraz zrobić. Tyle tylko, że teraz drzwi do pokoju mulata były zamknięte, a kiedy zapukał, (wydawało mu się, że usłyszał jakieś ciche jęknięcie) nikt mu nie odpowiedział.
***
Zielony Rolls-Royce Phantom mknął ulicami L.A. Za jego
kierownicą siedział wysoki ciemnowłosy mężczyzna z wystającymi przednimi zębami
i oczami pomalowanymi czarną kredką. Obok niego, na miejscu pasażera spoczywała
burza loków o zmartwionej minie i zamyślonych, brązowych oczach. Tylne siedzenie
(no, nie całe, oczywiście) zajmował milczący długowłosy młodzieniec o wielkim
nosie. W skrócie, chłopcy z Queen jechali swoją wypasioną furą na ratunek załamanemu
perkusiście. W pewnym momencie samochód skręcił gwałtownie, przewracając przy
tym stojący na rogu ulicy kontener na śmieci. Kiedy zajechali na Earnshaw Avenue,
wszystkim w okolicy dał się słyszeć odgłos hamowania (taa... Freddie – Bóg szybkich
samochodów...) i auto zatrzymało się w poprzek ulicy. Trójka chłopaków
wyskoczyła z niego i rzuciła się w stronę domu z numerem 4. Nagle usłyszeli, że
ktoś ich woła, więc zawrócili i skierowali się w stronę kolejnej posesji, na
której stał ów nawoływacz, a mianowicie ich najprzystojniejszy na świecie
(hmm...?) perkusista, Roger Taylor. Choć trzeba przyznać, że z trudem go
rozpoznali (raczej po głosie, niż po wyglądzie). Wyglądał okropnie. Ubrany był
tylko w bokserki (nic specjalnego, wyjątkowo nie były w króliczki, ani
kaczuszki), ale wyszło mu to chyba na dobre, bo musiałby płacić niebotyczny
rachunek za pralnię, gdyby miał na sobie coś jeszcze. A to dlatego, że cały był
zakrwawiony.
- Rog, słoneczko, co ci się stało?! – krzyknął Freddie rezygnując w ostatniej chwili z tulenia go do siebie, mając na uwadze dobro swojej epickiej koszulki z Myszką Miki. Nic z tego. Blondyn wybuchnął płaczem i sam rzucił się przyjacielowi w objęcia. Po chwili dołączył do nich Brian, który biegał znacznie wolniej niż Freddie, i John, który dotrzymywał mu towarzystwa, bo nie chciał biec w samotności, a tak szybko jak Freddie też nie umiał.
- Ja-aa... ona... Ona nie żyje!!! – Roger darł się jak stare prześcieradło. Basista poklepywał go po plecach ze współczuciem, a May zamyślił się nad przyczynami nienawiści wśród rasy ludzkiej.
- No, ale jak to? I nikogo nie widziałeś? A jesteś pewien, że w ogóle żyła, jak wychodziłeś do tej łazienki? A potem sprawdziłeś, czy ma puls? Może tylko zasłabła, albo cośtam? – wokalista zasypywał Taylora pytaniami, a on w odpowiedzi płakał tylko coraz głośniej.
- Ona NIE ŻYJE – wydarł się w końcu stanowczym głosem (w domu naprzeciwko jakaś starsza pani zerkała na nich ciekawie zza firanki). – Ma nóż wbity w plecy! – wybełkotał spod zasłaniającej mu usta ręki Mercurego.
- Uuu... No to faktycznie... I co my z nią zrobimy? Ej słuchaj, Rog, a kto to w ogóle jest? – zapytał jeszcze Freddie.
- No właśnie problem polega na tym, że nie mam pojęcia. Obudziłem się u niej w mieszkaniu i nawet nie pamiętam skąd tam się wziąłem. Tyle o niej wiem, że nazywa się S. albo D. Hopes... Tak u niej na drzwiach pisze.
