niedziela, 29 kwietnia 2012

ROZDZIAŁ 15.


„BUNT”

-Ja już mam, KURWA MAĆ, dość waszych PIERDOLONYCH problemów!!
-A-ale... Izzy...
- CO Izzy?! NO, KURWA, CO?! – Pierwszy raz widzieli go tak wkurzonego. Zwykle to Steven krzyczał. Teraz stał tak samo zszokowany jak oni, wytrzeszczając oczy na miotającego przekleństwami Stradlina. Perkusista właśnie dołączył do opłakujących kolejnego trupa, Slash’a i Axla, kiedy ten ostatni stwierdził, że nie będzie płakał po jakiejś obcej babie i że tak w ogóle to myślał, że to Duff nie żyje, ale skoro nie, to on spada i wyszedł drąc się na pół miasta „I used to looove her, but I had to kill heeer...” Na to Adler nie wytrzymał (nawet on ma przecież jakieś ludzkie uczucia, jak litość, współczucie, żal i inne takie). Skumulowała się w nim cała nienawiść do tego Rudego karalucha i rzucił się za nim, wyciągając ręce, jako przygotowanie do uduszenia go. I wtedy się zaczęło, bo jak już zacisnął łapska na jego gardle, to okazało się, że to nie on, tylko Izzy. Z jakiegoś powodu bardzo to duszenie gitarzystę zdenerwowało... – Ja się, kurwa, męczę, załatwiam, wymyślam, pilnuję, a co, kurwa, z tego mam?! GÓWNO mam!! Jedyne, co od was dostałem, to w łeb, tak, że zemdlałem! A w nagrodę mnie jeszcze podduście popierdoleńcy!! BRAWO, KURWA!!
- Sssotusiedzieje...? – z łazienki wytoczył się schlany basista. – Szemukszzyczyszzz Izzy’usiu koany mój?
- TY TAM CAŁY CZAS BYŁEŚ, TY TĘPY CHUJU?!?! – wrzasnął Rose, który zamarł przed drzwiami swojego pokoju. – I BYŁEŚ TAM JAK JA... jak ja... eeh... nieważne....
- Ano, mogło mi siepszzzysnąć, ale niekszycz tak głośno, skarbusiu... skarbeńku ty mój. Ty wiesz, jak ja cię koam? Wszyszkich was koam, kurwa mać... – tak bełkocząc, wsparł się na stojącym najbliżej niego, Izzym (który teraz dla odmiany nie krzyczał, tylko miotał błyskawice z oczu na wszystkich wokół) i objął go w pasie. Saul przestał udawać, że rozpacza nad śmiercią blondynki i zaczął śmiać się z Duffa, który najwyraźniej cierpiał na jakieś rzadkie zaburzenia poalkoholowe i postanowił wyznawać wszystkim miłość.
- A toest moja dziewczyna, wiesz słoneczko ty moje...? – wybełkotał wskazując na swoje łóżko. – Widzę, żeście sieużpoznali – dorzucił z rozbrajającym uśmiechem i... cmoknął zszokowanego gitarzystę w policzek.

