środa, 18 kwietnia 2012

ROZDZIAŁ 6.


„NAWRÓCENIE”

Dorothy leżała pod stołem. Wbrew pozorom nie była pijana. Ani naćpana. Ani nawet skacowana. Szczerze mówiąc, zwykle trzymała się z dala od tych wszystkich jakże szatańskich używek. Zresztą, nawet wyglądała na porządną. Wzrost przeciętny. Cycki średnie. Włosy do ramion, takie jakieś nijako-bure. Makijaż tak, ale nie jakiś zbyt rzucający się w oczy. No i okulary. I co taka szara myszka robiła na imprezie u Guns n’ Roses? Właśnie nad tym się zastanawiała. I co jej w dodatku strzeliło do głowy, żeby podrywać Duffa McKagana?! Jak tak nad tym głębiej pomyślała, to nie umiała sobie przypomnieć, żeby on odezwał się do niej choć jednym słowem. (No, chyba, żeby mu zaliczyć pijacki bełkot na temat trudnych życiowych wyborów. To znaczy, w zasadzie na temat rowerów. Bo z tego co zrozumiała, to chciał sobie kupić składaka, tylko zastanawiał się nad kolorem). I jeszcze tą kartkę zostawiła... Tak to jest, jak ktoś ma głowę słabszą, to i po jednym piwie głupoty robi.
- Ale ja jestem cholernie głupia! – wyrzucała sobie kopiąc w nogę stołową dla rozładowania negatywnych emocji. – Ja mam jakieś złe to... Feng Shui chyba. Co ja pierdolę?! Zupełnie mi odbiło... Feng Shui... A w sumie... może to nie jest taki zły pomysł? – rzuciła w przestrzeń. – Przynajmniej zrobię coś dla siebie, zamiast tylko się użalać na to zjebane życie... AŁAAaaa... – jęknęła żałośnie zaraz po tym, jak raptownie usiadła w nagłym przypływie entuzjazmu i walnęła się głową stół.
***
ŁUP! Tasak walnął w podłogę milimetry od prawego ucha perkusisty. Ten natychmiast poderwał się i stał teraz nad Axlem patrząc na niego oczami wielkości kołpaków samochodowych. Rudy odetchnął głęboko trzymając się wolną ręką za gardło. Miotał błyskawice z oczu. Nagle wrzasnął (tym razem zupełnie realnie) i rzucił trzymanym w ręce narzędziem w kierunku Stevena, który w ostatniej chwili wypadł na korytarz i nie oglądając się za siebie, ze strachem w oczach pobiegł do salonu. Dopiero tam zatrzymał się dysząc ciężko. Duff i Izzy spojrzeli na niego z przerażeniem. Po chwili wargi Izzy’ego zadrgały i chłopak nie potrafiąc się powstrzymać, wybuchnął śmiechem. Adler zmarszczył brwi przenosząc wzrok z niego, na osłupiałego basistę i z powrotem.
- Co jest? – zapytał podejrzliwie. Nie czuł, żeby krwawił, czy coś podobnego, co mogłoby mu się przydarzyć po ataku tasakiem. Izzy zwijał się ze śmiechu na kanapie. Duff otworzył usta wciąż wlepiając przerażony wzrok w jego twarz. – NO CO JEST, KURWA?! MÓWIĆ, BO ZAJEBIĘ!! – ryknął perkusista zrozpaczonym głosem, powodując u gitarzysty kolejny atak śmiechu. McKagan powoli uniósł rękę i wskazał na głowę Stevena.
- Wło...włosy... – wyjąkał. Izzy z trudem łapał powietrze. Perkusista poczuł się, jakby ktoś kopnął go w brzuch.
- Co włosy?! – krzyknął, a do oczu napłynęły mu łzy. – Kuurwaaa!! – z tym, jakże szlachetnym, okrzykiem na ustach poleciał prosto do łazienki depcząc po drodze po drzwiach, których nikt jeszcze nie wstawił z powrotem.
- Eeej, kurwa! Wypierdalaj z tym swoim kudłatym... Osz, jacieżpierdzielę! – powiedział Slash, który akurat zaczynał rozbierać się przed wzięciem prysznica i stał przed kabiną w samych bokserkach i ze spodniami w ręku. - Co Ci się, kurwa, stało?! –Steven nie odpowiedział, bo zdążył już spojrzeć w lustro i krew go zalała.