- Rog, słoneczko, co ci się stało?! – krzyknął Freddie rezygnując w ostatniej chwili z tulenia go do siebie, mając na uwadze dobro swojej epickiej koszulki z Myszką Miki. Nic z tego. Blondyn wybuchnął płaczem i sam rzucił się przyjacielowi w objęcia. Po chwili dołączył do nich Brian, który biegał znacznie wolniej niż Freddie, i John, który dotrzymywał mu towarzystwa, bo nie chciał biec w samotności, a tak szybko jak Freddie też nie umiał.
- Ja-aa... ona... Ona nie żyje!!! – Roger darł się jak stare prześcieradło. Basista poklepywał go po plecach ze współczuciem, a May zamyślił się nad przyczynami nienawiści wśród rasy ludzkiej.
- No, ale jak to? I nikogo nie widziałeś? A jesteś pewien, że w ogóle żyła, jak wychodziłeś do tej łazienki? A potem sprawdziłeś, czy ma puls? Może tylko zasłabła, albo cośtam? – wokalista zasypywał Taylora pytaniami, a on w odpowiedzi płakał tylko coraz głośniej.
- Ona NIE ŻYJE – wydarł się w końcu stanowczym głosem (w domu naprzeciwko jakaś starsza pani zerkała na nich ciekawie zza firanki). – Ma nóż wbity w plecy! – wybełkotał spod zasłaniającej mu usta ręki Mercurego.
- Uuu... No to faktycznie... I co my z nią zrobimy? Ej słuchaj, Rog, a kto to w ogóle jest? – zapytał jeszcze Freddie.
- No właśnie problem polega na tym, że nie mam pojęcia. Obudziłem się u niej w mieszkaniu i nawet nie pamiętam skąd tam się wziąłem. Tyle o niej wiem, że nazywa się S. albo D. Hopes... Tak u niej na drzwiach pisze.
***
Slash zwinnie wspiął się po rynnie i wlazł przez otwarte okno
z powrotem do swojego pokoju. Upewnił się, że drzwi są zamknięte, po czym wyjął
zza poły płaszcza małe zawiniątko i włożył je do sporego kartonu stojącego
między regałem, a jego łóżkiem, na którym spoczywał teraz fragment ściany.
Następnie gwizdnął cicho przysuwając głowę bliżej dziury w ścianie pomiędzy
pokojem jego i Axl’a. Ruda głowa wsunęła się do jego pokoju i rzucała mu
pytające spojrzenia.
- I jak ci poszło? – zapytał Rose.
- Zgodnie z planem. – Mruknął w odpowiedzi Hudson.
- Ile?
- Spokojnie, ty rudy szympansie! Jeden dziennie zupełnie wystarczy...
- I jak ci poszło? – zapytał Rose.
- Zgodnie z planem. – Mruknął w odpowiedzi Hudson.
- Ile?
- Spokojnie, ty rudy szympansie! Jeden dziennie zupełnie wystarczy...
Zapierdalasz z tymi rozdziałami jak pierdolony samochodzik wyścigowy ;D
OdpowiedzUsuńHa HAHA Ha ;] poczekam na następny i nie będę się męczyć nad tym, co knują ;> Bardziej skupie się nad swoim rozdziałem ;D Właśnie, wszem i wobec dziękuję za komentarz ;P Biedny Duff... Ja to bym tego skurwikłaka ogoliła z żył tępą łyżką z KFC i chuj mnie obchodzi że owłośone żyły są seksi -.-"
Ty wstrętny, bezuczuciowy człowieku... O nie! Ty... ty oprawco! Jak mogłaś skończyć w momencie, kiedy to właśnie zwijałam się z ciekawości, co też Slash wyciągnął spod płaszcza. ALE! Pominęłaś jeden istotny fakt! PŁASZCZ! Był u Dorothy, prawda? Odciął jej coś! Palca! I nie wmawiaj mi, że to nie on był w jej domu (no, w końcu inni ludzie też mają prawo nosić płaszcze), bo w moim świecie to właśnie Saul kuźwa Hudson był u Dorothy i uciął jej palca, a Rose spytał ile, bo.. bo mógł jej przecież odciąć dziesięć, o!