***
Poduszka leżała na tapczanie, a na poduszce z kolei leżała ciemnowłosa głowa. Wstrząsały nią spazmatyczne szlochy, które produkowały łzy, które wsiąkały w poduszkę. I tak dalej. Chuda rączka sięgnęła po kolejną chusteczkę, i po jeszcze jedną, i po kolejną. I chciałoby się tej rączce więcej, ale ta była właśnie ostatnia. Wściekła Ellie skoczyła na równe nogi i w przypływie niepohamowanej złości rzuciła jednym ze stojących na pobliskim stoliku zdjęć w ciężkiej metalowej ramce, gdzieś przed siebie. Trzask tłuczonego szkła uświadomił jej, że na drodze do owego „celu” stanęła szyba okienna. Średnio ją to obeszło. Chwytała pozostałe zdjęcia jedno po drugim i wyrzucała w ślad za pierwszym. Potem podeszła do resztek trzymającego się jeszcze jakimś cudem w ramach szkła. Powoli wspięła się na parapet i spojrzała w dół. Marne szczątki ramek i fotografie były stąd ledwo widoczne. A jednak doskonale pamiętała, co przedstawia każda z nich. Roger jako mały chłopiec, Roger ze swoją pierwszą perkusją, Roger na uroczystości wręczenia świadectw, Roger w swoim gabinecie dentystycznym, Roger ze swoimi rodzicami, Roger z Brianem, Roger z resztą zespołu, Roger w krótkich włosach, Roger w bucie, w hucie i na drucie.... I było jeszcze jedno zdjęcie, które teraz ściskała w ręce. Ostatnie. Roger ze swoim przyjacielem Stevenem Adlerem. A między nimi ta dziewucha. Ta zdzira! Ta dziwka! Ta suka! Ta... Ta jego największa miłość... Łzy napłynęły Ellie do oczu, znowu. Czarny tusz do rzęs spływał grubymi strużkami po jej policzkach, szyi. Wzięła głęboki wdech, spojrzała ostatni raz na trzymaną fotografię i zrobiła krok naprzód. 

***
Brygada antyterrorystyczna podzielona na pięć grupek po dwóch, otaczała sporych rozmiarów budynek o nieokreślonym kolorze ścian (gdyby spytali Rogera, z pewnością dowiedzieliby się, że to ochra z dodatkiem różu weneckiego i alabastru) i oknami czarnymi (OK... niech mu będzie... „antracyt i sadza angielska”...) z brudu. Mick i Frank siedzieli w krzakach przylegających do ściany od południa, kiedy padła komenda. Pochylając się przebiegli wzdłuż fasady, gdzie jeden z nich mocnym kopniakiem otworzył drzwi (oczywiście łatwiej byłoby użyć klamki, w tym domu główne wejście chyba nigdy nie było zamknięte. Ale kto by się tam bawił w takie grzeczności)... Za nimi do budynku wpadło ośmiu chłopa, każdy trzymał w gotowości karabin. Dowodzący wskazał swoim na sufit, dając tym samym do zrozumienia, że idą na górę. W zasadzie nie musiał tego robić, wystarczyłoby, gdyby kierowali się tym, co słyszeli. Nieważne. W każdym razie wtoczyli się całym stadem po schodach krzycząc „POLICJA, NA PODŁOGĘ, RĘCE PRZED SIEBIE, BROŃ NA PODŁOGĘ!” Cóż za ironia losu, że właśnie, kiedy skończyli ten piękny wywód, wyskoczył na nich Axl Rose z kałasznikowem AK-74 w rękach i uśmiechem psychopaty na twarzy. Slash zaniósł się jeszcze głośniejszym śmiechem, po chwili dołączył do niego Izzy (no proszę, jak niewiele potrzeba mu do szczęścia...), co wykorzystał Duff przystawiając się teraz z kolei do Stevena i próbując rozpiąć mu koszulę, ale wyraźnie mu nie szło. No, w końcu jeśli się widzi trzy razy więcej guzików, niż jest ich naprawdę, to rzeczywiście trudna sztuka...
***
Brian uronił łzę nad zaginioną publikacją, ale stwierdził, że życie toczy się dalej. Nie może wciąż rozpamiętywać przeszłości. Musi iść naprzód. Więc poszedł. Prosto do księgarni, gdzie zrekompensował sobie stratę kupując całą stertę rozmaitych książek psychologicznych nie patrząc nawet na tytuły. Usiadł ze swym świeżym zakupem na krawężniku przed budynkiem i zatopił się w lekturze nie zważając na raz po raz ochlapujące go brudną wodą z kałuż samochody. 