- CHOLERNY. KURWA. JEGO. MAĆ. CHUJ. JEBANY. ZAJEBIĘ! UPIERDOLĘ MU TEN RUDY ŁEB!!! – Chłopak zachowywał się jak w amoku (no, w zasadzie to poniekąd był w amoku...). Nagle obrócił się na pięcie i poleciał z powrotem do salonu i dalej, do kuchni. Saul wzruszył ramionami i zajął się sobą. Adler chwycił pierwszy z brzegu nóż wetknięty w drewniany stojak i nawet na niego nie patrząc, z rządzą mordu wypisaną na twarzy skierował się do pokoju „ukochanego” rudzielca, by wbić mu ów przybór kuchenny w którąś z części ciała. Obojętnie, co by to miało nie być.
- Stevie, co ty robisz? – zapytał Duff ze zgrozą przemykającego przez salon perkusistę.
- Nic, nie martw się – odpowiedział Steven uspokajającym tonem, chowając nóż za plecami. – Idę tylko WYPRUĆ FLAKI NASZEMU WSPANIAŁEMU WOKALIŚCIE! – Posłał kolegom uśmiech mordercy-psychopaty. – Nie przeszkadzajcie sobie. – Dodał. Izzy znów chichotał patrząc na jego włosy, z czym próbował się kryć, by nie zostać ofiarą Popcorna-nożownika, a Duff wstał zaniepokojony. Adler, widząc że basista ma zamiar go powstrzymać rzucił się biegiem po schodach w kierunku pierwszego pokoju na lewo. Drzwi nie były zamknięte, więc chłopak zajrzał ostrożnie do wnętrza sprawdzając czy Axl nie chowa się przypadkiem z tasakiem w jakimś ciemnym kącie, ale narzędzie tkwiło wbite w drzwi. „Osz, do chuja. Dobrze, że to drzwi, a nie mój łeb.” Pomyślał, po czym wszedł do pokoju i rozejrzał się w poszukiwaniu wokalisty. Rudzielec siedział w szafie i z zapałem coś pisał. Pewnie nowa piosenka. Adler podszedł do niego, trzymając nóż za plecami i nagłym ruchem pociągnął go za włosy. Ku jego zdumieniu Axl nawet się nie zdenerwował. Nic. Po prostu na niego spojrzał i po chwili wrócił do swoich papierzysk. Stevena zdenerwowało to jeszcze bardziej (o ile to w ogóle możliwe).
- Gdzie są moje włosy, ty rudy skurwielu?! – wrzasnął Rose’owi do ucha pokazując na spore wybrakowanie w swojej misternie ułożonej fryzurze.
- Rozpraszasz mnie, Adler. – warknął w odpowiedzi wokalista. Perkusista zawył z wściekłości i już miał zamiar potraktować go nożem, kiedy w niespodziewanym przypływie zdrowego rozsądku zdołał opanować swoje pierwotne instynkty i łkając wybiegł z pokoju. Tuż za drzwiami zderzył się z Duffem, który poważnie zaniepokojony o życie kolegów (szczególnie Rose’a, bo nie ma żadnej litości dla tego, kto zniszczy fryzurę Stevena) odważył się pójść powstrzymać ich przed walką na śmierć i życie.
- Stevie... ty... ty go zabiłeś?! – wrzasnął basista i złapał się za głowę – Choleraa... zabiłeś Axla?! Jak mogłeś, Sevie, jak mo... – McKagan nie skończył tego zdania, bo... zemdlał. Perkusista podrapał się po głowie patrząc na nieprzytomnego kolegę jak na idiotę. Co mu do głowy strzeliło?! „Ten Duff to jednak jest trochę jak baba...” pomyślał sobie chłopak i zaczął ciągnąć go za nogę do salonu (schody pewnie nie były zbyt przyjemnym punktem wycieczki, jeśli chodzi o i tak już okaleczone plecy basisty). Kiedy Izzy zobaczył to, co zobaczył, przeraził się nie na żarty. Steven z nożem w ręce, wlókł za nogę nieprzytomnego Duffa. W pierwszym odruchu gitarzysta pomyślał, że Adler idzie zakopać ciało w ogródku. Blondyn powiedział z ironią:
- No i po chuj się tak gapisz, panie Wesołku Stradlin?! – Izzy w odpowiedzi jedynie uniósł brwi. - Może byś tak pomógł, a nie te przekrwawione gały we mnie wlepiasz, co?! – Warknął perkusista opuszczając bezwładną nogę kolegi na podłogę.
- W czym, w chowaniu zwłok?! – odkrzyknął Izzy zrywając się z kanapy dramatycznym gestem. – Zabiłeś mojego przyjaciela, ty draniu!
- Ty KTO?! – Zaśmiał się jego rozmówca. – Co to za słowo, kurwa?! – Gitarzysta wziął głęboki oddech, po czym przeszedł do ważniejszej kwestii.
- Dlaczego go zabiłeś, co?! Axla też?! Mnie też zamierzasz zadźgać?! Co z tobą, człowieku?! – Steven pomyślał, że jeszcze chwila i szatyn dostanie jakiegoś udaru, albo czegoś podobnego.
- Co was, do kurwy, pojebało z tym zabijaniem?! Zamknij mordę, Izzy! ZAMKNIJ RYJ!! – wrzasnął, kiedy poprzednie krzyki do Izzy’ego nie przemówiły. Chłopak posłusznie zamilkł. – JA. NIKOGO. NIE ZABIŁEM. – wycedził blondyn, przerywając ciszę. – Duff zemdlał, bo myślał, że zabiłem tego chuja, Rose’a. Teraz ty mi, kurwa, mówisz, że zabiłem Duffa! Co z wami?! Czy ja wyglądam jak seryjny morderca?! – Skrajną złość Stevena zastąpiła jeszcze skrajniejsza irytacja.
- Aha. To wytłumacz mi z łaski swojej, co robisz z tym zakrwawionym nożem.
- Co ty pierdolisz Izzy?! Naćpaliście się z McKaganem, czy co?! Jaki zakrwawiony... Widzisz tu chociaż plamkę krwi?! – zapytał wymachując Stradlinowi ostrzem przed twarzą. Ten odruchowo cofnął się, mówiąc:
- Owszem. A ty nie? – I pokazał mu wyraźnie widoczne zakrzepłe ślady krwi na jednej stronie noża.
- Cholera. Rzeczywiście. Ale to i tak nie ja – wypierał się blondyn. – To już tu musiało być odkąd... odkąd... – powtórzył, a Izzy domyślił się, o co mu chodziło.
- To ten skurw... Znaczy się, to ten... łotr – przez chwilę szukał jakiegoś synonimu. – Ten, co ich zabił...
- Boże, Stradlin, co jest z tobą do cholery?! Wstąpiłeś do Armii Zbawienia, czy może do Świadków Jehowy?! – wydarł się wybitnie zirytowany Steven. – Zachowujesz się dzisiaj jak jakaś pierdolona zakonnica!
- Nie przeklinaj.
- CO, KURWA?!
- Powiedziałem, żebyś przy mnie nie przeklinał. No wiesz, nie mówił niecenzuralnych słów.
- WIEM, CO TO ZNACZY „PRZEKLINAĆ”, DO KURWY NĘDZY!
- Więc tego nie rób. Ja już przestałem, ty też możesz. –Izzy przybrał szlachetny wyraz twarzy i ciągnął dalej. – Postanowiłem, że zmieniam swoje życie i was też zamierzam nawrócić. Wszystkich. Ktoś mi ostatnio mówił, że jak masz dobrą karmę i wyrzekniesz się złych nawyków...
- JA NIE CHCĘ, ŻEBYŚ MNIE NAWRACAŁ! NIE CHCĘ, ROZUMIESZ?! W DUPĘ SOBIE WSADŹ TĄ SWOJĄ KARMĘ! JAK MI TU ZACZNIESZ SZERZYĆ JAKIEŚ PIEPRZONE ZABOBONY, TO CIĘ OSOBIŚCIE WYPIERDOLĘ NA ALASKĘ!! ŁAPIESZ?! – wrzeszczał Steven, a Izzy głęboko urażony wyszedł (po drodze nadeptując przypadkiem na rękę Duffa). Wyniosłość na jego twarzy ustąpiła jednak miejsca zdumieniu, kiedy zobaczył siedzącego pod drzwiami jego pokoju (a w zasadzie opierającego się o nie plecami) Slasha z fajką w ustach.
- Musimy pogadać, stary... – powiedział tym swoim wypranym z emocji tonem, a Izzy’ego aż przeszedł dreszcz...