OdpowiedzUsuńI dlaczego! Dlaczego, och okrutny świecie, nie pozwolisz się mścić biednemu, uciśnionemu Adlerowi! Mógł ogolić Duffa na łyso, przecież ten i tak by zemdlał ;D I wielkiej szkody by nie było xD A Axl jaki przyczajony tygrys, ukryty lew, sokole oko i te sprawy... Niby się boi seryjnych morderców, a tu nagle kręci ciemne interesy z kolegą i odcina niewinnym ludziom palce :P Poza tym, pozazdrościć celności. Żeby tak z okna trafić Stevena kijem baseballowym ^^
Zdolna wiewióra!
Jaki poemat ;O Ale zgadzam się z Tobą w stu procentach chytry człowieku ];>
UsuńHym, hym, hym ;P
UsuńAleż ze mnie szatan! Buahahaha!!
Jak to świetnie ujęłaś "inni ludzie też mają prawo nosić płaszcze" ;D
A jeden istotny fakt, to ty pominęłaś ;P
Jeśli nawet Slash odciął Dorothy palca, bo ma z Axlem jakiś tajny klub odcinaczy ludziom rozmaitych części ciała, jak mówisz, to do czego odnosi się "jeden dziennie wystarczy" ?? ;D że niby co jeden? To teraz w każdym odcinku ktoś będzie tracił palca? Hmmm... muszę to przemyśleć xD
Zresztą, i tak piszę to tylko po to, żeby was wszystkich zmylić i wam wszystko pomieszać. :D Nie może być za łatwo, to i się wszystko musi pokomplikować.
A co do celności Axla, to okno po prostu było nisko. W końcu to tylko pierwsze piętro... ;P Nic w tym takiego nadzwyczajnego :3
W tym momencie cieszę się, że nie ma jeszcze nowego rozdziału The Story.
OdpowiedzUsuńDzięki temu przeczytałam całe osiem rozdziałów, które miałam zaległe do przeczytania *^*
( opowiadanie jest genialne. to taki szczegół )
Więcwięcwiecwiecwiec tak - Dorothy jest siostrą Stelli, prawda.? .w. to by wyjaśniał napis na drzwiach i wcześniejsze wypytywania Stevena o panią Hopes. Co odciął.. nie mam kurwa pojęcia o.o ale palec.? nie wiem, palec jest dla mnie zbyt oczywisty. chociaż teraz sama nie wiem czego mam się spodziewać. ale.. ale do tego to ja jeszcze dojdę.! dojdę tak jak doszłam do pokrewieństwa obu pań . ( tak, tak. założyłam konto. teraz mogę komentować i tu ~)
Ale mi miło przez Twój komentarz :) Fajnie wiedzieć, że wszyscy mnie polecają, możesz dostarczyć listę z nazwiskami i adresami, mam kałasznikowa, sama się z nimi policzę :)
OdpowiedzUsuńW ramach przygotowania do egzaminu przeczytałam Twoje opowiadanie :) Świetne jest. W ogóle genialny pomysł. Oryginalny, serio. Ja na razie tych domysłów snuć nie będę, bo mam rozpuszczony mózg przez powtórzenia i Zagubionych.
Dzięki, dzięki jeszcze raz. I Tobie też powodzenia na tych egzaminach.
/sweet-caress
Jak możesz, zostawiać mnie z tak wielką rozkminą?! Nie wiem, czy w ogóle już się tu udzielałam, ale jeśli nie ,to od dziś zaczynam. Super opowiadanie, nie wpadłabym żeby coś takiego napisać :D No i co z tymi trupami? Po ostatnim fragmęcie przyszło mi do głowy, że to Slash ich tak sobie po jednym dziennie jak na wyrafinowanego psychopatę przystało zabija. Ale tak chyba nie może być, bo ten Rose jest tu jeszcze jakiś dziwny. Ja nie wiem xd liczę, że kiedyś to wyjaśnisz :>
OdpowiedzUsuń/ sea-of-black /
Uhuhu robi się mrocznie :D! jupi hehehe
OdpowiedzUsuńNo i w ogóle zajebiście <3