Przepraszam, że taką przerwę zrobiłam, ale słońce ;D Jutro idę w świat, ale rozdział będzie. Albo najpóźniej we wtorek, jak już mi lenistwo wyżre mózg... I komentujcie, prooooszę!! Piszcie cokolwiek, możecie pierdzielić od rzeczy. Ja lubię czytać komentarze xD O, albo piszcie co byście chcieli czytać, np więcej o Stevenia, albo mniej Rogera, albo niech Duff zemdleje, czy cośtam. Bo ja to nie wierzę, że wszystko tak się wam podoba, a sama nie wiem na co zwracać uwagę większą. :D
-Lise-Lotte

4 komentarze:

  1. Skoro ja lubie czytać komentarze, ty lubisz czytać komentarze, to ci skomentuje bo wiem jaka to radość (chociaż ja ze swojego to sie nie cieszę... ) czytać owe treści zamieszczane pod kłakami i wgl xD
    Ja to bym poczytała... o... o... o PALCU.! TAK.! Ja chce czytać o wiewiórce imieniem Palec.! Dawno jej nie było ;D Napisz o ich pupilku.! napisz napisz napiiiiiisz.! ;D
    Podejrzewam, że Szatanu też z chęcią poczyta o Palcu ^^ Prawda Diabele.? ];>
    Zacnie spłętuję ten jakże nieinteligentny, ale za to ociekający geniuszem mojej zakłaczonej głowy komentarz: Ćpajmy orzeszki.! ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż nadejszłam, by oznajmić, że stworzony przez mój (bez)mózg Palec jest wielce zaniedbywany w owym opowiadaniu!
      Ogólnie wszelkie treści zamieszczane przez czytelników są gita majonez i też je bardzo loffciam (że kurwa co robię? Nigdy więcej nie pójdę do szkoły! Nigdy!)I tak baj de łej to bardzo mi się podobają moje nowe pseudonimy artystyczne, czyli Szatanu i Diabele ^^
      Duff żyje *__* co za ulga! I był schlany... Czyżby wezwał brygadę antyterrorystyczną mocą swoich rozwiniętych jaźni? A propos MOICH niedorozwiniętych jaźni, to wzięły się one za nowe opowiadańsko, które będzie dosyć długie... Przynajmniej tak mi się wydaje.
      No... Ellie się zabiła? I kim była ta dziewczyna, którą wzięli za Duffa, ale to na szczęście nie był Duff i dlaczego Izzy się zdenerwował? Przecież pizganie w głowę i podduszanie to najlepsze dowody braterskiej miłości, nieprawdaż? xD
      Nie wiem, jak ty się możesz cieszyć z Gorącej Żarówki Kosmicznej, która to ogrzewa mój świat wbrew mej woli, gdyż jestem Diabełem deszczolubnym? NIENAWIDZĘ SŁOŃCA! Wakacje to okres, kiedy Szatanu rozmawia tylko z butelkami i wiatraczkiem w pokoju, gdyż "gupi" ludzie chcą go wyciągać na słońce ;/ GUPI!
      Ale zjechałam z tematu! No cóż, zjeżdżanie z tematu to moja specjalność xD

      Usuń
  2. Nie mam mózgu, więc nie chce mi się pisać. Ug, po co mi mózg skoro mam rocka, przytulanie, łazienki, małych chłopców i żarcie .? *O*
    W sumie.. w sumie mogę napisać tyle, że Twój Duff też mi się zajebiście podoba *^*
    poza tym - ON ŻYJE. ON ŻYJE, ŻYJE DO KURWY, ŻYJEE.!

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże, ja sobie ten przedostatni fragment do zeszytu wpisałam! W mojej pierdolniętj wyobraźni cała ta scena wyglądała jak najbardziej popierdolony film akcji świata! Bije z niego taką epickością, że ja pierdolę! Uwielbiam praktycznie każdą z wykreowanych przez ciebie postaci i gdy już mam powiedzieć, że Axl ze śmiechem psychopaty przebija wszystko, do akcji wkracza Duff molestujący Izzy'ego. No kurwa! Jak ty to kurwa robisz?! Naucz mnie tego, adoptuj mnie! I wcale nie kieruję tych słów do niewyżytego seksualnie Duffa, tylko do ciebie, Lise, ma leśna boginio! Tylko ty potrafisz w tak profesjonalny sposób skrzywiać moją psychikę, nawet mnie nie znając! Ja cię po prostu ubustwiam.

    OdpowiedzUsuń

A może by tak komentarz? Chociaż kropeczkę, co? Więcej motywacji, to w końcu więcej rozdziałów ;__;