Łołołoł ;D Coś długi ten rozdział wyszedł. Miało coś być jeszcze o chłopakach z Queen, ale w takim wypadku wcisnę to do następnej części. ;D Przy okazji raz jeszcze dziękuję za szablon!! Jest przezajebisty :D I dzięki też za wszystkie komentarze. Serio. Kocham was ;)
-Lise Lotte

6 komentarzy:

  1. Jestem szczerze zadowolona, że znalazłam tego bloga ;D Fajnie się czyta, a Steven'owi to się nie dziwie... Ja też bym chciała zabić. Tylko żeby na tym "chceniu" się zatrzymało, to by było dobrze. ;P
    Swoją drogą to ja też muszę w końcu w szablon zainwestować ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. Oto i mój przeinteligentny komentarz, pisany pod wpływem muzyki klubowej, którą nafaszerowali mnie na zajęciach WF:
    Dlaczego Slash wygląda mi na zabójcę psychopatę? ;P
    Poza tym ta Armia Zbawienia, akcja z nawracaniem i w ogóle cały wkład Izzy'ego w historię - miażdży xD
    Stworzyłaś zupełnie oryginalnego, nowiuteńkiego Stevena, który O DZIWO nie gotuje.
    Mdlejący Duff - leżę i kwiczę, pozbierać się nie mogę.
    Axl uzbrojony w tasak i mania czesania w wykonaniu Adlera... No mistrzostwo świata, w życiu bym na takie coś nie wpadła!

    A! A propos spamowania na moim blogu, to proszę bardzo i nawet nalegam żebyś mnie informowała, bo osobiście już nie ogarniam, co czytam, a co nie ;D
    I cieszę się, że podoba Ci sie mój mętlik, historyjka o niczym i dziwne przypałowe zachowania bohaterów, tylko nie wiem, o którym wątku rozmawaimy, bo mam ich pięć i uwaga, niespodzianka: NIE OGARNIAM! xD

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG to jest po prostu świtne! Ahahaa fryzurka Stevenka jest naj ! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Izzy kończy z przeklinaniem. No chyba go pojebało. Przecież przekleństwa to zwykłe wyrazy, zwykłe dźwięki, zwykłe literki, zwykłe głoski. Ale żeby nie było, w dalszym ciągu go lofciam dwukropek gwiazdka. No i tajemniczy pan Hudson i jego tajemnicza sprawa. Tylko za Brianem tęsknię, bo polubiłam tego skurwysyna. Za ostro? Być może, jako, że jest on najnormalniejszą i najpożądniejszą postacią w ty m zacnym, szlachetnym tworze. Jego również lofciam, dwukropek gwiazdka

    OdpowiedzUsuń
  5. Grzeczny Izzy, Wkurwiony Steven, wyprawny z emocji Slash i łkający Axl... jeszcze nigdy czegoś takiego nie było, po prostu mega! xD

    OdpowiedzUsuń
  6. TO. JEST. NAJPIĘKNIEJSZY. I. NAJWESELSZY. KRYMINAŁ. JAKI. KIEDYKOWLWIEK. CZYTAŁAM!
    Izzy pragnie nawrócić domowników. To się nie uda. :D Steven się chyba jeszcze w żadnym opowiadaniu tak nie wkurwiał jak w twoim. Nowość! Axl, który ma jakieś napady płaczu. Tego też jeszcze nie było. XD Slash wyprany z emocji. No wow! No i ta moja sierota Duff, która mdleje przy każdej okazji. Ale i tak go kocham. :D
    No coś zajebistego. Dziewczyno Ty książkę napisz, a nie! ;P

    OdpowiedzUsuń

A może by tak komentarz? Chociaż kropeczkę, co? Więcej motywacji, to w końcu więcej rozdziałów ;__;